A wczora z wieczora

Ryk zerwał całą dzielnicę z uśpienia wieczornego przed telewizorem. Mnie znad książki w sypialni, bo przyznać musze, że mam ten obleśny zwyczaj czytania w łóżku. Nagminnie i namiętnie. Tym razem na brzuchu, pod okienkiem dachowym, korzystając z obecnego jeszcze światła dziennego.
Przybył na kolację.
Wyjrzałam przez okno. Ciekawe – słychać, a nie widać.
Wychodząc z założenia, że źródło dźwięku musi przeciez istnieć, dokonałam szczegółowego przeglądu asortymentu budowlanego i… bardzo zabawne, ale się drań usadowił. Sąsiedzi wokół swojego domku mają piękny płotek, z kolumienkami z cegły klinkierowej. Usiadł, łobuz, na kolumience, niczym pomnik na postumencie i drze japę.
Zaapelowałam do miękkiego serca Potomstwa, które, sarkając na czym świat stoi, w zwyczajowy ręcznik papierowy zawinęło karmę i poszło. Kotek zmienił już podejście do ludzkości o 180 st. i oczekiwał na Potomstwo z miną wielce zadowoloną, nie okazując ni krzty zaambarasowania. Nie był uprzejmy nawet zleźć z postumentu, tylko pochłonął posiłek tam, gdzie siedział, potem przeciągnął kota w całości, a następnie wszystkie tylne nóżki i rozpoczął wyglądanie na zadowolonego. Kiedy Potomstwo powróciło na łono, kot obwieścił całej dzielnicy, że własnie spożył i ogólnie życie jest znośne. 10 minut tak obwieszczał i o mało nie zaczęliśmy żałować zakupu tej karmy, w miejsce której być może powinniśmy nabyć wiatrówkę. Wreszcie prawdopodobnie spłynęła na gada refleksja, bo się zamknął i poszedł sobie.

Wygląda na to, że dostosowuje rytm swojego życia do naszego, bo przybywa dopiero wtedy, kiedy już na 100% jesteśmy w domu. Spróbuję mu dziś zrobić zdjęcie i wam pokażę.

Komentarze