Impreza urodzinowa się udała

Przybyli licznie zaproszeni goście i zabrakło nam krzeseł. Sytuacja zaczęła być napięta, gdy okazało się, że JA nie mam na czym siedzieć. Już rozważałam kto wylatuje, ale dokonaliśmy przegrupowania, rozważyliśmy propozycję zapożyczenia się u sąsiadów, a potem się okazało, że mam taborecik na górze. Taborecik przybył więc z odsieczą i bawiliśmy się bez przeszkód.
Bohaterka wieczoru wydawała się zadowolona i udała się w dniu dzisiejszym choć częściowo upłynnić otrzymane dary.
Było kilka zabawnych wpadek:
- kiedy dawno niewidziani goście dostawali szczękościsku na widok solenizantki, której wzrostu i wyglądu nie przewidzieli;
- kiedy rozwinęła się kolorowo dyskusja na temat obdarowywania nastolatek w trzynastej (czternastej już!) wiośnie, a ja – umiejętnie rozgrzewając atmosferę – puściłam z dymem kilku ofiarodawców;
- kiedy jeden z gości złośliwie zażądał kończącej się nalewki produkcji Teściów, za co został zmieszany z błotem (ale nalewkę otrzymał – odliczymy mu to z innych świadczeń).
Oraz naturalnie humor sytuacyjny.
Ostatni goście opuścili nas przed 23. Starzejemy się, nie ma co.

A dziś?
Pada śnieg, cholera. Zaliczyliśmy wizytę u weterynarza w silnym składzie 2 na 2. Karolowi niestety powróciło zapalenie spojówek i to ze zdwojoną siłą. Na szczęście – wyczuleni do granic możliwości – wychwyciliśmy to natychmiast i zapewniliśmy mu atrakcję w postaci wymazu z oka. Niezaprzeczalną atrakcją dla nas i weterynarza było wydłubywanie Karola z kosza. Do towarzystwa zabraliśmy Zochę, bo ma łyse kolana. Zocha wyszła z oględzin bez szwanku, a łyse kolana ma mieć.
W tajemnicy wyznam wam, że Tuśka też ma łyse kolana. Widać to u nas cecha kotów żeńskich. Męskie mają oko na Maroko.

Potomstwo szaleje, Szef poszedł uprawiać kulturę fizyczną i sport, Mama wczoraj podrzuciła nam pyszną zupkę, więc: leniuchuję.
I dobrze mi z tym. Szkoda, że tak krótko.

Komentarze