Rozterki

Większość z nas w chwili obecnej przeżywa rozterki związane z rozpoczętym właśnie rokiem szkolnym. Rozterki są przeróżne, dominują oczywiście finansowe. I to mnie wcale nie dziwi. Ja sama w chwili obecnej mam dwa problemy. Wątek finansowy pomijam, bo jest aż nadto oczywisty. Pierwsza z moich rozterek to podręczniki, których żąda szkoła w aspekcie ich niedostępności na rynku. Po prostu wydawnictwo zostało zamknięte. Problem nabiera rumieńców w skojarzeniu z pierwszoklasowością. Bo jak się idzie do pierwszej klasy, to się w poprzednim roku nie uczestniczy w giełdzie i ma się problem. Ale w ogóle: jak można, hę? No dobra, kupiłam go na allegro. Ale przecież nie wszyscy muszą umieć, nieprawdaż? Nie wszyscy muszą mieć możliwość. No głupio.
O drugiej rozterce wspominałam na blogu drugiej-mamy. Otóż Potomstwo powróciło wczoraj ze szkoły i oznajmiło, że nie będzie uczęszczało na religię, bo ksiądz powiedział, że co miesiąc mają chodzić do spowiedzi, karteczki z potwierdzeniem mu przynosić i to ma wpływ na ocenę z religii. No szlag mnie trafił. Z jednej strony wrzeszczą, że chcą, aby religia traktowana była jak wszystkie inne przedmioty. Kilometry druku przeczytałam na ten temat. A z drugiej kompletnie mieszają pojęcia. Przecież na dobrą sprawę w tej religii może uczesniczyć dziecko niewierzące lub innego wyznania, choćby z potrzeby poznawczej, prawda? I powinni się cieszyć, prawda? Nieprawda! Jest wersja jedynie słuszna i koniec.
Tak, mówię od razu – 18 września jest wywiadówka i będę na ten temat rozmawiała. Tak, księdza szlag trafi, bo oni strasznie nie lubią, jak ktoś do nich mówi „proszę pana”, a ja nie mam zamiaru zwracać się inaczej. Tak, wyrzygam na niego mój pogląd dotyczący oceny praktykowania religii i potrzeby kontaktu z Bogiem.
Niech przekonają, do diaska! Niech pokażą, najlepiej na przykładzie własnym, że warto. Póki co, od razu zniechęcają. Dlaczego większość kleru to debile, zna ktoś odpowiedź? Specjalnie nie piszę, że wszyscy, bo żyję nadzieją, że znajdę kiedyś jednego sprawiedliwego, choć od razu nadmieniam, że jeszcze nie spotkałam, jak żyję 34 lata. Dlaczego głosząc przykazanie miłości nie mozna okazywać szacunku drugiemu człowiekowi? Dlaczego nie można okazywać cierpliwości, wyrozumiałości i zrozumienia? Wszak Chrystus okazywał, a może się mylę?

Nie wypisuję się z KK ponieważ:
- czytałam o procedurach, niech ich szlag trafi;
- musiałabym oświadczyć, że jestem agnostyczką, a nie jestem.
Czy ktoś zna odpowiedź na pytanie, dlaczego większość ludzi uważa, że Bóg jest idiotą? Dlaczego coniedzielna obecność w kościele zapewnia zbawienie, a porządne życie i otwarcie na innych ludzi nie? Dlaczego Bóg chce obcować z katolikiem, a z innym dobrym człowiekiem nie chce?

No dobra, ja znam odpowiedzi na większość tych pytań, bo dla odmiany ja do mojego Boga podchodzę z wielkim szacunkiem i pokorą. Dlatego, że mój dialog (tak, tak, nie uważam, żeby to był monolog – rozejrzyjcie się wokół siebie – nie wszystko trzeba powiedzieć słowami) z moim Bogiem to głównie dziękczynienie, a nie lista potrzeb i oczekiwań.
Bo jestem szczęśliwa, że ktoś dał mi tę niepowtarzalną szansę, żeby widzieć, że jest dzień i noc, że na wiosne kwiatki rosną i kwitnie miesiąc maj. I jeszcze uważam, że dar, który otrzymałam, dany był na kredyt, więc staram się jak mogę udowodnić, że to nie byla błędna inwestycja. Mam nadzieję, że mam tyle siły, żeby mi się to udało.

Ale nie, nie jestem katoliczką. Nikt mnie nie zapytał, czy chcę być. I to mnie trochę złości. Ta przynależność do grupy, której nigdy jako osoba pełnoletnia nie deklarowałam. Czuję się, jakby mnie ktoś zapisał do PISiu.

I tak zamiast o szkole, zwymiotowałam religijnie.

Podsumowując, jak powiedział pewien biskup, komentując durnotę swoich podwładnych:
- Niestety niejednako łaskawie wejrzał Pan Bóg na wszystkie sługi swoje.

Komentarze