1342

Ostatnio moje myśli oscylują wokół określenia "wystarczająco dobrze". Zastanawiam się, z czego mogę zrezygnować, by moje życie było wystarczająco dobre. Co trzeba mieć, żeby żyć, a co można odpuścić. Czy naprawdę trzeba koniecznie posiadać różne rzeczy, żeby poprawnie funkcjonować? Wtajemniczeni wiedzą oczwiście, że nie mam na myśli przedmiotów materialnych, bo bez nich znakomicie daję sobie radę. Lubię mieć możliwość kupienia sobie ulubionych perfum, ale bez nich też ogarniam i nawet nie czuję żalu. Mam ponad 80 par butów. Czy gdybym miała mniej, czułabym się nieszczęśliwa? Bynajmniej.

Dotychczasowe życie przyzwyczaiło mnie mnie do możliwości. Podkreślam: szeroko pojętych. Dziś zastanawiam się nad posiadaniem, ale nie materialnym. Co daje mi poczucie bezpieczeństwa? Czy do tego jest mi potrzebny jakiś inny człowiek, czy mogę zaspokoić ten głód w pojedynkę? Czy dostrzegam swoją wartość, niedodbitą w oczach drugiego człowieka? Czy potrafię sama sobie powiedzieć: jestem kimś ważnym, mam coś, co mogę dać światu i wcale nie muszę tego widzieć w oczach innych ludzi?

Fajnie jest być chwalonym. Swoje poczucie wartości budować na docenieniu, uczuciu, że jest się potrzebnym, nieodzownym. Czy potrafię to zbudować sama? Zrozumieć, że nie potrzebuję lustrzanego odbicia? Uwierzyć, że moja wartość wynika ze mnie samej, a nie czyjeś akceptacji?

Mnóstwo we mnie ostatnio wątpliwości i pytań. Sytuacja poniekąd temu sprzyja, bo żaden Indianin nie stoi nad ogniskiem i nie nadaje znaków dymnych (och. jaka jesteś milusia i niezastąpiona). Mam czas, by się zastanowić nad sobą. Jest mi cholernie ciężko, ale wierzę, że to dobre. Wszystko istnieje po coś. Wiem, że to specjalnie dla mnie. Ale strasznie, strasznie mi z tym ciężko. Znikąd wsparcia. Muszę pracować sama. Pracuję. Choć czasem to jest okupione łzami. (Druga-mamo - nie potrafię przysiąc, że nie chciałabym siedzieć teraz w Twojej kuchni).

Już niedługo zrozumiem, że jestem wartością samą w sobie. Dziś chciałabym, żeby mnie ktoś uratował.
Ani się waż, królewiczu na białym koniu! Zasadniczo to... wal się. Idź sobie ratować inne królewny.

Komentarze

  1. No i teraz nie wiem, nadawać Ci te znaki dymne, że jesteś wspaniała i bez Ciebie Mbl3 by nie było, czy nie nadawać i czekać, aż sama do tego dojdziesz? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadawać! Co innego jest samemu wymyśleć, ale mizianie za uszkiem... cium, cium.

      Usuń
    2. To pozwolisz, że ja te znaki w wytworna formę godną Adrestaki przyodzieję, udam się teraz pomyśleć i wrócę :-)

      Usuń
    3. Przyodziej (zezwoliła łaskawie). Przyodziane też lubię ;)

      Usuń
  2. Przyjezdzaj,rogalikow z makiem ci upieke.
    Nie ma na nic lepszego nad rogaliki z makiem :)
    Moga byc jeszcze z konfitura rozana.Jak wolisz.
    Mialam cos jeszcze mądrego napisac ale pozwol,ze zostane przy tych rogalikach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jem pieczywa :( Ale znasz mnie - zadowole się ATMOSFERĄ ;)

      Usuń
    2. Magda, jak robisz nadzienie makowe? tak jak do makowca? ja jem rogaliki! oraz pieczywo w każdej postaci. Oraz śledzie, w tej ciąży wyjątkowo - bez nutelli.

      Usuń
    3. Takie zwykłe, nudne śledzie bez nutelli? Ke ke? Przeżywam rozczarowanie.
      (Jak byłam w ciąży, matka nie pozwalała mi jeść musztardy łyżeczką wprost ze słoika. Co za ludzie jacyś?)

      Usuń
    4. Rogaliki to rogaliki,zadne tam p i e c z y w o. Pieczywo to w piekarni,u mnie to r o g a l i k i.
      Jak wolisz nazrec sie a t m o s f e r ą to twoj problem,ja tam wole rogaliki. Ktore zreszta wybitnie wplywaja na moje poczucie wartosci,bo nie wiem,czy pamietasz,do niedawna jakiekolwiek slodkosci produkowal w naszym domu tylko i wylacznie moj maz:) A tu sie okazalo,ze mam ukryty talent:) Moge cie nauczyc,chcesz??:)

      Usuń
    5. Chuda,
      az taka perfekcyjna pani domu to ja nie jestem,zeby r o b i c mase makowa:) Ja nia tylko nadziewam rogaliki. Kupuje gotowca w puszce - masa makowa z bakaliami,aktualnie na promocji w tesco -ok,5 zlotych za puche a jest ok.
      A w ciazy tez wciskalam sledzie,najlepsze byly zeschniete rolmopsy z dworcowego bufetu w Krakowie,ktore mi przejety przyszly ojciec kupowal po nocach:)

      Usuń
    6. Czyli uruchomiłaś linię produkcyjną, bo się dzięki temu czujesz lepsza? ;)))))
      Nie wiem, czy chcę, żebyś mnie nauczyła. Ostatnio stwerdzam, że umienie jest przereklamowane. Chyba.

      Usuń
    7. Czuje sie wrecz p e r f e k c y j n a:) W kwestii rogalikow oczywiscie:) Zawsze to cos!
      Nie chcesz to nie,ponawiam zaproszenie na gotowce:)

      Usuń
    8. Chyba zrobię jakiś turdepoloń. Jestem ostatnio rozchwytywana! Ale to dopiero gdy wrócę z tej Australii!

      Usuń
  3. Asiu...to, jaką jesteś jest najcenniejszą bezcennością dla mnie. Dzięki, że jesteś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Państwo widzą, co to znaczy nadymić bez wzywania? A?!
      Namyśliłaś się kiedy ta kawa?
      :* :* :*

      Usuń
  4. Pierwsze dwa akapity - identyfikacja prawie totalna.

    Nie trzeba mieć - trzeba być. A mieć tylko to, co naprawdę niezbędne. Znak rozpoznawczy (mój/0 Dokuczliwość braku. Jeśli brak czegoś powoduję marznięcie/nadmierne gorąco/jakikolwiek ból/totalny dyskomfort/niepotrzebne skreślić - znaczy jest potrzeba i niezbędność. Resztę mogę odpuścić.

    "Co daje mi poczucie bezpieczeństwa? Czy do tego jest mi potrzebny jakiś inny człowiek, czy mogę zaspokoić ten głód w pojedynkę? Czy dostrzegam swoją wartość, niedodbitą w oczach drugiego człowieka? Czy potrafię sama sobie powiedzieć: jestem kimś ważnym, mam coś, co mogę dać światu i wcale nie muszę tego widzieć w oczach innych ludzi?"

    Moja wartość już nie odbija się w oczach drugiego człowieka. Znam swoją wartość i swoje talenty. Nie jestem ich twórcą, otrzymałam je. Znam też większość swoich antytalentów i akceptuję je. Nie mam głodu, nie potrzebuję pochwał, a upokorzenia służą mi prześwietnie:)
    Rzecz jasna nie natentychmiast, o nie:)))

    Wiem, mam to wyryte w sercu, że jestem dzieckiem Boga. Jego Miłością.
    To esencja mojego bytu - nawet wtedy, gdy o tym nie myślę.
    Uwielbiam Jego Miłość (Kazanie na Górze - jakby co).
    Mam poczucie bezpieczeństwa nawet w największej po ludzku rozumianej klęsce.
    Ulegam chwili, ale zawsze wracam do pionu.
    Wiem, komu to zawdzięczam...

    Życzę Ci odnalezienia.
    A później ulgi.
    Ona przyjdzie, jak znajdziesz.

    A co do chwalenia... łaska pańska na pstrym koniu jeździ.
    Raz nie spełnisz czyichś oczekiwań i ....
    A może przeze mnie przemawia gorycz?
    Niekoniecznie:)

    Uczę się. Każdego dnia się uczę i wyciągam wnioski.
    I tylko coraz trudniej mi wierzyć człowieka...
    Ostoje tejże wiary jeszcze posiadam.
    Mam nadzieję, że nie zawiodą.

    Ściskam ciepło:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też znam, Dorotko, ale wciąż mi miło, gdy ktoś pomizia mnie za uszkiem. Moje rozważania dotyczą raczej faktu, czy jestem już gotowa przejść na ciemną stronę mocy, gdzie będzie mi to zwisało smętnym kalafiorem :)

      Usuń

Prześlij komentarz