1317
Przeglądam czasem archiwa dyskowe i znajduję wiele ciekawych rzeczy. Dziś na przyklad odkopałam folder, pochodzący z wielce zamierzchłych czasów, kiedy ci, co dziś są STUDENTKAMI (ekhm, ekhm), byli po prostu zwykłymi szczylami.
Jak wiadomo, w stosunku do szczyla człowiek winien stosować jakiś system wychowawczy. W czasach zaplutego niemowlęctwa znęcałam się więc nad dzieckiem w jedyny dostępny sposób (żeby śladów na skórze nie było), czyli czytałam mu książki. Do dziś żywię wiele ciepłych uczuć do Marii Konopnickiej. Jakże cudownie usypia półroczniak, gdy mu niezbyt głośno, a za to rytmicznie, czytać wierszyk Na jagody! Później ten sam efekt osiąga się Sierotką Marysią. Do Roty nie doszłyśmy.
Z czasem dojrzewa nie tylko szczyl, ale też w technikach manipulacyjnych wyspecjalizowuje się rodzic. Osiągnęłam więc kolejny dan i zaczęłam... pisać. Żeby potem czytać, ma się rozumieć. I już nie o usypianie wyłącznie chodziło, tylko o ulubione narzędzie protoplasty, czyli smrodek dydaktyczny.
O, na przykład wstręt higieniczny.
Gdy wracam z podwórka, to jest oczywiste,
zaraz mama spyta: a łapki masz czyste?
Ciągle tylko łapki, ziewam gdy to słyszę,
chyba się ta mama niczym nie popisze.
Ale włos się jeży, pełen jestem trwogi,
co to będzie, kiedy spyta się o nogi?!
Jak wiadomo, w stosunku do szczyla człowiek winien stosować jakiś system wychowawczy. W czasach zaplutego niemowlęctwa znęcałam się więc nad dzieckiem w jedyny dostępny sposób (żeby śladów na skórze nie było), czyli czytałam mu książki. Do dziś żywię wiele ciepłych uczuć do Marii Konopnickiej. Jakże cudownie usypia półroczniak, gdy mu niezbyt głośno, a za to rytmicznie, czytać wierszyk Na jagody! Później ten sam efekt osiąga się Sierotką Marysią. Do Roty nie doszłyśmy.
Z czasem dojrzewa nie tylko szczyl, ale też w technikach manipulacyjnych wyspecjalizowuje się rodzic. Osiągnęłam więc kolejny dan i zaczęłam... pisać. Żeby potem czytać, ma się rozumieć. I już nie o usypianie wyłącznie chodziło, tylko o ulubione narzędzie protoplasty, czyli smrodek dydaktyczny.
O, na przykład wstręt higieniczny.
Gdy wracam z podwórka, to jest oczywiste,
zaraz mama spyta: a łapki masz czyste?
Ciągle tylko łapki, ziewam gdy to słyszę,
chyba się ta mama niczym nie popisze.
Ale włos się jeży, pełen jestem trwogi,
co to będzie, kiedy spyta się o nogi?!
Tudzież porządkowy.
Gdy światło gaśnie,
gdy dziecko zaśnie,
to do porządków
ruszają z kątków
krasnale.
A ten z czapeczką
ściera chusteczką
wszystkie te kurze,
co leżą dłużej
przy ścianie.
Tamten w gałgankach
zbiera ubranka,
które zdradziecko
rozrzuca dziecko
po kątach.
Ten znów w paseczki
zajrzał do teczki.
Literki czyta
w schludnych zeszytach
skupiony.
Śpioch zwany Gapciem
posprawdzał kapcie.
Czy stoją w rządku?
Tak – dla porządku.
Pod łóżkiem.
Krasnal brzuchaty
podlewa kwiaty.
Gładzi, dba o nie,
już w wodzie tonie
donica.
Gdy noc głęboka,
świat tonie w mrokach,
do norki wraca
zmęczony pracą
krasnalek.
Już wstaje dzionek.
Wszystko zrobione!
We wszystkich kątkach
już po porządkach
cichutkich.
Miło mieć w domu takie krasnale,
nie trzeba wtedy martwić się wcale
ani o śmieci, ani o kurze,
można się bawić o wiele dłużej.
Lecz gdy się skończy cierpliwość mam,
to będziesz musiał posprzątać sam!
Że już nie wspomnę o zdrowotnym.
Powiem ci, misiu, do ucha,
tylko mnie, misiu, słuchaj.
Wracam z przedszkola do domu,
a mama po kryjomu
sprawdziła czy jestem czysty
i wzięła mnie do dentysty.
Misiu! Mówię ci do ucha!
Słuchaj!
Bo ja się bałem ogromnie,
gdy mama mówi do mnie:
„Chodź, do dentysty idziemy,
ząbki ci zalakujemy”.
Zalakujemy? Laboga!
I ogarnęła mnie trwoga.
Misiu, mówię ci do ucha,
ty mnie, misiu, lepiej słuchaj...
Myślę sobie – dam drapaka,
sprawa jest nie byle jaka.
Dentysta... kto go tam wie,
co on mi zrobić chce.
Zalakujemy – też coś!
Dentysta... to straszne dość.
Co za miś! On nie słucha,
a ja mu mówię do ucha.
Przychodzę, siadam i patrzę,
i czekam, aż się zacznie,
i boję się ogromnie,
że jakiś potwór do mnie
zbliży się, gdy nie czuję
i coś mi zalakuje!
Misiu, nie śpij w takiej chwili!
Co za miś, moi mili!
Weszła pani, całkiem biała,
wciąż się do mnie uśmiechała.
Usiadła sobie wysoko,
puściła raz do mnie oko.
Otwarłem buzię – spojrzała
i oto historia cała.
A misio językiem mlasnął
i zasnął.
No i zaczekajmy, jak przeczyta to po latach. Ciekawe czy pamięta.
zaszkliło mi się coś ten tego, zamaz mam w oku
OdpowiedzUsuńMiętka się troszku zrobiłaś. W kolanie.
Usuńo krasnoludkach się jakby najmniej zdezaktualizowała, nie? ;)
UsuńCzyli stworzyłam coś ponadczasowego.
Usuńspiżowe krasnale
UsuńDzwon Zygmunta prawie.
Usuńno, żeby ten dzwon nie był proroczy (tfu!). Pogubione rzęski już były, porysowane parkowanie też..
UsuńNowe rzęski już mamy. Nieco przetrzebione.
UsuńCo drugi wystąp?
UsuńMniej więcej.
UsuńMoje uwielbialy wszelkie powiastki i piosenki dydaktyczne i pamiataja do dzis.Najbardziej piosenke o krasnoludkach,ktora sie konczy -"bo krasnalki wiedza,ze pracowac trzeba a kto nie pracuje,nie dostanie chleba".Teraz to bym pewnie poszla siedziec za przemoc psychiczna w rodzinie i szantazowanie glodzeniem:)
UsuńCiesz się, że nie zostali fanami wierszyków o paluszkach na podłodze ;)
UsuńPozazdrościłam mienia (mania?) bloga, co by mieć gdzie czasem się wywnętrzyć. Chyba założę.
OdpowiedzUsuńNatentychmiast proszę mię powiadomić!
UsuńAsiu! Ty masz taką poetyczną duszę!... :-)
OdpowiedzUsuńMiałam. Czas jest dość istotny ;)
Usuńodczytałam starszakowi, bardzo, bardzo się podobało
OdpowiedzUsuńTestowałam to na dzieciach - własnym oraz z sąsiedztwa. Czekaj, gdzieś mam jeszcze taki z powtarzaniem, dzieci to lubią. Zaraz Ci wyślę.
Usuńjutro z rana popróbuję. wiesz, że mój starszy nie śpiewaty w ogóle ? za to tańcaty
UsuńTo Ty czytaj, a on niech tańcuje. Rzecz się nadaje, jak sądzę ;)
Usuńszczenka opada
OdpowiedzUsuńŻe udało mi się jakieś częstochowskie? Nie ma za co ;)
Usuńza smrodek dydaktyczny szczególnie :))))
UsuńA! To dziękuję :)
UsuńMy opowiadaliśmy zmyślone bajki:))
OdpowiedzUsuńO, widzisz. A ja tego nie potrafię.
Usuń