Lecę, bo chcę

Tradycja grupowego wpadania w panikę w wykonaniu kotów, ma w naszym domu bogatą historię. Scenariusz jest zawsze ten sam: występuje bodziec, jeden kot wpada w panikę, futro staje mu dęba, zaczyna przebierać pazurami po kaflach albo panelach, czyniąc charakterystyczny hałas, pozostałe koty orientują się, że coś jest na rzeczy i sensownie byłoby również wpaść w panikę, bo wtedy jest wesoło. Przechodzą natychmiast od myśli do czynów, futro staje im dęba, już trzy koty przebierają pazurami po kaflach lub panelach, wywołując charakterystyczny dźwiek paniki, potem się rozpędzają i:
- biegną na oślep, każdy w innym kierunku;
- biegną na oślep w tym samym kierunku, najczęściej po schodach na górę, wpadając na siebie, wrzeszcząc, przepychając się, wzmagając panikę jeszcze bardziej, co rusz ktoś odpada od schodków i z charakterystycznym dźwiękiem pazurów zbiera się do biegu na górę za resztą, która już zniknęła za zakrętem.
Potem następuje okres względnej ciszy, bo wszyscy siedzą ukryci po szafach i trochę czasu mija, zanim zdecydują się wychynąć, następne trochę czasu mija, zanim (węsząc widowiskowo) ustalą, że nie wiadomo właściwie, co jest grane. Potem złażą na dół i usiłują ustalić, co było zarzewiem pożaru, a ponieważ zawsze jest to jakaś bliżej nieokreślona pieroła, trwają w zadziwieniu i starają się uznać sprawę za niebyłą, co jest – być może – najciekawszym elementem programu.

W niedzielę było jeszcze ciekawiej.
Tuśka była mentalnie nieobecna, a Karol z Zochą siedziały na parapecie otwartego okna kuchennego, kontemplując wydarzenia zewnętrzne. Ja – mimo koszmarnego bólu głowy – nie byłam w stanie uleżeć w łóżku, więc zeszłam na dół i postanowiłam sprawdzić, jakie skarby żywnościowe kryją się w dużym, plastikowym koszu na lodówce. Wlazłam na schodek (bardzo praktyczne narzędzie, żeby się nie wyciagać po rzeczy ustawione wysoko – kupiłam w IKEI), chwyciłam kosz, pociągnęłam, kosz okazał się cięższy niż podejrzewałam, więc to on mnie pociągnął i z głuchym łoskotem wylądował na krzesełku obok. I stało się. Koty w sekundzie zmieniły się w futrzane kule, potem następiło przebieranie pazurami po parapecie, Karol wykonał ekwilibrystyczną woltę, spieprzając z okna kuchennego w stronę pokoju i schodków na górę, a Zocha… no właśnie. Zocha się spięła, najeżyła, poprzebierała łapami – czyli elementy klasyczne, a następnie straciła równowagę, zachybotała się i… runęła w dół. Następny odgłos był moim wrzaskiem, ze kot wypadł z okna (II p.), potem był skok do okna i zobaczyłam tylko znikający za rogiem budyku kawałek Zochy. Bez namysłu rzuciłam sie do drzwi i biegiem na dół. Wyleciałam z klatki, jak z procy, puściłam się biegiem za Zochą, ale zapomnijcie! Już jej nie było. Wpadłam więc w lekką panikę, że kot w szoku wypruł przed siebie i tyle go widzieliśmy, ale usłyszałam, że Szef zdążył tymczasem zbiec z góry do kuchni, wyjrzał przez okno i wrzeszczy, że widzi kota. No to biegiem z powrotem. Biedna kocina obiegła cały dom i wpadła z impetem do klatki schodowej. Nniestety przeliczyła się nieco, bo pierwszą otwartą była klatka obok – sąsiad wyszedł na spacer z Pędzlem – przedstawicielem czegoś dziwnego, ale na pewno nie jakiejś konkretnej rasy. Dopadłam kota na samej górze. Stała kompletnie skołowana – przecież doleciała gdzie trzeba, a drzwi do domu nie ma! Przytuliłam do serca i pouczyłam na okoliczność dwóch wejść do budynku. Zeszłam na dół, sąsiad widząc, co się dzieje, przezornie oddalił się wraz z przedstawicielem płci pieskiej, żeby nie zaogniać i już mogłyśmy się udać do domu.
Przegląd kota pod kątem strat w ludziach i sprzęcie wykazał, że poza ogólnymi potłuczeniami, rozciętą łapą i gorączką ze strachu, nie nadwerężył się jakoś specjalnie.
Do wieczora obnoszono kota na rękach, miziano, przytulano i przemawiano czule, co z radością wykorzystywał, spoglądając na pozostałe koty z wyższością.

WNIOSKI:
1. jak cię głowa boli, leż w łóżku zamiast się miotać po domu;
2. od podnoszenia ciężkich przedmiotów są mężczyźni, zgodnie z własną teorią, że Pan Bóg dał mężczyznom mięśnie, a kobietom mózgi (z tym, że niektórym jakby mniej ekhm, ekhm), żeby kierowały mięśniami;
3. zanim narobisz rumoru, sprawdź, czy koty nie orbitują wokół parapetów;
4. to nieprawda, że koty zawsze spadają na cztery łapy i całe szczęście, że tylko tak się skończyło.

Atrakcji było co niemiara i mamy nadzieję, że więcej nie będzie albowiem nasza wytrzymałość ma swoje granice.
A poza tym nie mamy w planie wymiany ani jednego kota na nowego, choć zapewne w momencie spektakularnego wylotu Zośki, w dzielnicy ruszyło się w kocim totalizatorze sportowym, a kandydaci na nowych lokatorów zapewne uporządkowali już futerka i przybrali wyrazy twarzy pt: skrzywdzona niewinność.

Komentarze