Siedzę sobie i dłubię

Przyszłam rano w nowe miejsce. Uprzednio nabyłam ciasteczka dla koleżanek na wkupne. Poranna kawa została odcelebrowana należycie. Opowiedziałam dziewczynom, jakie są zarzuty wobec mnie, bo znam ten pierdolnik i wiem, że za tydzień rozejdzie się wieść, że zabiłam dyrekcji rodzinę słoikiem z musztardą. Dziewczyny mają prawo wiedzieć, o co chodzi i jestem im winna wytłumaczenie, więc załatwione. Rozbawiły mnie pełne oczekiwania spojrzenia po zakończeniu opowieści.
- I? – pytały.
- I tyle.
- No ale co właściwie zrobiłaś?
- Przecież wam opowiadam.
- Ale my dalej nie rozumiemy, co takiego zrobiłaś.
- Oj, dziewczyny. Siedziałam. A to krzesło jest potrzebne dla kogoś innego.
- Chodź, nie damy ci krzywdy zrobić. U nas się przynajmniej odprężysz.
No i odprężam się. Jest spokój, ludzie kręcą się normalnie, jak to w biurze. Przygotowuję się do pracy, czytam wcześniejsze materiały, w międzyczasie robię dla nich bazę, bo nigdy nie założyły. Uśmiechamy się do siebie. Co rusz ktoś przychodzi, poklepuje mnie po plecach i wychodzi bez słowa. Fajnie jest.
Rano zadzwoniła do mnie kierowniczka z jednej z jednostek, w której ostatnio byłam na kontroli. Z tej, co wypadła najlepiej. Ani jednej usterki.
- To prawda?
- Prawda.
- Nie mogłam spać.
- Dlaczego?
- Bo widzisz… Moi ludzie do mnie przyszli. My myślimy, że to przez nas. Bo przez nas nie masz wyników. I wiesz… moi pracownicy powiedzieli, że oni wszystko popsują. Żebyś przyjechała i zrobiła tę kontrolę jeszcze raz. I dużo będzie źle. I napiszesz protokół, a my potem poprawimy. Wypadniesz wtedy pozytywnie.
Boże…
Tak mi się coś rozsypało w środku na maleńkie kawałeczki.
- Nie pozwalam wam robić takich rzeczy. Nie mieliście na to żadnego wpływu. Jeszcze by tego brakowało, żeby najlepsza jednostka psuła sobie wyniki. Ja jestem z was dumna. Powiedz to ludziom. I że ich pozdrawiam, że wszystko się ułoży.
Dzwonią. Piszą.
Tego cholerna dyrekcja nie przewidziała.
Kadrowa podeszła do mnie na korytarzu i stoi jak dziecko w przedszkolu. Zakłopotana.
- Mam coś dla ciebie.
- Wiem, przynieś. Podpiszę ci.
- To ty wiesz, tak?
- Jasne, sama sobie napisałam to polecenie.
- Cholera, do czego to doszło.
- Daj spokój, dawaj szmatławca.
No i jakoś leci. Siedzę, spokojnie wykonuję jakieś drobne czynności. I tak pewnie do końca roku.
No i dobrze.
Odpocznę.

Komentarze