Trzeba się będzie obnażyć

Bo mi czytelnictwo spada. Nie uważam się za osobę specjalnie kontrowersyjną lub obrazoburczą, ale może jakaś mała demonstracyjka, czy coś… Spora grupa czytelników się znudziła ostatnio, a ja nie mam koncepcji, czym by was tu zaskoczyć.
Jednak mimo wszystko nie martwię się aż tak bardzo, jak można by się spodziewać. Wciąż zdarzają mi się jakieś drobne przyjemności. Uniknęłam dziś na przykład, przez tak zwany cufal, mandatu oraz punkcików – pierwszych zresztą w życiu. Załapał się pan przede mną. Ostatnimi czasy panowie w żółtych kamizelkach strzelają do nas zza zakrętu i z terenu stacji benzynowej byłego CPN w jedym. Na szczęście byłam uprzejma nie ścigać się z panem przede mną, tylko kurturarnie jechałam za nim i razem przekroczyliśmy dozwoloną prędkość, ale on był na linii strzału. Co za fart, powiadam wam.

Pracy huk. Zostałam się w robocie sama z dwiema (że się tak wyrażę) początkującymi, a że nie mam żadnych skrupułów, dowalam im roboty, aż miło. A potem jeszcze dodaję szczyptę stresu – opieprzyłam dziś sekretarkę, aż się obie początkujące zwinęły w nadświetlnej do domu. Najmniej ze wszystkich przejęła się sekretarka, która zna mnie od dawna i niewiele sobie z tego robi. No co??? Ona mi udowadnia, że rozdanie poczty do niej nie należy! Jakby trochę przegięła. To tyle tytułem wytłumaczenia. Się.

Jutro robię za kierowcę. Nie pamiętam, ale chyba już o tym pisałam. Przybywa tajemniczy Don Pedro z centrali i wyruszamy razem w trasę. Dokąd? Nie wiadomo, bo to tajemnica. Kim jest tajemniczy Don Pedro? Nie wiadomo, bo to tajemnica. O której przyjedzie? Nie wiadomo, bo to tajemnica. Ubaw będzie po pachy, bo na wstępie oznajmię, że najpóźniej o 16.15 Don Pedro musi być z powrotem w hotelu, bo ja mam spotkanie o 17.00 i muszę na nim być. A trzeba wszak dojechać. Jeśli się nie wyrobi – zostaje na środku ulicy. Dokładnie tam, gdzie stał. Albowiem o 16.15 to ja jestem osobą prywatną. I robię Don Pedru uprzejmość. Co wielokrotnie podkreślę. Howgh!

W niedzielny wieczór nasz kolonista wrócił do domu, co wywołało potworną burzę zmysłów. Jadwiga odmówiła bowiem współpracy w sposób ostateczny. Doszło do tego, że pół godziny temu zadzwoniła moja sąsiadka z prośbą, żebym wyszła i otworzyła drzwi jej klatki od zewnątrz, bo Jadwiga chce wybyć, a ona się boi wyjść z mieszkania na schody, gdyż Jadwiga jest agresywna.
Sprawa jest taka, że ja nie przejawiam NIGDY żadnej agresji w stosunku do zwierząt. Ale w tym wypadku zaczynam podejrzewać, że Jadwidze dobrze by zrobiło małe wytrzepanie fochów z futerka. Zabawne, bo jedyną osobą, w stosunku do której Jadwinia się nie stawia, jest Szef. Ma autorytet. Kto by powiedział, no no no. W każdym razie póki co, zorganizowałyśmy się następująco:
1. kolonista jest w domu,
2. Jadwinia wprost przeciwnie, ale zaniosłam jędzy żarcie i wodę do wymiennikowni ciepła, gdzie uchyliłam okienko na szerokość kota niewielkich rozmiarów.
Pocieszyłam sąsiadkę, że wszystko będzie dobrze, kot ma ciepłe, suche i ciche miejsce, do którego tylko my mamy klucze, ma zapewniony wikt i opierunek, no i nie ma się o co martwić.
Tymczasem sąsiadka znów wyjeżdża i od środy popołudnia kolonista wraca, a więc i Baba Jaga będzie mogła pomieszkać w chałupie.
Niech mi ktoś powie, że posiadanie kotów jest łatwe, lekkie i przyjemne.

No i co? Obnażyłam się? Może nie zauważyliście, ale:
1. wykraczam drogowo,
2. jestem krnąbrna w stosunku do przełożonych,
3. jestem wredna w stosunku do czynników niepożądanych,
4. jestem wrzaskliwa w stosunku do podwładnych,
5. jestem okrutna w stosunku do zwierząt.
Podsumowując: oto liczne cechy, których istnienia nie podejrzewaliście, a ja wam je daję, jak serce na dłoni.
I róbta se z tym, co chceta.

Komentarze