Walki z włamaniami ciąg dalszy

Wczoraj po pracy udałam się na policję w celu podpisania notatki z tzw. zdarzenia. Przy spisywaniu owej nie byłam obecna, a na panów władzów nasłałam protoplastkę. Niestety nie umiałaż ci ona określić wartości szkody, więc panowie władzowie zaprosili mnie osobiście. Dotarłam zaledwie po 5 dniach.
- W czym mogę pomóc? – zabłysnął pan dyżurny.
- Szanowni panowie władzowie chcieli, żebym tu przyszła z powodu włamania, to jestem.
Pan dyżurny pogrzebał w komputerze, odnalazł moje imię, nazwisko i kilka informacji, których wolałabym nie znać, a przynajmniej nie podawać do publicznej wiadomości.
- Numer rejestracyjny samochodu XX 0000X – skwitował.
- Wierzę panu na słowo.
- Nie zna pani numeru rejestracyjnego własnego samochodu?
- A skąd!
- Aha. – przyjął do wiadomości pan dyżurny, myśląc zapewne swoje o połowie ludzkości, ktorej nie reprezentuje - Proszę przyjść między 7.30 a 15.30.
- Zaprawdę doceniam pańskie poczucie humoru. Potargujmy się. Mogę przyjść między 17.30 a 1.30.
- Komisariat nie pracuje w tych godzinach.
- To przyjdę w sobotę.
- Zabawne.
- Niech będzie! W niedzielę! Pan doceni moje poświęcenie.
Pan dyżurny (góra trzydziestka) westchnął, wyjął karteluszek i napisał na nim numer komórki oraz Imię i Nazwisko. Nie mogłam nad sobą zapanować.
- Prywatny numer? Tak na pierwszej randce? Bez całowania?
- Niezwykle leży mi na sercu ład i porządek na pani ulicy.
- Budzi pan we mnie czułość, doprawdy.
Tymczasem za moimi plecami zgromadziło się już kilku kolegów pana dyżurnego, dając mu magiczne znaki przez okienko. Więc udawałam, że trafiła mnie pomroczność jasna.
Koledzy zostali finalnie przepłoszeni, a pan dyżurny narysował dla mnie obrazek na drugim karteluszku i wyjawił mi tajemnicę służbową w postaci teorii, dlaczego z tymi włamaniami jest tak, a nie inaczej.
- Bo, proszę pani, mieszka pani na styku trzech miast. A oni (znów magiczni oni) doskonale o tym wiedzą (geniusze!). Znają też trasy objazdow samochodów policyjnych. I oni sie włamują w Chorzowie, a potem uciekają do Bytomia na przykład. A ci z Bytomia ich nie ścigają, bo u nich nic nie zaszło.

Prezes, któremu opowiedziałam ze szczegółami tę zabawną historię, natychmiast podle przekręcił Nazwisko pana dyżurnego, a potem podstępnie skwitował:
- Zadzwoń do niego i zaproponuj, żeby zmienili trasy objazdów dzielnicy. Jak zrobią to niespodziewanie, to mogą przypadkiem wyłapać całą szajkę.
Prywatnie uważam, że po prostu jest zazrosny, bo nikt nie leci na jego nogi.
Oprócz mnie, oczywiście.

Komentarze