To nie jest notka na prima aprilis

Jest 1 kwietnia, ale nie znaczy to wcale, że będą kawały. Jestem tak zmęczona, że nie mam siły na żarciki, za to już, natychmiast, w tej chwili – sprawozdaję.
Donoszę uprzejmie, że mimo najgorszych przewidywań, w dniu dzisiejszym nowe centrum ruszyło. Co prawda wszyscy miotamy się jak opętani, niektórzy nie mają gdzie siedzieć i na czym pracować, ale start odtrąbiono. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mam pokój, biurko i krzesło, a komputer własnoręcznie (za pomocą miłego kolegi) przeniosłam sobie do tego biura dwa piętra wyżej i uruchomiłam, czyli należę do grupy uprzywilejowanych. Niestety nie mam dostępu do sieci, gdyż samowolne przeniesienie komputera jest w zakładzie dla obłąkanych przestępstwem. A za tym idzie również brak dostępu do internetu, poczty służbowej i dysków sieciowych, więc nie piszę, bo nie mam jak. Za to dobrze zaczęłam, bo już w pierwszy dzień zabrałam pracę do domu i właśnie usiłuję przez nią przebrnąć. Oprócz tego do plusów dodatnich zaliczam dzisiejszą naradę służbową, na której spijaliśmy wprost słowa z ust naszego nowego dyrektora, ponieważ – co jest nienormalnie zadziwiające – gadał tak bardzo do rzeczy, że wierzyć się nie chce. Wygląda na to, że prócz wytężonej pracy – przed nami okres sielanki w stosunkach służbowych, co chwalę sobie niezmiernie. Zostałam też miło i ciepło przyjęta przez pracowników, a także w niezwykle poprawnej atmosferze pożegnałam moją poprzedniczkę. Do plusów ujemnych zaliczam angaż, który otrzymałam, a konkretnie kwotę, która tam widnieje oraz kilka podłych rozmów na mój temat, których echa do mnie dotarły. Wiadomo, że się spodziewałam, ale  wcale przez to nie kłuje mniej.
Od jutra szał na kółkach, bo już z rana muszę do dyrekcji z okropnie śmierdzącą sprawą. Pewnie się nie ucieszy z sedna, ale może ucieszy się z mojego podejścia oraz postępów.
Wobec powyższych argumentów, redakcja ogromnie wszystkich państwa przeprasza za zwłokę w nadawaniu oraz obecny brak weny twórczej i wraca do pracy.

Komentarze