1982

Och! Gosia z Manufaktury Radości wywołała niechcący temat, to ja sobie narobię teraz wrogów. Z rozkoszą, gdyż pasjami lubię kij w mrowisko. Pasjami. Będzie o alkoholu. (Aż poszłam po kieliszek, bo to się nie godzi, żeby opracowywać TAKI temat bez).

Alkohol jest używką, jak każda inna. I może stać się nałogiem, jak KAŻDA używka i KAŻDE zachowanie. Nałogi to nie tylko przyjmowanie tytoniu, alkoholu, narkotyków czy leków. To również zwykłe, codzienne zachowania, które, wykonywane kompulsywnie, wywołujące potrzebę powtarzania i niewolą nas (owszem, również kultywowanie "zdrowego" trybu życia). Wiem, o czym mówię - palę ponad 20 lat. Kiedy się zastanawiam, dochodzę do wniosku, że to jedyne natręctwo, z którego nie potrafię zrezygnować. No, może prócz czytania. A właściwie potrafię, ale muszę mieć naprawdę dobry powód. W moim przypadku takim powodem było dziecko - zorientowałam się, że jestem w ciąży gdzieś po dwóch tygodniach i natychmiast przestałam palić. Po prostu potrzeba się nie pojawiała. Wytrzymałam blisko półtora roku, czyli całą ciążę i czas karmienia piersią. Potem chęć wróciła jak bumerang i nie opuściła mnie do tej pory.

W powszechnej opinii alkohol jest złem, bo po nim ludzie robią się nieodpowiedzialni, wrodzy, agresywni i krzywdzą innych, często zależnych od siebie, czyli słabszych. Ale przecież to nie wina alkoholu! To w nas samych drzemią różne zła, które znajdują ujście w taki czy inny sposób. Jeśli ktoś nosi w sobie agresję, nienawiść, niskie poczucie własnej wartości, potrzebę chorobliwej dominacji, to te cechy nie wzięły się z picia - one się pod jego wpływem ujawniły. Gdyby kat nie pił, też byłby katem, procenty do tego niepotrzebne. Znalazłby inną wymówkę.

Sztuka tkwi w tym, żeby umieć radzić sobie samemu ze sobą. A jeśli dostrzeże się problem, który nas przerasta, umieć poprosić o pomoc. Alkohol nie ma tu nic do rzeczy, on jest katalizatorem, ścieżką, z której ludzie korzystają, bo prowadzi do osiągnięcia różnych celów. Ale sam z siebie nie jest powodem nieszczęść - to czynią kotłujące się w nas emocje. Czasem wydaje się, że nie mamy na nie wpływu, więc sięgamy po kieliszek, bo to odpręża, dodaje wiatru w żagle. Złudnie, ma się rozumieć.

Ja tam lubię się napić, ale pociąga mnie raczej smak niż efekt. Że niby co? Wyluzować bym się miała? Toć jestem luźna, jak sanki w maju. Na elokwencję miałoby mi wpłynąć? Chroń, Panie Boże, otoczenie od nadmiaru mojej elokwencji. Na odwagę? Jeśli jej w sobie nie znajduję na trzeźwo, to do dupy z taką odwagą po pijoku. Phikam na to. Bezwartościowe.
Kocham wino i często je pijam w niewielkich ilościach (półmusujące Prosecco z Biedry - 19,99 - polecam). Pasjami niektóre gatunki koniaku: pieszczotliwe ogrzewanie kieliszka w dłoni, żeby zawartość oddawała aromat, powolne, leniwe popijanie po malutkim łyczku przez cały wieczór... ach. Za niektórymi nalewkami przepadam, tu prym wiedzie pigwówka produkcji Teściów. Piwo bardzo rzadko i raczej z tych "udziwnionych", np. pół szklanki miodowego gryczanego. Albo duże, jasne, gorzkie w upał. Jedno, żeby nie lać jak z cebra. Ouzo! Bardzo, bardzo. Nie ma jak lato, upał, espresso i ouzo. Choć na co dzień wolę latte. Ale nie do ouzo. I jeszcze tak sobie coś z czymś połączyć, czyli rum, mięta i limonka. Pyszności. Mojito, moja miłości!

Alkohol jest tylko usprawiedliwieniem naszych słabości. Zrobiłam coś źle, skrzywdziłam kogoś, bo byłam pijana. Nieprawda! To brzydkie we mnie już było i tylko czekało sprzyjających okoliczności, żeby wystawić paskudną mordę. Znaczy - mam problem. I najlepiej będzie, jeśli spróbuję sobie z nim poradzić, zamiast tłamsić i udawać, że tak ogólnie to porządny ze mnie człowiek, tylko nie mogę pić, bo to uwalnia demony. Demony się LECZY.

I teraz ten moment, który narobi mi wrogów. Szykujcie się.

Otóż ja nie widzę w niewielkich ilościach alkoholu niczego demonicznego. Fakt - są sytuacje, gdy trzeba go unikać i należy do nich np. czas ciąży, choroby, przyjmowania leków, które wchodzą w interakcje. I właściwie tyle. To, co powinniśmy wiedzieć, brzmi:
Z KIM (moim zdaniem najważniejsze), ILE, KIEDY, CO*.
Nie mam zmiłowania dla osób, które wsiadły za kierownicę po alkoholu i jestem w tym przypadku Hitlerem, bo postuluję, żeby wypitych, którzy spowodowali wypadek śmiertelny, sądzić z tego samego paragrafu, co morderców z premedytacją. Nie ma litości! Piłeś? Nie jedź! W dupie mam usprawiedliwienia, dotyczące jednego kieliszka. Nie i koniec. Nikt i nic mnie nie przekona. Albo wóda, albo fura. Masz problem z alkoholem? Są taksówki, komunikacja miejska, pociągi. Albo w domu se pij, ćwoku. Nie toleruję, nie uznaję, nic mnie nie przekona, jestem najbetońszym betonem. Gdy jadę, to nawet nie wącham. Taką mam zasadę i nic tego nie zmieni.

Ale.

Polska stoi kulturą picia. Od wieków zresztą. Mądrzej uczyć JAK niż zabraniać, bo zakazami to do młodych nie trafimy za Boga żywego. Nauczmy dzieci, jak pić zamiast zabraniać, bo akuracik trafiamy w próżnię. W Polsce każde dziecko po osiągnięciu pewnego wieku po prostu musi poznać swoje granice (pewnie nie tylko w Polsce, ale trzymajmy się realiów). I to się tyczy wszystkiego, nie tylko picia. Taka natura rzeczy, trzeba poczuć ten szał, tę wolność, wiatr w łupieżu, to zanegowanie starych, żeby móc zrozumieć ich wartości, co przychodzi z czasem. I doświadczeniami. (Och, jakże wielowątkowa ta notka, muszę się trzymać za paluchi, żeby nie popłynąć w dywagacje).

Co ja, mianowicie, mówiłam mojej zbuntowanej córce? Otóż mówiłam: upij się ze mną w domu, ja stawiam, ja płacę, ja sprzątam, jeśli się porzygasz. Upij się tu, gdzie nikt cię nie skrzywdzi, a poznasz swoje granice i będziesz umiała przystopować we właściwym momencie. Pamiętaj, że ZAWSZE możesz powiedzieć NIE. Nikt nie ma prawa zmuszać cię do czegokolwiek i do picia też. Nie bój się odmawiać - jeśli stracisz przez to "przyjaciół", to tylko znaczy, że byli do dupy. Oto najwyższa forma wtajemniczenia, umieć odmówić. Nie musisz się tłumaczyć, nikomu nic nie jesteś winna. Zadzwoń do mnie - przyjadę o każdej porze, gdziekolwiek będziesz. Przyjadę i cię stamtąd zabiorę. Ja nie mam problemu i nie muszę się wieczorem napić. A wszyscy inni? Niech się walą.

I dlatego wcale nie jestem przeciwna temu, żeby nawet małe dzieci piły niewielkie ilości słabego alkoholu. Od kiedy sięgam pamięcią, rodzice pozwalali mi napić się wina do proszonego obiadu. Jeśli to mi zniszczyło jakieś komórki mózgowe... okaż wdzięczność, świecie. Nauczyłam się kontrolować - wyobraźcie sobie, że nie znam, co to "urywka". Nie zdarzyło mi się przez 41 lat. Po prostu wiem, kiedy spasować, znam swoje możliwości i granice. Z Zuzią jest tak samo - oczywiście nie dałabym sobie ręki uciąć, bo mam tylko dwie i obie się przydają - ale matczyński ogląd nieźle sobie radzi. I mała też.
Swoje odpiła.
Może myśli, że nie wiem.
Wiem.

Wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba umieć z tego korzystać. Ot i cała tajemnica.


* Tatuś od dzieciństwa mi powtarzał: nie mieszamy, dziecko, nie mieszamy.

Komentarze

  1. "Otóż ja nie widzę w niewielkich ilościach alkoholu niczego demonicznego". Ja też nie, ale może sprecyzujmy te "niewielkie ilości"?
    http://www.wyhamujwpore.pl/Survey

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wyhamowania w porę jest sprawdzanie własnych granic. Jeden dostanie szału po trzech piwach, inny wygląda i zachowuje się całkiem trzeźwo po pół litra. Tu nie ma reguły, samemu należy znaleźć moment krytyczny. Chodzi mi o to, żeby odczarować i edukować. Tak samo, jak w przypadku seksu czy innych straszaków.

      Usuń
  2. Superowe ogarnięcie tematu.Brawo!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo trza być mądrym w życiu i w piciu. wszystko jest dla ludzi to tyle i aż tyle. Pamietam jak tato sterany po robocie pozwalał mi nalać zimne piwo i spić pianę. Do tej pory mam ten smak , ten rytuał pod rzęsami. Spokojnie moge żyć bez alkoholu, nieszczególnie lubie dzisiejsze piwo ( został ten smak lat 70) ale dobrą szkocką, niemiecki snaps zimą ouzo latem na urlopie...oj tak.....

    Oj poruszyłaś strunę - taty nie ma już 17 lat......
    Dziś widzę jak mądrym był człowiekiem .....ps na papierosach jak brata przyłapał - dał całą paczkę i palili razem..... To były ostatnie szlugi brata w życiu.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, co by było, gdyby rodzice zmusili mnie do porzygania się z nadmiaru fajek...

      Usuń
    2. Korespondencjo, ja tez spijałam, a właściwie może raz?
      Mojego Taty nie ma już 18 lat. Jutro ma urodziny. :(

      Usuń
  4. Zgadzam się z Tobą w pełni, najważniejsze to znać umiar, jednak to jest właśnie problem. Pamiętam do dziś, że jako dziecko (no właściwie tak do 19 urodzin) nienawidziłam wszelkich świąt, dnia wypłaty, dni wolnych, wakacji. Okazja do picia przez wiele dni z rzędu- aż do ostatniej złotówki. Wstyd przed innymi dziećmi, jak ojciec paraduje przez wioskę nawalony, niesamowity smród, syf itd. Dziś unikam osób pijanych, momentalnie robię się agresywna. Nie linczuję od razu, rozumiem kulturalne wypicie (sama ograniczam się czasem do jednego piwa, na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy było więcej), ale nie do upadłego. Do końca życia chyba będę pamiętać jedną historię: brak kasy, babcia pojechała z matką do miasta wziąć pożyczkę dla nas, ja chciałam jedne spodnie nowe, nie po kimś tylko takie prosto ze sklepu (zaczynałam liceum, jeśli to jakoś usprawiedliwia), dostałam te spodnie. Kilka dni później będąc u babci dowiedziałam się, że jestem straszną egoistką, bo rodzice nie mają pieniędzy a ja się rzucam o jedne spodnie. Szkoda tylko, że babcia nie wiedziała, że tą pożyczkę w większości przepili przez kilka dni, itd itd.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że ważnym pytaniem jest też, PO CO piję. Bo jeśli w ten sposób chcę zadusić w sobie problem, który mnie zżera, albo sięgam po alkohol, bo po alkoholu lepiej się pisze (zapytajcie Sapkowskiego, potwierdzi), albo jestem wkurzona, to się napiję dla rozładowania atmosfery, to ilość, jaka by nie była, nie jest dobra. Bo problem w tym wypadku nie jest w alkoholu, rzecz jasna, tylko we mnie. Mówię z punktu widzenia starej rury, ale też jako typowe DDA.
    A tak w ogóle ze wszystkim się zgadzam, nie wiem co Ty z tymi wrogami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. się zastanowiłam, tak prywatnie, osobiście. PO CO piję alkohol. Troche się musiałam zastanowić i wyszło mi że właściwie to chyba dla zdrowotności ( ouzo na urlopie by uchronić przed zemstą faraona, snapsa zimą dla lepszego trawienia). ALe tak po prawdzie to jestem uzależniona od herbaty !! i na tym tle kłocimy sie w rodzinie. Każdy NAŁÓG jest zły bo ktos cierpi. Temu trza byc mądrym , nie głupim we wszystkim....
      Laguna wspomniała że babcia, matka .... i smutno mi bo pewnie jest takich Lagun wiele.....bo to dorośli urządzają świat swym dzieciom.

      Usuń
    2. Krusz: Ja myślałam, że ktoś mnie zruga za to opijanie nieletnich ;)))

      Korespondencja: Tak, gdy ktoś przez nas cierpi, to czas, żeby się nad sobą zastanowić. I wcale nie ma znaczenia, czy pijemy, czy ćwiczymy do upadłego albo żremy tonami kiełki.

      Usuń
  6. Od początku tekstu pędzę jak szalona szukając gdzie ten kij i to mrowisko;) i nie widzę;) Normalne, sensowne wywody;) To samo w komentarzach... jakoś mało kontrowersyjnie Ci wyszło:)
    Osobiście jestem w temacie używek dziwolągiem;) Kawy nie lubię (pijam raz do roku, jak mi kto w gościach wmówi, koniecznie z cukrem, mlekiem i do ciasta;)), papierosa w życiu nie zapaliłam (nawet w czasach młodości, zawsze mi to okrutnie śmierdziało, a NIE umiałam mówić w każdej sytuacji, co mi niejednokrotnie krzywdę zrobiło, ale trudno;P, twarda jestem;), alkohol znam, ale nie lubię specjalnie, więc prawie tak często jak kawę;) hmmm skąd się takie dziwaki biorą;)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z miłości, z miłości.......się biorą.

      Usuń
    2. Kolorki: Nawet wkurwić ludzi nie umiem. Chyba się starzeję.

      Korespondencja: Hehehe. Z chuci!!!

      Usuń
    3. ja też nie widzę ani kija, ani mrowiska. A dzieciom nie wolno tylko dawać słodkiego wina, bo im się dobry gust zepsuje.

      Usuń
    4. Jesteś tak samo rozpasana, jak one wszystkie! Skończymy na wspólnym meetingu AA.

      Usuń
  7. pomimo różnych takich doświadczeń - popieram w całej rozciągłości Twój sposób zapatrywania się na sprawę :)
    alkohol jest katalizatorem, a nie przyczyną ... katalizatorem dla tego co skrywają ludzie może być cokolwiek - tyle, że alkohol jest stosunkowo niedrogi i bardzo łatwo dostępny, i tak - słabeusze się za nim chowają

    ... cóż, jak wiesz, mogłabym łatwo i szybko zrzucić winę na alkohol za wiele rzeczy złych, ale... to nie alkohol, tylko słabość tych, którzy winni byli być silni kiedy był na to czas...

    ... ja się z paleniem rozstałam prawie 2,5 roku temu :P ... ale mam kłopot z rozstaniem się ze słodyczami :( ... bo cukier również jest używką, która uzależnia - co stwierdzono medycznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie - mamy skłonność, żeby winy za własne niepowodzenia dopatrywać się na zewnątrz. A to ludzie złośliwi, a to pecha mam, a to inny powód - byle nie musieć się zmierzyć z własnymi ułomnościami.

      Usuń
  8. Zakochałem się w tekście
    "luźny jak sanki w maju"
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze by tego brakowało, żeby w maju na sankach jeździć! ;)))

      Usuń
  9. Ja piję nie po co, ale dlaczego. Dlatego, że coś jest smaczne, a akurat jest alkoholem. Mam niezmiernie słabą głowę, poza domem piję alkohol symbolicznie (nie, że w domu za to się uchlewam ;>), bywałom nawet szykanowane z tego powodu i całkowicie rozumiem Twoja propozycję, żeby córka upoiła się po raz pierwszy kontrolowanie w bezpiecznym miejscu i towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tego nie zrobiła, bo propozycja padła w najtrudniejszym dla nas wszystkich okresie, czyli jej nastoletnim. Ale też nie widywała w domu NIGDY nikogo uwalonego w trupa, bo alkohol nie był u nas zaklętym rewirem. Ot - jak wszystko inne. PRZYKŁAD zawsze działa.

      Usuń

Prześlij komentarz