1300
UWAGA! #zadługienieczytam
(10 października dokonuję minimalnej autokorekty, bo nasunęła mi się myśl o jakiejś regule).
W magazynie świątecznym Gazety Wyborczej (nr 233. 7962, 5-6 października 2013, str. 16) opublikowany został felieton Jarosława Mikołajewskiego Żarty się skończyły. Motto brzmi następująco:
Papież Franciszek to człowiek, który jest w stanie sprzedać bazylikę św. Piotra, żeby pomóc Afryce. Tego prowincjonalni polscy biskupi, zajęci walką z masonami, jogą i dziennikarzami, nie rozumieją.
Cytat ten znakomicie odzwierciedla wymowę całości artykułu oraz sytuację kościoła katolickiego w Polsce. Pontyfikat Franciszka dokonał bowiem tak wyraźnego rozłamu w polskim klerze, jakiego chyba dotąd nie odnotowano. Po jednej stronie znaleźli się kapłani, zainteresowani głównie przekazem Ewangelii, stanowiącym wsparcie i dającym nadzieję. Po drugiej natomiast - zastygły beton typowo polskiego układu zwierzchnictwa.
Franciszek nie bez powodu przyjął imię świętego z Asyżu i tego polski kościół nie potrafi przełknąć. Papieskie apele o ograniczanie przez kler własnych dóbr doczesnych budzą sprzeciw, niedorzeczne tłumaczenia i aż nazbyt zawiłe interpretacje.
- Ubóstwo to nie dziadostwo - mówił jeszcze niedawno dzisiejszy ulubieniec mas, Józef Michalik.
Tymczasem papież Franciszek do nikogo nie apelował o chodzenie boso lub w dziurawych sandałach.
- Wybierajcie skromniejsze modele (samochodów - przyp. autorki). Pomyślcie o dzieciach umierających z głodu i zaoszczędzone pieniądze przekażcie im.
Jak zinterpretowano to w polskim piekiełku? Szczególnie, co ostatnio staje się regułą, zabawną wersję wyprodukował rzecznik KEP, ks. Józef Kloch, próbując dowieść, że samochód dla biskupa za 150 tys. zł to nie jest przesada, bo potrzebuje go do jazdy po dużych diecezjach. (sic!).
Mimowolnie (i wbrew sobie) zaczynam odczuwać litość dla tego człowieka. Nader bowiem często musi ostatnio tłumaczyć się przed opinią publiczną z rzeczy, których ani wytłumaczyć, ani obronić się nie da.
Kościół katolicki w Polsce (pewnie i na świecie, ale polski znam lepiej niż np. angielski) obrzydliwie nadużywa języka jako narzędzia*. Pokrętność wypowiedzi, które z wierzchu mają wyglądać na przepełnione miłością, pokorą i zrozumieniem, budzi we mnie wstręt i odrazę. Co więcej, emocje te tak podkręca, że zaczynam, choć tego nie znoszę, odchodzić od przedmiotu i oceniać człowieka. Słowa mają wielką moc, stwórczą - nie zapominajmy (na początku było słowo). Raz wypowiedziane, nie znikają nigdy. Nie da się ich wymazać, skorygować, zmienić. Wiszą nad nami jak niewidzialna czapa. Na zawsze.
Myślę, że polska wierchuszka kościelna zaczyna się sama lekko wytrącać z przesadnie dobrego samopoczucia. W końcu byk za bykiem leci kumulacyjnie, jakby pękła jakaś niewidzialna tama. Tymczasem młodzież (starsi również, lecz u młodych jest to szczególnie widoczne) w przeważającej większości do kościoła jako takiego nie jest przekonana. I mowa nienawiści (nie potrafię inaczej sklasyfikować wczorajszej sytuacji), ewidentne kłamstwa (bruzda dotykowa), szkalowanie i poniżanie inności, polityczne agitacje tylko tę niechęć umacniają.
Przewrotnie się z tego cieszę, bo religii (nie mylić z wiarą) jestem przeciwna. Pierze mózgi i krzywdzi najbardziej bezbronnych, całość swych działań nakierowując wyłącznie na budowanie potęgi, czyli (jak zwykle) władzę i pieniądze.
Nie przypominam sobie czasów, wyjmując niezwykle głębokie dzieciństwo, gdy byłam lekko natchniona, abym do katolicyzmu miała pozytywne nastawienie. Być może jakąś legendarną rolę odegrał w tym fakt, że odmówiono mi chrztu, co mateczce - zupełnie niepotrzebnie - udało się zmienić za pomocą prawych środków płatniczych**. Odcięto mnie tym samym od grzechu pierworodnego, o zdanie wcale nie pytając, i głęboko, głęboko! żałuję tego do dziś.
W stanie poniekąd uświęconym wytrwałam do klasy ósmej, kiedy to wywalono mnie za drzwi po razpierwszy drugi, zabraniając przekraczania progu ziemi uświęconej. Jak to za co? Za głupie pytania przecież!
Próbę pojednania podjęłam jako osoba pełnoletnia, w klasie maturalnej, kiedy zawiązano konkordat i religia wdarła się do szkół. Moja wyciągnięta ręka została naówczas błyskawicznie przytrzaśnięta drzwiami, za którymi znalazłam się po razwtóry trzeci (do trzech razy sztuka?), za co z kolei jestem wdzięczna, bo od tej chwili mózg już działał bez zarzutu.
Nie przypominam sobie więc czasów, kiedy miałabym do katolicyzmu nastawienie pozytywne. Powiedzmy, że długo wychodziło mi bycie neutralną. W miarę. Niestety to, co dzieje się ostatnimi laty, wytrąca mnie skutecznie z uczuć letnich. Obawiam się - raz na zawsze. I nawet ów Franciszek, mający wszakże swoje za uszami, raczej tego nie uratuje.
Podsumowując, oddam głos felietoniście.
Kiedy nad Wisłą roztrząsamy rewelacje księdza, który mówił o bruzdach dotykowych dzieci zrodzonych z in vitro, papież mówi o miłosierdziu.
Kiedy nasi biskupi wciąż się głowią (albo i nie), co zrobić z o. Rydzykiem, papież jednym ruchem wymienia niechcianego sekretarza stanu, zapowiada demokratyczne wybory w Konferencji Episkopatu Włoch i zabiera się do pracy nad konstytucją.
Kiedy nasz Kościół chroni tajemnice swojego majątku, Franciszek poddaje bank watykański międzynarodowej kontroli. Kiedy papież mówi o katolickich obsesjach, nasz dostojnik podczas uroczystości poświęconej Zagładzie potępia aborcję.
Kiedy nasi biskupi obrażają się na TVN i "Gazetę Wyborczą", papież udziela wywiadu ateiście, założycielowi lewicowego dziennika.
Wierzę głęboko w Bożą mądrość. Nie, żebym oczekiwała dla kogoś mąk piekielnych, szczególnie że w piekło akurat nie wierzę, pojmując to raczej jako oddalenie i brak. Ale mam nadzieję na iskrę satysfakcji, gdy zobaczę ich miny. Bezcenne. Za resztę chętnie zapłacę kartą Mastercard.
* Mam na myśli chociażby wypowiedź Sławoja Leszka Głódzia, który, zmuszony prawdopodobnie do wygłoszenia publicznych przeprosin, powiedział:
"Przebaczam i proszę o to samo, jeśli ktoś uważa, że moim postępowaniem go skrzywdziłem!".
Przebacza - to znaczy, że jest co przebaczać (wina zaistniała). Został skrzywdzony, lecz jest wielkoduszny i potrafi unieść się ponad własne rany. "Jeśli ktoś uważa, że go skrzywdziłem" - czyli nie skrzywdziłem, tylko ktoś ma takie widzimisię. Ale jestem chodzącą miłością Bożą i wybaczam mu to niemądre odczucie. Nie można przecież od maluczkich wymagać, by widzieli rzeczy takimi, jakie są, prawda? W jedyny zresztą słuszny sposób. (Jeśli ktoś nie pamięta, chodziło wtedy o poniżanie podwładnych przez pana Głódzia).
** O, ironio, identyczna sytuacja dotyczyła Zuzanny i do dziś nie potrafię wybaczyć sobie ówczesnego konformizmu. Nie zapomnę również tego wyrobionego gestu, tych pieniędzy, znikających płynnie i tajemniczo w szufladzie biurka, a wreszcie udawanego skupienia przy wertowaniu zeszytów i wyznaczaniu terminu. Oczywiście nie w niedzielę. Nie z lepszymi, uczciwymi dziećmi. Cicho, w mało popularnych godzinach i bez rozgłosu (conditio sine qua non)!
(10 października dokonuję minimalnej autokorekty, bo nasunęła mi się myśl o jakiejś regule).
W magazynie świątecznym Gazety Wyborczej (nr 233. 7962, 5-6 października 2013, str. 16) opublikowany został felieton Jarosława Mikołajewskiego Żarty się skończyły. Motto brzmi następująco:
Papież Franciszek to człowiek, który jest w stanie sprzedać bazylikę św. Piotra, żeby pomóc Afryce. Tego prowincjonalni polscy biskupi, zajęci walką z masonami, jogą i dziennikarzami, nie rozumieją.
Cytat ten znakomicie odzwierciedla wymowę całości artykułu oraz sytuację kościoła katolickiego w Polsce. Pontyfikat Franciszka dokonał bowiem tak wyraźnego rozłamu w polskim klerze, jakiego chyba dotąd nie odnotowano. Po jednej stronie znaleźli się kapłani, zainteresowani głównie przekazem Ewangelii, stanowiącym wsparcie i dającym nadzieję. Po drugiej natomiast - zastygły beton typowo polskiego układu zwierzchnictwa.
Franciszek nie bez powodu przyjął imię świętego z Asyżu i tego polski kościół nie potrafi przełknąć. Papieskie apele o ograniczanie przez kler własnych dóbr doczesnych budzą sprzeciw, niedorzeczne tłumaczenia i aż nazbyt zawiłe interpretacje.
- Ubóstwo to nie dziadostwo - mówił jeszcze niedawno dzisiejszy ulubieniec mas, Józef Michalik.
Tymczasem papież Franciszek do nikogo nie apelował o chodzenie boso lub w dziurawych sandałach.
- Wybierajcie skromniejsze modele (samochodów - przyp. autorki). Pomyślcie o dzieciach umierających z głodu i zaoszczędzone pieniądze przekażcie im.
Jak zinterpretowano to w polskim piekiełku? Szczególnie, co ostatnio staje się regułą, zabawną wersję wyprodukował rzecznik KEP, ks. Józef Kloch, próbując dowieść, że samochód dla biskupa za 150 tys. zł to nie jest przesada, bo potrzebuje go do jazdy po dużych diecezjach. (sic!).
Mimowolnie (i wbrew sobie) zaczynam odczuwać litość dla tego człowieka. Nader bowiem często musi ostatnio tłumaczyć się przed opinią publiczną z rzeczy, których ani wytłumaczyć, ani obronić się nie da.
Kościół katolicki w Polsce (pewnie i na świecie, ale polski znam lepiej niż np. angielski) obrzydliwie nadużywa języka jako narzędzia*. Pokrętność wypowiedzi, które z wierzchu mają wyglądać na przepełnione miłością, pokorą i zrozumieniem, budzi we mnie wstręt i odrazę. Co więcej, emocje te tak podkręca, że zaczynam, choć tego nie znoszę, odchodzić od przedmiotu i oceniać człowieka. Słowa mają wielką moc, stwórczą - nie zapominajmy (na początku było słowo). Raz wypowiedziane, nie znikają nigdy. Nie da się ich wymazać, skorygować, zmienić. Wiszą nad nami jak niewidzialna czapa. Na zawsze.
Myślę, że polska wierchuszka kościelna zaczyna się sama lekko wytrącać z przesadnie dobrego samopoczucia. W końcu byk za bykiem leci kumulacyjnie, jakby pękła jakaś niewidzialna tama. Tymczasem młodzież (starsi również, lecz u młodych jest to szczególnie widoczne) w przeważającej większości do kościoła jako takiego nie jest przekonana. I mowa nienawiści (nie potrafię inaczej sklasyfikować wczorajszej sytuacji), ewidentne kłamstwa (bruzda dotykowa), szkalowanie i poniżanie inności, polityczne agitacje tylko tę niechęć umacniają.
Przewrotnie się z tego cieszę, bo religii (nie mylić z wiarą) jestem przeciwna. Pierze mózgi i krzywdzi najbardziej bezbronnych, całość swych działań nakierowując wyłącznie na budowanie potęgi, czyli (jak zwykle) władzę i pieniądze.
Nie przypominam sobie czasów, wyjmując niezwykle głębokie dzieciństwo, gdy byłam lekko natchniona, abym do katolicyzmu miała pozytywne nastawienie. Być może jakąś legendarną rolę odegrał w tym fakt, że odmówiono mi chrztu, co mateczce - zupełnie niepotrzebnie - udało się zmienić za pomocą prawych środków płatniczych**. Odcięto mnie tym samym od grzechu pierworodnego, o zdanie wcale nie pytając, i głęboko, głęboko! żałuję tego do dziś.
W stanie poniekąd uświęconym wytrwałam do klasy ósmej, kiedy to wywalono mnie za drzwi po raz
Próbę pojednania podjęłam jako osoba pełnoletnia, w klasie maturalnej, kiedy zawiązano konkordat i religia wdarła się do szkół. Moja wyciągnięta ręka została naówczas błyskawicznie przytrzaśnięta drzwiami, za którymi znalazłam się po raz
Nie przypominam sobie więc czasów, kiedy miałabym do katolicyzmu nastawienie pozytywne. Powiedzmy, że długo wychodziło mi bycie neutralną. W miarę. Niestety to, co dzieje się ostatnimi laty, wytrąca mnie skutecznie z uczuć letnich. Obawiam się - raz na zawsze. I nawet ów Franciszek, mający wszakże swoje za uszami, raczej tego nie uratuje.
Podsumowując, oddam głos felietoniście.
Kiedy nad Wisłą roztrząsamy rewelacje księdza, który mówił o bruzdach dotykowych dzieci zrodzonych z in vitro, papież mówi o miłosierdziu.
Kiedy nasi biskupi wciąż się głowią (albo i nie), co zrobić z o. Rydzykiem, papież jednym ruchem wymienia niechcianego sekretarza stanu, zapowiada demokratyczne wybory w Konferencji Episkopatu Włoch i zabiera się do pracy nad konstytucją.
Kiedy nasz Kościół chroni tajemnice swojego majątku, Franciszek poddaje bank watykański międzynarodowej kontroli. Kiedy papież mówi o katolickich obsesjach, nasz dostojnik podczas uroczystości poświęconej Zagładzie potępia aborcję.
Kiedy nasi biskupi obrażają się na TVN i "Gazetę Wyborczą", papież udziela wywiadu ateiście, założycielowi lewicowego dziennika.
Wierzę głęboko w Bożą mądrość. Nie, żebym oczekiwała dla kogoś mąk piekielnych, szczególnie że w piekło akurat nie wierzę, pojmując to raczej jako oddalenie i brak. Ale mam nadzieję na iskrę satysfakcji, gdy zobaczę ich miny. Bezcenne. Za resztę chętnie zapłacę kartą Mastercard.
* Mam na myśli chociażby wypowiedź Sławoja Leszka Głódzia, który, zmuszony prawdopodobnie do wygłoszenia publicznych przeprosin, powiedział:
"Przebaczam i proszę o to samo, jeśli ktoś uważa, że moim postępowaniem go skrzywdziłem!".
Przebacza - to znaczy, że jest co przebaczać (wina zaistniała). Został skrzywdzony, lecz jest wielkoduszny i potrafi unieść się ponad własne rany. "Jeśli ktoś uważa, że go skrzywdziłem" - czyli nie skrzywdziłem, tylko ktoś ma takie widzimisię. Ale jestem chodzącą miłością Bożą i wybaczam mu to niemądre odczucie. Nie można przecież od maluczkich wymagać, by widzieli rzeczy takimi, jakie są, prawda? W jedyny zresztą słuszny sposób. (Jeśli ktoś nie pamięta, chodziło wtedy o poniżanie podwładnych przez pana Głódzia).
** O, ironio, identyczna sytuacja dotyczyła Zuzanny i do dziś nie potrafię wybaczyć sobie ówczesnego konformizmu. Nie zapomnę również tego wyrobionego gestu, tych pieniędzy, znikających płynnie i tajemniczo w szufladzie biurka, a wreszcie udawanego skupienia przy wertowaniu zeszytów i wyznaczaniu terminu. Oczywiście nie w niedzielę. Nie z lepszymi, uczciwymi dziećmi. Cicho, w mało popularnych godzinach i bez rozgłosu (conditio sine qua non)!
Wiesz, rozmawiałam dziś z sąsiadką, że w obliczu tego wszystkiego naprawdę łatwiej byłoby być ateistą. Mogłabym się furtaczyć na całego i po całości. Ale nie jestem. W tym wszystkim boli mnie, poza oczywistą krzywdą, jaką te słowa zrobiły, boli mnie, że Kościół sam to sobie robi. Jak mówię - zupełnie nie potrzebuje wrogów. Jest zajebiście samowystarczalny.
OdpowiedzUsuńA w tym wszystkim spróbuj być nadal wierzącą. Nadal chrześcijanką. Nadal katoliczką.
I odcedzać, że jeden idiota to nie znaczy, że wszyscy idioci. I nawet stu idiotów nie oznacza, że wszyscy idioci. I że to nadal jest mój Kościół, i że mam w nim zostać, zaprzeć nawet trochę, a nie ustępować miejsca tym, którzy nie powinni tam się tak panoszyć. I że jeśli chcę, żeby Kościół był lepszy, to ja mam robić w nim ten procent tych "lepszych" (no to uproszczenie jest).
Tym bardziej mnie to dotyka, bo nie mogę się odwrócić na całość plecami. Bo z odpowiedzialności współistnienia w tym samym Kościele, po prostu się wstydzę za to, co się zadziało.
Nie wiem, czy umiem to wyjaśnić dostatecznie. Trudno mi o tym mówić.
Bardzo Ci dziękuję za te słowa. Sytuacja jest trudna dla wszystkich.
UsuńA co do wiary... Jestem osobą głęboko wierzącą. Jednocześnie, co wielokrotnie podkreślam, nie jestem katoliczką. I już nigdy nie będę. Przynależność odbieram jako umiejętność obrony i wspólne zdanie. Od dziesiątków lat nie widzę dla siebie i kościoła katolickiego wspólnego mianownika.
Oddzielam też całkowicie wiarę od religii, co już napisałam. Bóg jest częścią mnie, a ja częścią Jego. Nie szukam w systemie tego, co jest we mnie samej. Na zewnątrz nie znajdę, bo tam tego nie ma.
nie martw się o moją duszę, słoneczko, bo ja o nic nie proszę i niczego nie potrzebuję. Dostałam aż nadto wiele, by móc zapomnieć o wdzięczności. Jestem więc wdzięczna i, mam nadzieję, pokorna. I dziękuję za wszystko. Najlepiej, jak potrafię.
Za Ciebie też :)
A retoryka wspomniana pod pierwszą gwiazdką szczególnie mnie uderza, wkurza, oburza i boli. Może dlatego, że podobne pomysły odwracania przyczyny i skutku, choć w zupełnie innej sytuacji, dotknęły mnie nie raz, za to mocno.
OdpowiedzUsuńI nie, na to nie ma i nie będzie mojej zgody.
Wiem. Mamy to na co dzień. Cenię sobie więc mocno nasze rozmowy o dyskryminacji na wszelkich poziomach. I też Cię kocham, wiesz? Mądra, dobra dziewczyno.
Usuńa co Ty bierzesz, ze tak wszystkich kochasz?
UsuńSkąd pomysł, że wszystkich? Michalika nawet nie lubię.
UsuńDobrze, że ktoś o tym mówi i pisze, bo ja nie potrafię. Nawet w rozmowach nie bardzo umiem obronić swoje stanowisko, bo ten poziom absurdu, nieprawości, hipokryzji, jakkolwiek to nazwać, poraża mnie i odbiera mowę. Idiotyzmy muszą być choć trochę racjonalne, bym mogła z nimi dyskutować.
OdpowiedzUsuńJednak, choć sama stoję jak najdalej od wiary i kk, to doceniam kulturotwórczą rolę kościoła w mojej małej miejscowości, kursy, obozy i inne atrakcje dla młodzieży i dorosłych. Znam też księdza noszącego koszulę z tak wytartym kołnierzykiem, że powinna ona służyć jedynie jako ścierka i który, choć zdecydowanie nie intelektualista, ma więcej rozsądku, niż otaczające go kształcone dewotki.
Jest różnie, ale niestety, to chuje sprawują urzędy, a uczciwi i porządni nie maja siły przebicia, obawiam się.
Tak, tak, o tym właśnie, za felietonistą, pozwalam sobie mówić. O tym niesłychanym, nigdy do tej pory AŻ TAK nie widocznym rozłamie i podziale. Marta ma rację - KK nie potrzebuje wrogów, bo sam sobie radzi ze strzałami w kolano. Zajrzyj proszę pod poprzednią notkę do komentarza Dorothei i powędruj za nią do blogu pewnego ojca jezuity. Jego smutny i pełen pokory głos daje ukojenie w tym szaleństwie. Dorotce w zamian przekazujemy naszą wdzięczność. Sama bym nie trafiła.
UsuńA co do umiejętności pisania o tej sprawie - czekam na Naimę (milczy niestety). Ona ma znakomity warsztat, jest niezwykle rzetelna w przekazywaniu źródeł i szczególnie sprawna w formułowaniu myśli. Żywię nadzieję, że się dniem wczorajszym nie zadławiła na amen.
Dziękuję za wypowiedź, torebko (jak masz na imię? przyznaj się, jesteś przecież moim stałym gościem :) ). Cieszy mnie jej wyważenie. Dobrze, że Was wszystkie mam :)
No Ty mię tak nie chwal! Sama też nie trafiłam, ktoś mi mailem podesłał.
UsuńKłaniam się, panoszę.. i spadam, zanim mnie wywalą:)
tak oto zostałam tym na ch
Usuń-> Dorothea
UsuńPanosz się, panosz. Całkiem Ci fajnie wychodzi.
-> Paćka
UsuńBądź uprzejma rozwinąć tę wypowiedź ciut. Albo jestem śpiąca, albo za głupia, bo nie rozumiem ni w ząb.
hmm, poczułam się sprawczynią, bo to ja użyłam słowa na ch ;)
UsuńWydawało mi się, że z treści wypowiedzi wynika, że chodzi o aparat władzy KK i żaden inny, choćby nie wiem jak zdeprawowany.
Pacia, mam nadzieję, że nie jesteś niemoralnym biskupem, bo ich głownie miałam na myśli ;)
to pisałam ja, Agata
Nie, Agatko, paćka nie jest niemoralnym biskupem. Mało tego! Nie jest nawet zwykłym biskupem. Z mojej znajomości rzeczy wynika także, że nawet niemoralna nie jest. No żałosne. Kompletny brak przystosowania do aktualnej sytuacji ;)
UsuńPaćka, weźże. Weźże, bo nie mogę. PMSa masz? (Dopiero po wypowiedzi Torebki zatrybiłam, o co chodzi).
jestem w okresie przystosowawczym w robocie , próbuję się wdrożyć ale nie idzie zbyt dobrze. powstrzymuję się przed chlipaniem w rękaw... obstawiam , że jeszcze miesiąc , dwa i pójdzie. na razie pms ciągły. spać mi się chce w robocie i w domu non-stop. a przecież się wysypiam, bo śpię po 3-4 godziny odcinkami w przerwach miedzy nasłuchiwaniem czy starszy oddycha (zapalenie krtani) a noszeniem młodszego, któremu pierdzielone górne jedynki nie chcą się przebić za to przebiła się gorączka i smarki. jak to się nazywa? szczęście rodzinne?
UsuńCzuję, że powinnam porozmawiać z Tobą chwilę o roli mężczyzny w rodzinie. Wydaje mi się bowiem, że coś Ci się gdzieś zgubiło.
Usuńnosi drewno na stosik, montuje lampy zewnętrzne cobymy się nie pozabijali, śpi ze starszym a ja z młodszym. razem walczymy. jeden trzyma dzieciaka, a drugi mu wpycha encorton do paszczy i łapie wypluwany. samodzielnie nie do wykonania.
UsuńA tam, nie do wykonania. Podawałaś kiedyś tabletkę kotu? Trzem kotom?!
UsuńNie lituj się nad facetem, bo to zło.
Świat jest pełen takich Głódziów i Michalików. W sutannach i bez.
OdpowiedzUsuńMasz rację. I nawet może nie tyle są w większości, co po prostu bardziej widoczni. I przez to szkodliwi. Ale nie wahajmy się powiedzieć, że tyle samo zła w KK, co i na zewnątrz. każdy jest tylko człowiekiem. Obyśmy wszyscy potrafili dostrzegać własne słabości.
UsuńDziękuję Ci bardzo.
(Imię mamy?) ;)
Agnieszka - miło mi :)
UsuńA Twoje?
Usuń;)
dałam się złapać jak przedszkolak :0
Usuńpardon! :)
Usuńczasem się człowiek nie powstrzyma, no i co pan zrobisz?
Miło mi, Agnieszko :)
UsuńMartą się nie przejmuj, ona tak ma. Nie odpuści mi, choćbym się zwijała z bólu u jej stóp! ;)
ja tu mam etat zgredka Agnieszko.
Usuńgospodyni się oficjalnie trochę oburza, a na boku ni wypłaca deputaty za generowanie ruchu i sianie zamętu ;)
W ogóle mam ja na utrzymaniu.
UsuńUtrzymanka taka.
No i w mordę misia żarty z pogrzebu:)))
UsuńMartuuha - jesteś debeściara!:)
Prawda? ;)
UsuńTylko mi tu nie rozpieszczać za bardzo, bo od tego zgredki się psują!
czasem tylko podrapać za uszkiem
UsuńOd mytego właśnie garnka.
Usuńa choćby i tyle.
UsuńDlaczego gary jeszcze nieumyte?!
Usuńja tak z po chrześcijańsku chciałam zapytać tylko czy mogłabyś mi napisać czy druga mama miała hasło czy jak to było bo wiem że miałam dostęp na zasadzie komp wszystko pamięta a teraz po formacie pyta się o hasło a ja nie pamiętam na poczcie sprawdzałam i tez nie mam i kurna fi nie wiem co teraz pomożesz ??? na kopesia@wp.pl niech przyśle jak będzie miała ochotę . dziękuję :*
OdpowiedzUsuńJuz posylam:) Nie wiem,co sie dzieje,ale co chwile ktos mnie podejrzewa,ze mu odebralam prawo wstepu. Moze cos zle robie? Wyslalam zaproszenia,dostalam potwierdzenia i powinno dzialac.Jesli ktos jeszcze zostal wyautowany przez system zabezbieczen blogspota to niech sie odezwie,wysle kolejne zaproszenie.
UsuńŁoterloo,sorry za prywate,wywal.
Zmorka - ale wchodzisz na blogspot, czy na blog. Gdyż to może być istotna różnica ;)
UsuńDruga - wywalasz ludzi pęczkami, a potem udajesz, że się niby nie znasz. Przejrzałyśmy te gierki ;))))
UsuńNic nie wywalę i Tobie też zabraniam!
Drugaaaa! Ja Ciebie kiedyś czytałam pasjami... a potem się wymkłaś i zamkłaś... miej serce, no wpuść człowieka, plisss! Jakby trzeba było podeślę rekomendację i te... no te... referencje!:)
UsuńDo skrzynki paniusia pobieża.
Usuńno dobra, jak wszyscy to wszyscy - babcia też.
Usuńmożna? którędy do wejścia?
Ić ku fejsu.
Usuńlubię cicho i w mało popularnych godzinach, a najlepiej w pustym kościele. młodszy jeszcze nie chrzczony. nienawidzę się spowiadać, boję się zresztą, że przy spowiedzi księdzu nagadam do słuchu i nawet pieniądze później nie pomogą;)
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o wolę. Ja też wolę. Ale nie wolę, jak mi ktoś nie daje żadnego wyboru, bo służba ma wchodzić tylnymi drzwiami!
Usuńile się płaci za karteczkę od spowiedzi? można ją kupić na allegro?
UsuńNie wiem. Ostatnią sfałszowałam własnoręcznie. Chcesz?
UsuńWłaśnie się dowiedziałam, że ode mnie nie chcą kartki!
UsuńChcieli Ci dać do zrozumienia, że nie biorą Cię pod uwagę.
Usuńa już lepiej nie mówmy co mi się daje do zrozumienia, bo się bulgoczę w środku.
UsuńNapij się. Prawdziwy chrześcijanin nie powinien być abstynentem.
UsuńMarta, ja chcę kartkę od Ciebie.
UsuńCzłowiek się naprasza, a w zamian: Marta.
UsuńDzień dobry, pozwalam sobie zajrzeć z rewizytą i trochę speszona jestem komplementami na wejściu.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że serdecznie nie miałam ochoty pisać o Michaliku, bo raz, że pełno go było wszędzie ostatnio, a dwa, że publiczność w miarę jednogłośnie oceniła, co sądzić o jego występach. Mogłam tylko podsumować, co inni mówią.
A to co pisze @Zimt, że nie tylko w kościele są obok mędrców Michaliki, to prawda, ale też trudno o inną instytucję, która ustami swoich Michalików rości sobie pretensje do bycia autorytetem moralnym, zawodowym moralistą i źródłem prawa stanowionego. Stąd nie porównywałabym sztuka do sztuki akurat KK z innymi grupami społecznymi, bo i inne uprawnienia i inne aspiracje.
Komplementy są w pełni zasłużone. Proszę - nie dygaj. Nie, nie, nóżką również nie szuramy.
UsuńMiło mi, naprawdę, że przyszłaś. I co za szczęście, że akurat w chwili, gdy napisałam coś dorzecznego (już w kolejnej notce jest o kupie, oczywiście).