Święto Pracy

Leżąc rano w łóżku zastanawiałam się, jak winniśmy czcić Święto Pracy. Od razu poczułam się niezręcznie, bo odpowiedź nasuwa się sama – pracując. A ja tu leżę, jak kłoda.
To wstałam.

Obecnie sporo uwagi poświęcam problematyce wypchnięcia Karola z krzesła roboczego przy komputerze. Ścierpłam jak drewno. Ja tu oddaję się księgowości, dzień święty święcę w sposób mu należny, a ta kłoda zabiera mi 3/4 fotela. Człowiek to głupi jest. Kupuje sobie mieszkanie, urządza za własne pieniądze, bierze do domu przybłędę – karmi i opiekuje. Się. Łoży.
A potem nie ma gdzie usiąść.

W każdym razie uczciwie zarobiłam na przedłużony weekend, sumienie mam czyste, niczego nie zepchnęłam na później (oprócz mycia okien od czasów niepamiętnych, ale czuję się usprawiedliwiona, bo wszyscy oprócz mnie chorzy. To co? Sama będę robiła? W życiu!) i mogę wypoczywać w poczuciu właściwie spełnionego obowiązku.
W dodatku otrzymałam zgodę od rodziny na jutrzejszą wizytę u Kryni.
To co?
Sama radość?

Komentarze