No i nie będę oryginalna

Otóż tyłek mi przymarza do krzesła. Jest po prostu tragicznie. Właśnie założyłam płaszcz i siedzę w nim, ku radości współcierpiących, zjednoczonych w przebywaniu na gościnnym łonie pracodawcy. Tymczasem pracodawca przebywa zupełnie gdzie indziej, ale nie jest to miejsce czasowego odosobnienia. Przynajmniej narazie.
Korzystamy odrobinę z tej nagle przyznanej wolności i kultywujemy biurowość (która normalnie u nas nie występuje na szczeblu pracowniczym) w postaci umawiania się na kawki tam i owam. Uważam, że częściej dyrekcja winna być nieobecna, bo masę rzeczy trzeba obgadać, a jak tu plotkować, kiedy człowiek jest przyspawany do siedziska. Okazuje się, że nawet bez dozoru robota idzie swoim torem, tylko kolega, który zastępuje dyrekcję wygląda na lekko obłąkanego. Był tu właśnie godzinę, pół godziny i kwadrans temu zasięgnąć rady, a oczka miał rozbiegane i nerwowe dłonie. Cieszę się jak dziecko, że na niego padło, bo niewiele brakowało, żeby padło na mnie. A tego byśmy, Drogie Państwo, nie chcieli. Albowiem zamiast kulturalnie jedną ręką pisać notkę na blogu, drugą czytać prasę, trzecią plotkować, a czwartą pracować – wszystkimi bym rwała włosy z głowy, a przeciez głupia nie jestem i przerzedzać nie będę, jeszcze mi się futro przyda.

Pogoda miała się poprawić z poniedziałkiem, a zmieniło się jedynie to, że zamiast gnić w łóżku pod dwiema kołdrami, musiałam wyjść i marznąć na zewnątrz. Ogłaszam więc wszem i wobec, że to jest niesprawiedliwe, wręcz podłe i powinno natychmiast zostać zmienione. Oczywiście nie jestem jakąś tam oszalałą rewolucjonistką i nie uważam, że nieobecna chwilowo dyrekcja winna mnie na zbity pysk wywalić z roboty, albowiem przedmiotowe zajęcie stanowi moje ulubione źródło utrzymania. Mogliby za to ogłosić jakąś małą klęskę żywiołową albo co, której chętnie byśmy się poddali. Wczoraj w sklepie dwie miłe starsze panie dały dobry przykład, wykupując cukier i mleko, ale jakoś nikt nie chce z nich brać przykładu. Choć wyznam wam, że przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wyglądam głupio ze swoją kostką masła i kilogramem cukru, pierwszym nota bene od kilku tygodni.
Być może powinnam była wykonać naówczas telefon do rzeczonego pracodawcy z informacją o nadchodzących ciężkich czasach i sugestią, żeby zwołać sztab kryzysowy. Najlepiej w knajpie przy napojach wyskokowych, których używania skutkiem ubocznym bywa pełne nagrzanie całego organizmu. Zamiast tego w koszmarnie wyziębionym pomieszczeniu walczę właśnie z ludzką głupotą o nastepującej treści:

„W odpowiedzi na maila z dn. 06.09.2007 r, Dział Wspomagania informuje, iż Archiwum X Oddział w Częstochowie nie zgłasza pracowników na kurs bezprzyrządowej pierwszej pomocy.”

No ludzie… Nie będą gnoje pomagali, jak ktoś dostanie zawału.
No to ja im tak:

„Witam,
uprzejmie informuję, że jesteśmy zobligowani do oddelegowania pracowników na przedmiotowe szkolenie z każdego Oddziału Rejonowego Archiwum X. Szkolenie ma na celu przygotowanie kadry pracowników Archiwum X do ratowania zdrowia lub życia osób zarówno zatrudnionych w przedsiebiorstwie, jak i jego klientów. Obecne szkolenie jest pilotażowe i zgodnie z informacjami z sekcji szkoleń Archiwum X, rozpoczyna cykl szkoleń z przedmiotowego zakresu w ramach Centralnego Programu Rozwoju Zawodowego Programu upowszechniania w Archiwum X wiedzy z zakresu pierwszej pomocy w zdarzeniach nagłych i wypadkach „Kurs bezprzyrządowej pierwszej pomocy”.
Byłoby wysoce niestosowne, gdyby Archiwum X Oddział w Częstochowie jako jedyny w całej Polsce odmówił przygotowania kadry pracowniczej do udzielania pierwszej pomocy. Proszę pamiętać, że często o ludzkim zdrowiu i życiu decydują minuty po zaistnieniu wypadku, a w tym czasie poszkodowany uzależniony jest wyłącznie od pomocy osób, które nie są pracownikami służby zdrowia.
Uprzejmie proszę o dogłębne przeanalizowanie tego tematu i przesłanie odpowiedzi do godz. 15.00 w dniu dzisiejszym.”

Nadmieniam, że szkolenie przeprowadzane jest ze środków unijnych i trzeba być ostatnim kretynem, żeby się nie uczyć, jak za darmo dają.

Przepraszam, ale muszę kończyć, bo zamarznięte palce mi się kruszą od stukania w klawiaturę.

Adieu!

PS Uprzejmie zawiadamiam, że moja powalająca argumentacja powaliła kogo trzeba i będą się szkolić, misiaczki.
Co naturalnie zapisuję w moim pamietniczku na dziś w dziale: zwycięstwa.

Komentarze