Sztuka życia

Żyć dobrze jest, jak wiadomo, wielką sztuką. Musimy pamiętać, że w nieustającej amplitudzie stosunków pomiędzy osobnikiem z Marsa, a osobnikiem z Wenus może, a nawet musi dochodzić do spięć lub zwykłych, zwyklutkich drobnych nieporozumień. Po prostu na Marsie ma się inaczej zbudowane gałki oczne, ślimaka w uchu zakręconego w drugą stronę i inne, więc bodźce odczytuje się inaczej. Kto ma tego świadomość, ten wygrywa w pierwszej rundzie.
Do dzisiejszych rozważań sprowokowała mnie swoim komentarzem perlla.
Otóż.
Otóż życie nie jest proste jak drut ani jak kromka chleba. Nie zawsze do wszystkiego dochodzimy drogą prostą. Często zdarza się, że przemykamy przez krzaczory, kryjemy się w rowach i wyskakujemy znienacka zza węgła. Konia z rzędem temu, co się publicznie przyzna, że nigdy w życiu nie zrobił uniku.

Dygresja.
Właśnie przypomniał mi się fragment „Żywotu Briana”. Wiecie, ten z ukamieniowaniem. Stoi Chrystus przed tłumem o okamieniałych dłoniach i woła:
- Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień!
Zapada cisza.
Nagle, w tej ciszy, z tyłu nadlatuje kamień i RYP! przeznaczonego do ukamieniowania.
Na to Chrystus z wyrzutem:
- Matko…

Uwielbiam.
Koniec dygresji.

Rolą kobiety, jako znacznie bardziej empatycznej, jest – w moim mniemaniu – kierowanie procesem. Mądra kobieta nie musi mieć ostatniego słowa. Wystarczy, że ma rację i postawi na swoim.
Na przykład kuchnia. Otóż od dłuższego czasu rozmawia się u nas, obficie i wielokrotnie, o remoncie kuchni. Moje stanowisko jest następujące: skoro uznaliśmy, że jednak spełniamy to moje marzenie i kupujemy dom (w jakimś bliżej nieznanym acz nieodległym czasie), to po co brać następny kredyt i szaleć z remontem, jeśli kuchnia i tak zostanie, bo wziąć się jej ze sobą nie da, albowiem na wymiar ci ona jest? I to jest moje stanowisko ostateczne.
Ale czy ja mówię „nie”? Nic z tych rzeczy. Ja rozmawiam. Ja rozpatruję warianty. Ja zakupuję czasopisma fachowe (po rozsądnej cenie) i rozważam głośno możliwości. A kuchnia jak stała, tak stoi. Ale nikt nie ośmieli mi się zarzucić, że bojkotuję projekty, uprawiam małostkową podłość i jestem przeciwko lub nie rozumiem potrzeb.
Dzięki temu okręcik naszej rodziny płynie spokojnie po morzach i oceanach bytu, unikając burz czy innych zawirowań meteorologicznych.

I to się nazywa „sztuka”.

Myśl na dziś:
Stosowną podstawą małżeństwa jest wzajemne niezrozumienie.*
Oscar Wilde

* Czy ja mówię, że on nie ma racji? Nie, nie mówię. Ja cytuję.
I steruję.
;o)

Komentarze