1417

Chwytliwe te notki o miłości, nie? Uśmieje się człowiek za wszystkie czasy. No to, ponieważ dziś święto, utrzymam się w tej tematyce i opowiem (martu, wybacz, błagam) o wspominanym onegdaj cichym wielbicielu.

Jak rozumiem, ustaliliśmy już, jaka była w czasie nastoletnim moja konstrukcja psychiczna. Ogólnie rzecz biorąc - żałosna. Poza tym widomym uszczerbkiem na intelekcie, wiodłam żywot dziewczęcia wielce towarzyskiego, miałam nieprzeliczone rzesze kolegów (cóż za nieprawdopodobny zbieg okoliczności, prawda?), z którymi w okresie smarków na twarzy zasuwałam po drzewach i dachach, natomiast podrósłszy - się prowadzałam. Towarzysko oczywiście. Koleżanek miałam znacznie mniej (cóż za nieprawdopodobny zbieg okoliczności, prawda?), bo jakoś do mnie nie pałały (dziwne...), ale to mi nie dawało do myślenia. Odczuwałam jedynie przemożny żal na okoliczność bycia sierotą. Brzydką i nieatrakcyjną towarzysko. Nawet koleżanek nie mam, buuuuu...

Dygresyjka
Jesuuuu... Za żadne skarby świata nie wróciłabym do tych czasów. Jaka ja wtedy byłam nieszczęśliwa. Fuj.
Koniec dygresyjki

Końcem szkoły podstawowej i w liceum, gdzie bawiłam się naprawdę nieźle (towarzysko, bo wciąż cierpiałam, że nikt mnie nie kocha), z którego to powodu o mało nie zdublowałam klasy przedmaturalnej - taka była impreza - czyli w wieku, powiedzmy, lat 15 - 18, posiadłam ścisłe grono wiernych towarzyszy. Dla nikogo zapewne nie będzie dziwne, gdy powiem, że wyłącznie pci wprost przeciwnej. Świat pękał ze śmiechu, nazywając nas D'Artagnan i trzej muszkieterowie. WSZĘDZIE i ZAWSZE we czwórkę. Internetów nie było, komórek nie było, człowiek miał więc wiele czasu na relacje towarzyskie. Zrobiliśmy z pięćset tysięcy maratonów, spacerując ulicami miasta, i dziw, że nam języki od gadania nie poodpadały.

Z jednym z moich muszkieterów (T) przyjaźniłam się od przedszkola. Aż strach wyznać, że znamy się już 37 lat. Gdyby nie on, nigdy bym nie dodała dwóch do dwóch. Nigdy bym się nie dowiedziała. Cholerny zdrajca i to razy dwa. Nastukam mu przy najbliższej okazji.

Dygresyjka
Gdy ze związku z pewną przeuroczą Anią urodziła mu się w końcu córeczka, dał jej na imię - nie zgadniecie - Zuzanna. Mamy więc swoje Zuzanny (tylko jego jest jeszcze mała). Ani chybi przypadek.
Koniec dygresyjki.

Wracam do meritum. W moim świecie to byli kumple. Świetni, na zabój. Inteligentni, dowcipni, zawsze w pobliżu. Dobrze mi z nimi było. Nie myślałam o swojej nieudaczności, bo dla nich... nie byłam dziewczyną. Tak uważałam. Strasznie lubiłam te chwile, gdy - po przebrzmieniu ryku Asosława!!! - wyglądałam przez okno i widziałam ich trzy uśmiechnięte od ucha do ucha pyski. Byli tam. Pogoda obojętna. Dzień obojętny. Po prostu byli, czekali, a ja byłam dla nich ważna. Beze mnie nie dało się przetrwać popołudnia. Ani jednego. Do czasu, kiedy coś zaczęło się psuć.

Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Myślałam, że to coś między nimi. Wiecie - chłopaki mają swoje strasznie ważne sprawy, w które się nigdy nie wtrącałam. Ale bessa trwała. Oczywiście wciąż przychodzili we trzech, ale to już nie było to samo. Przychodzili też w innych konfiguracjach. I coś zgrzytało.
Smutno mi było z tego powodu, więc uderzyłam do T, żeby rozjaśnił mroki.
- Głupia jesteś, skup się - odpowiedział. - Chcesz herbaty?
- Chcę. Ale dalej nie wiem, o co chodzi. Pokłóciliście się o coś?
- Skup się, Asos, do cholery.
Nie dowiedziałam się niczego. Czas mijał, drogi nam się rozeszły, ja poznałam jakiegoś chłopaka, oni dziewczyny. I tyle. Szkoda.

Dopiero po latach wyznał mi prawdę. Byliśmy po trzydziestce!!!
- O co wam wtedy poszło?
- Nam?! Ty masz coś w puszce czaszkowej, czy zupełne wygwizdowo?
- Nie bądź świnia, co?
Z pomocą przybyła owa urocza żona Anna.
- Asia... W. się w tobie zakochał. I to rozwaliło cały uklad. Właściwie to on sie kochał w tobie zawsze, tylko wtedy mu żyłka strzeliła. Nie wytrzymał chłopina.
- A ty skąd wiesz?! Pochodzisz z czasów późniejszych!
- WSZYSCY to wiedzą.
- Ale co wy?
- Jemu nie przeszło do dzisiaj. Dopóki jest trzeźwy, to o tym nie gada. Ale jak wypije... wytrzymać się nie da. Asia. Asia ponad wszystko. Żona od niego odeszła z twojego powodu. Powiedziała, że w ich małżeństwie nie ma miejsca dla trzech osób.
- Co ty mówisz?! Nie mamy ze sobą kontaktu prawie 20 lat!
- Wymiksował się, bo myślał, że go nie chcesz. Naprawdę nie wiesz o tym?
- Nie miałam pojęcia...

T. również był uprzejmy dorzucić swoje trzy grosze.
- Przez ciebie przyszedł kiedyś i nalał mi po mordzie.
- No co ty?! Ale dlaczego?
- Mylilem się co do ciebie, ty naprawdę jestes kretynką. Zwidziało mu się, że do ciebie startuję.
- A nie startowałeś? Bo ja już nie wiem. Wspólnie z małżonką rozwaliliście mi całe dzieciństwo.
- A kopnąć cię w dupę?
- A jemu oddałeś?
- Nie oddałem. I tak był strzępem człowieka. Jak się pozbierałem, wyjaśniliśmy to sobie na spokojnie i poszliśmy na piwo.
Ludzieee... Oni sie przyjaźnili całe życie! Ale syf.

I wtedy mi się przypomniało! To było w czasach, kiedy smród już się snuł. W. przyszedł do mnie sam, co było dziwne nieco, ale że sytuacja napięta, to pomyślałam: może czegoś się dowiem. Nie pytałam wprost, skoro przylazł i będzie chciał zeznawać, to zezna. A skoro nie chce, to nie ma o co pytać.
Poszliśmy na spacer, rozmowy niby jak zawsze, ale jakieś przemilczenia się pojawiały. Usiedliśmy na ławce. Cisza zaczęła być nieprzyjemna.
- Spójrz na mnie - powiedział w końcu.
- Patrzę - odparłam, robiąc dobrą minę do złej gry. - I co?
- Spójrz mi w oczy. Widzisz?
- Taaaa... Stary, jak ci się tak przyglądam, to ty zeza masz! - zachichotałam, bo chciałam rozładować atmosferę. - I grzywkę od garnka przyciętą.
Coś mu się stało z twarzą, ale nie skomentował.

Biedny. Jaka byłam głupia! Jaki on był głupi!!! Strasznie go lubiłam i podobał mi się. Ale skutecznie tłamsiłam w sobie takie emocje, wychodząc z założenia, że jestem brzydka i beznadziejna, więc lepiej utrzymywać relację taką, jaka jest, czyli kumpelską, niż ją zepsuć po całości. W końcu na mnie nikt nie mógł zwrócić uwagi, nie? To już ustaliliśmy.
Gdyby wtedy okazał jakieś cojones, wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej. Ale pewnie miał tak, jak ja. Bo człowiek głupi w tym wieku, co? Nie chce popsuć. Właściwie jest się niezbyt mądrym w tych sprawach całe życie. Przynajmniej ja.

Ciąg dalszy niechybnie nastapi. Bo właśnie wysłałam sms do T. Że starzy jesteśmy. Nie ma na co czekać. I niech się wreszcie ogarnie, i umówi nas we czwórkę. Sto lat ich nie widziałam, do cholery jasnej!!!

Komentarze

  1. E nooo daj znać, jaki będzie ciąg dalszy............

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milczy żłób. Ale znajdę go. Wiem, gdzie pracuje, hehehe.

      Usuń
    2. Jeszcze nie ochłoną. daj mu szansę - ale bez przesady.

      Usuń
    3. Ej, no ostatecznie z T. to my się akurat kontaktujemy. I ten pomysł już był, ale wymyślali jakieś przeprowadzki-sradzki i w efekcie rozeszło się po kątach. No, chyba że coś jest na rzeczy. To przycisnę gada, żeby mi wyznał prawdę. W razie odmowy, zadzwonię do żony ;)

      Usuń
  2. Prawdą jest , że nie ma długiej przyjaźni z facetami. Przyjaźń trwa do momentu aż któryś się zakocha. Też nie zajarzyłam,/ a podkochiwałam się w TAKIM JEDNYM /. Wyjechałam, wyszłam za mąż, założyłam rodzinę. Dopiero po kilku latach jak przyjechałam do rodzinnej miejscowości to spotkałam TEGO JEDNEGO i pogadaliśmy sobie. No cóż, jest takie przysłowie - " jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz". Dlatego dzieciom opowiedziałam moją historię, a z moim mężem jestem już 39 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! Jeszcze to uogólnię: nie ma przyjaźni tam, gdzie w grę wchodzą inne emocje. I mam tu na myśli zarówno emocje typu zakochanie, jak i zazdrość, dajmy na to.

      Usuń
  3. Woterloo Ty chcesz się spotkać z tym W ???? znowu mu świat przewrócisz do góry nogami ! a co jeśli na nowo ułożył sobie życie ? i teraz Ty się pojawisz i wszystko się odmoczy ??? a jak się dowie że to była Twoja inicjatywa to już na pewno nakarmi się przed tym jakimiś nadziejami ...nie wiem nie spotykałabym się ...Ty patrzysz na to inaczej a nie wiadomo na jakim zakręcie jest on ...ale historia fajna ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to bym się z nimi trzema spotkała. Naprawdę chciałabym wiedzieć, co się dzieje w ich życiu. Minęło ponad 20 lat - może czas się przekonać, że już dawno nie jestem tamtą dziewczyną, co? Tylko stara babą :D

      Usuń
  4. no nie wiem, nie wiem, ale z chęcią się przekonam. tylko żeby się dowiedzieć to jeszcze długo muszę pożyć przy takim tempie akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie pytaj. Ja tylko płynę z nurtem rzeki. Serio.
      Poza tym jestem - jak było widać - po rozmowie. I powiem Ci jedno: faceci powinni natychmiast się zabić. Grupowo. Jakieś malownicze harakiri na rynkach miast może. Oni mówią o hormonach? Zapomniałam, że wszyscy trzej mają właśnie kryzys wieku średniego. Kurwa.
      Niech se kupią po ferrari.

      Usuń

Prześlij komentarz