Historia lubi się powtarzać

Węszę kolejne wiekopomne wydarzenie w naszym życiu. Nieukrywalnym bowiem stał się kolejny spektakularny lot z okna kuchennego. Tym razem był to lot Karola. Zgromadzeni sędziowie jak jeden mąż podnieśli tabliczki z oceną: 10. Karol leciał zamaszyście, z wyczuciem, wszystkie akrobacje wykonał wzorcowo. Zaliczył parapet okna na pierwszym piętrze, wywinął podwójne salto i gruchnął, aż się gołębie zerwały w połowie dzielnicy. Karol swoje waży.
Następnie zgłupiał i zaczął wyglądać nieszczęśliwie.
W momencie wyjścia z progu kocia loteria w mieście ruszyła ponownie. W nadchodzącym miesiącu przewiduję pojawienie się słodkiego, rudego kociątka o oczach jak talerzyki, puszystym ogonku i rozbrajającym wyrazie twarzy, Już się pytam:
KTO CHCE śLICZNEGO, RUDEGO, MALUSIEGO KOTECZKA???
Bo sąsiadka trzeciego nie weźmie.
Jest wyjątkowo piękny, mogę obiecać – wiem po Karolu. Karoluś jest wyjątkowo udanym egzemplarzem.

Kocia loteria mojego miasta jest nieco otępiała, bo zwykle nie zauważa, że delikwent uchodzi z życiem. A może zwyczajnie jest podła i przebiegła. I ma nas za mięczaków, którymi – w rzeczy samej – jesteśmy.

Aha: nie pękać, kot przeżył, obrażeń brak. Ma dół psychiczny. Bez pudła (pomimo wykręconych salt i bajecznych gruchnięć) wiedział od razu, gdzie są drzwi do domu. Z łaskawością wielką przyjmuje nasze karesy, które – jako ofierze wypadku – dziś mu się należą.

PS Obawiamy się, że w przeciągu dwóch tygodni skrzydła rozwinie Tuśka. Nawet, jeśli nie zechce. Wizualizujemy obraz, Karola z Zochą trzymających Tuśkę za łapki, rozhuśtujących i z dzikim rykiem wypierniczających przez okno, bo jak wszyscy, to wszyscy.
Bardzo udany dzień.

Komentarze