1308

Rozmawiałam ostatnio z mamą na temat tego, jak mało wiem o mojej babci ze strony taty (to ta od pogrzebu, jeśli ktoś pamięta). I że dostrzegam w tym swoją winę. A było tak.

Kiedy na świat przyszedł syn pierworodny, mój tato, babcia miała lat 27. Jak na dwudziestolecie międzywojenne była więc panną zdecydowanie przejrzałą. Łączy się z tym pewna anegdota rodzinna, którą już pewnie opowiadałam, więc tym razem sobie daruję. Kiedy zaś urodziłam się ja, tato miał lat 37, a babcia, co wynika z nauk ścisłych, 64. Dla mnie to było zdecydowanie za późno.

Babcia, jak donoszą najstarsi górale, miała w życiu pod górkę od samego początku, nie ma się więc co dziwić, że na starość była wredna. (Aczkolwiek umysł jak brzytwa). Jej pech zaczął się od tego, że powito ją w rodzinie żydowskiej, ale jak na złość - całkowicie zasymilowanej. Już sobie wyobrażam to zawieszenie między światami. To niebycie ani - ani. A wtedy, co warto podkreślić, granice przebiegały dość widocznie.
Problem powstaje zaraz w następnym kroku. Otóż sklerotyczni górale donoszą, że pradziadkowie odumarli bardzo wcześnie, a babcię przejęła na wychowanie ciotka, skutecznie się jej pozbywając z domu z użyciem pensji, a może i nawet szkoły u sióstr. Tymczasem doskonale pamiętam, jak mi bohaterka opowiadała dykteryjkę o swym zamążpójściu (nawiasem mówiąc i tutaj dostrzegam jakiś szwindel), w której główną rolę grał ojciec panny młodej.
Więc jak to naprawdę było, już się nie dowiemy.

Następnie babcia była poszła za mąż za zawodowego żołnierza. Wszystkie panie teraz wzdychają i kiwają głowami ze współczuciem. Jakkolwiek mit dziadka nie funkcjonowałby w rodzinie, to ja nie jestem jedynie wnuczką - jestem też dorosłą kobietą z przeszłością i swoje wiem. Określenie "ułańska fantazja" nie wzięło się znikąd. Owszem, ułanem był. O kartach wiem i o wędrówkach codziennych po służbie od kapliczki do kapliczki, a o dziwkach nikt nie mówi, ale przystojniak był z niego nie lada, więc nie udawajmy, że nie umiemy dodać dwóch do dwóch.
W każdym razie różne historie babcia mi opowiadała (choć skąpo) pod nieobecność ojca. A i rozwiodła się z dziadkiem pod koniec jego życia (!) zapewne nie bez powodu, czego mi zresztą długo nie uświadamiano.

Okupację spędziła schowana gdzieś pod Nowym Sączem. Prawdopodobnie wywieziono ją tam zaraz zdarzeniu, które mi kiedyś sama opowiedziała. Mianowicie wędrując po Plantach napotkała grupę Żydów, prowadzonych przez Niemców do trasportu, i któryś z nich zawołał coś do niej w jidisz. (Znajomości języka wypierała się do końca dni swoich). Nie wiem nic o tym okresie i pewnie nikt nie wie. Dziadek z synami mieszkał natomiast nadal w swym rodzinnym mieście.

Babcia była wykształcona. Miała małą i dużą, przedwojenną jeszcze, maturę. Skończyła też studia. Była, jak ja - filologiem. Przez dziesiątki lat uczyła w szkole. Najpierw dzieci, a potem dorosłych. Wreszcie, na emeryturze, pracowała jako bibliotekarka.

Urodziłam się za późno. Byłam jej jedyną wnuczką, a i córek nie miała. Wiem, że chciała mi wiele opowiedzieć. Kiedy mogła - nie słuchałam. Najpierw byłam za młoda. Potem - zbyt zajęta swoimi sprawami. Nie dojrzałam w tym czasie na tyle, by zrozumieć pewne rzeczy i zamienić się w słuch. Wreszcie pochorowała się, zniedołężniała i umarła. A razem z nią, na zawsze odeszły zdarzenia z życia, wspomnienia, anegdotki i wielkie, przemyślane mądrości. Straciłam je bezpowrotnie i straciła je też moja córka. Na zawsze.

Czasem brakuje mi jej ironicznego spojrzenia na świat, złośliwości i nieprawdopodobnego poczucia humoru. Może kiedyś. W innym miejscu. W innym czasie.

Miejcie cierpliwość i dobrą wolę. Słuchajcie starych ludzi. Odwiedzajcie ich częściej niż od święta. Mają niewiele czasu. Wy też macie mało, by spędzić go razem. Bardzo mało. Nie da się tego naprawić.

Komentarze

  1. Nie mam takich wspomnień ,z dziadkami jednymi się nie kontaktowałam, a z drugimi mieszkałam, ale nie opowiadali niczego.
    teściowie moi zaś opowiadali tylko 2,3 wybrane historie ,wiec tez niewiele i moje córki będą wiedziały o swoich dziadkach. Trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jest jakiś smuteczek i jakby cień żalu, co? Bo ja mam. Do siebie głównie.

      Usuń
    2. Do siebie nie mam,cóż sytuacja była taka a nie inna. Z czystej ciekawości chciałabym coś wiedzieć o przodkach.

      Usuń
    3. Zawsze mi się wydawało, że to później przychodzi. Ale widać stara jestem z natury.

      Usuń
  2. Piękny wpis. Wzruszyłam się pewnie dlatego, że ja też w tyglu różnych kultur. Buziol wielki i dzięki za to wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę Cię, moja droga. Spieszę z zapewnieniem, że dostarczę Ci jeszcze paru drobnych emocji.

      Usuń
  3. Ale powiedz dlaczego człowiek jest taki głupi, że dostrzega to wtedy, gdy juz nie ma kto opowiadać. Ja bym teraz słuchała bez przerwy, ale niestety za późno. W moim przypadku dobre jest tylko to, że tyle gadali, ze musiało coś zostać w głowie. Teraz tylko wyciągam z mroków pamięci. Ale pytań miałabym teraz tysiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie wiem. Gdyby to było fizycznie możliwe, kopnęłabym się w głowę. Bo babcia się specjalnie nie narzucała, dostrzegając, jak jestem zaplątana w dość wczesne macierzyństwo, a potem rozwód, trudy codzienności. I teraz żałuję. Mogła się narzucać, cholera.

      Usuń
  4. Podpisuję się obierma ręcami... Tak mało wiem o bliskich, ale nanizuję te paciorki wspomnień, między innymi na blogu, a i gromadząc karteczki, zapiski i... płacząc za dniami, które odeszły, a których nie rozświetli już nikt. Historia mojej rodziny nie była aż tak zakręcona może, ale też smakowita... Jak wszystkie rodzinne historie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się wydaje, że mam opowieści zdecydowanie za mało. Na duchu podnosi mnie jedynie fakt, że są wyjątkowo kolorowe. Muszę jeszcze coś z taty wydusić, bo i on dobiega osiemdziesiątki. Żebym się potem nie znienawidziła.

      Usuń
  5. U nas też krążą różne opowieści, a że na pograniczu, to bywa, że i w dwu językach. Do dziadków przychodzili czasami sąsiedzi na pogaduszki, więc zasób historyjek jest odpowiednio większy, szkoda tylko, że nie znamy i nigdy już nie poznamy różnych, brakujących do całości, szczegółów. To właśnie któryś z sąsiadów, po szczęśliwej ucieczce ze wschodu, opowiadał o polskich oficerach zabijanych przez Rosjan. Takie to były historie.

    OdpowiedzUsuń
  6. "słuchajcie" - łatwo powiedzieć. kiedy babcia tysiąc razy opowiada tą samą historię zamykasz w końcu uszy, czyż nie ?;) każdy przechodzi tą samą ścieżkę - kiedy starsi chcą mówić, młodzi zazwyczaj nie są gotowi, żeby słuchać - są za młodzi, za rzadko słuchają zwykłych codziennych anegdot, niby nic nie znaczących, ale składających się na obraz naszej rodziny. nie ma się o co obwiniać, ani czego żałować. tak po prostu jest. rada jest inna - zapisujcie to, co pamiętacie, bo i to wam umknie za 2, 5, 10 lat. cieszcie się z tego co macie, pielęgnujcie tę pamięć. i same przekazujcie dalej. szukajcie też gdzie indziej niż u babci - przecież babcie nie żyły w izolatkach. mnóstwa informacji zbiera się od dalszych krewnych czy znajomych - sąsiadów, kolegów szkolnych, obecnie zaskakująco dużo informacji można znaleźć w internecie, bez jeżdżenia do ksiąg parafialnych ;) bardzo dużo młodzieży zajmuje się obecnie historią lokalną - warto grzebać, bo można trafiać na zdjęcia, dokumenty, wspomnienia, które budują obraz środowiska, a czasem nawet pokazują nam właśnie naszych przodków. wiem, ważna jest też relacja z tą osobą. relacji w ten sposób nie wskrzesimy, ale wszystko na raz nie zawsze można mieć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz wiele racji - zapisywanie wydaje się szczególnie istotne, ponieważ wszystko prędzej czy później umyka. Nauczyłam się słuchać tych wielokrotnie powtarzanych historii z wiekiem, bo zrobiłam się bardziej cierpliwa. Kiedy człowiek młody, wiele go denerwuje. Po czasie zyskuje się dystans.
      Więc pozwalam rozdzicom powtarzać różne rzeczy, ile tylko chcą :)

      Usuń
  7. To prawda, że kiedy mamy okazję, nie słuchamy, a potem jest juz za późno.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz