2231

Na szczęście nareszcie piątek.

- Zróbmy coś - mruknęła J. z kanapy w moim kierunku. - Zapalmy, wypijmy kawę, ale coś zróbmy.
Bardzo wygodnie siedziało mi się w fotelu (a właściwie wpółleżało na fotelisku), co nieszczególnie konweniuje z aktywnością. Ale dobra.
- To idźmy zajarać, a potem zrobimy sobie kawę i porozmawiamy o ważkiej kwestii.
- Jakiej? - zapragnęła wiedzieć.
- Że byłoby dobrze, gdyby Szef dziś nie przyjechał.

I w tym momencie zadzwonił telefon.
J. wróciła z sąsiedniego pomieszczenia z miną grobową.

- Nie gadaj, że dotarł? - zdziwiłam się uprzejmie.
- To wszystko twoja wina, bo nie chciało ci się tyłka podnieść!
- Boszsz, to ja spieprzam do siebie, może mnie nie znajdzie...
- Akurat.
- Nie bądź wredna i nie poddawaj mu tego pomysłu, bo się zemszczę.

I teraz siedzę cichutko w ostatniej komnacie najwyższej wieży z nadzieją, że przy piatku się odpierpapier. Nawet nosa nie wychylam. Ciiiii...

Komentarze

  1. Udwło się? Anonimowej szef zgrypion, zanosiło się więc na spokojnie pracowity piąteczek, jednak nie ma tak dobrze, oj nie ma i wśród Łagiernych współpracowników objawiła się wyjątkowa menda... Anonimowa nad pierogami ze szpinakiem dywersję planuje...

    OdpowiedzUsuń
  2. wiem z fejsa że się nie udało ! szef namierzył waterloo i dupa z planu bycia niewidoczną ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz