Każdy ma taką Wielkanoc, na jaką zasłużył

Zanim Wielkanoc nadeszła, postrzelił mnie tak zwany postrzał, co skutecznie zniechęciło mnie do mycia okien. Smugi są źle widoczne, jak się ma głowę przekręconą o 90 stopni w prawo. Dzięki wizycie w aptece oraz nadludzkiemu wysiłkowi (ał, ał – plaster rozgrzewający), postrzał udało się odstrzelić do kogoś innego.
Wczoraj rano wstałam z koszmarnym bólem w krzyżach…
Normalnie czuję się jak zgrzybiała staruszka. No, co jest, do diaska? Rozsypuję się? Starzeję? Czy co?

Oprócz tego Stadło nie ma zamiaru kisnąć w atmosferze światecznej przy stole i już o 10.30 było po kawie i cieście. Gdzie tradycje wielogodzinnego śniadania (czynność)? Skoro nikt się nie nażera o poranku, zmuszona byłam podjąć działania, mające na celu skierownie kury do piekarnika. Oprócz tego odnalazłam w lodówce zagubionego ogórka zielonego w całkiem dobrym stanie, który intensywnie pytał o drogę, więc będzie mizeria.

Ja sama natomiast za chwilę zamierzam zażyć kąpieli rozgrzewającej (niestety pod prysznicem), a następnie przykleić sobie plasterek na krzyże i do końca dnia cierpieć wymownie na okoliczność „ale piecze”. Mam nadzieję, że w związku z tymi działaniami, wstanę jutro jak nowa. No i dla zajęcia sobie myśli naturalnie popracuję. Bo w końcu wolny dzień, więc już naprawdę nie mam się czym wykręcić.

Komentarze