Dykteryjka

Oto słowo, które robi ostatnio furorę u mnie w pracy. Nie opowiadamy sobie kawałów czy anegdot, tylko właśnie dykteryjki. Codziennie o godz. 10.00 stawiam się w zaprzyjaźnionym dziale, mówiąc:
- Dzień dobry, przyszłam po dykteryjkę.
Czasem w takiej chwili przed szereg występuje panika, ponieważ dykteryjkodawca się nie przygotował. Ale ogólnie bardzo nas to bawi.
Dziś dzień prezentacji. Nie ma to nic wspólnego z autoprezentacją, tylko z przygotowaniem wystąpienia kierowniczki na naradzie służbowej. Ponieważ w miarę biegle posługuję się pakietem, którego nazwy tu nie przytoczę, uczestniczę w budowie produktu z głosem doradczym. Podpowiadam co jak zrobić albo jak to zrobić szybciej i prościej. Pomagam wyszukiwać ilustracje do slajdów i ustawiać animacje. Zobowiązałam się również do przygotowania materiału do następnych wystąpień. Mam na myśli nowe tła i tego typu atrakcje.

Tymczasem dostałyśmy z Krynią ostrzeżenie, że mamy się jednak w ten weekend do stołecznego miasta nie udawać. Podobno już zaczyna być dramatycznie na drogach, a apogeum zostanie osiągnięte w okolicach 1, 2 listopada. Straszy się wytrawne wędrowniczki, że spędzą całą wycieczkę wewnątrz samochodu, trasę godzinną pokonując w godziny cztery. I to w jedną stronę. Nie wystraszyło nas to aż tak bardzo, jak informujący podejrzewał, robiłybyśmy pewnie to, co zawsze (pytlu – pytlu), a co to dla nas nawijać przez 8 h. Piszę 8, bo musimy liczyć, że po 4 godzinach na dotarcie, musiałybyśmy natychmiast udać się w czterogodzinną drogę powrotną. Niemniej konia z rzędem temu, kto mnie przekona, że bardziej rozrywkowe jest pytlowanie za kierownicą niż na kanapie z kubkiem herbatki w ręce (o papierosku nie wspominam przez wzgląd na młodzież nieletnią).
Wobec powyższych ograniczeń postanowiłam na szybko, że się walnę i będę leżała. Ale. No naszła mię przewrotna koncepcja doczyszczenia kabiny prysznicowej. Jakby zboczona nieco. Ta koncepcja. A może pójdę na całość i zamiast doszorowywać, kupię nową? Mielibyśmy przyczynek do spotkań towarzyskich przy montażu. Kuszące. Kto wie, jak mocno mnie przekręci, kto wie…
Oszszszsz… Muszę szybko zadzwonić do Szefa, żeby wziął urlop w piątek. Miał zamiar porzucić ten pomysł z racji krakowskich, lecz racje te – jak wiadomo – mają swoje racje. I będzie mi niezbędnie potrzebny do kultywowania więzi rodzinnych.
A jeszcze sobie pojadę do rodziców. Nawet zabiorę hałastrę, jeśli zechce. Zaraz telefonicznie złożę zapotrzebowanie na ciasto. No patrzcie, ile mam roboty! Huk! Udaję się wobec tego do czynności, jeszcze tylko…

…dykteryjka.
Wchodzę do palarni. W palarni znajduje się koleżanka w wieku przedemerytalnym. Lekko niezrównoważona. Maszeruje, macha rękami i śpiewa:
- Maszeruje wojsko, raz, dwa, trzy! A za wojskiem pchły!
Po czym przepisowym zwrotem przez lewe ramie kieruje się w moją stronę i pyta:
- Kiedyś pracowaliśmy rytmicznie. A teraz wszystko szybko, pilne, na wczoraj. Nie wiesz czemu?
Pojęcia nie mam, kochani. Może dlatego, że nikt nie rozumie, co i po co robi.

Komentarze