Najlepszy Przyjaciel

Miałam dziś dla was przygotowaną bardzo zabawną notkę i obiecuję, że jeszcze ją napiszę. Ale dziś nie mogę. Bo dziś zadzwoniła Mama i powiedziała, że Już Czas. Zbiegłam do samochodu i pojechałam po nie. Obie były spokojne i patrzyły na siebie z czułością. W lecznicy Pani W Białym Kitlu spojrzała na nas i nie zapytała o nic. Znalazła dla nas pokój, w którym było cicho i spokojnie, i nikt nie przeszkadzał. Potem były formalności. I Najlepszy Przyjaciel odszedł od nas cichutko, tak – jak żył, głaskany i przytulany przez dwie kobiety, które kochały go najbardziej. A potem stałyśmy jeszcze trochę przy stole i płakałyśmy wszystkie trzy: Mama, ja i Pani W Białym Kitlu, która znała Najlepszego Przyjaciela od wielu, wielu lat.
Później zawinęłyśmy Najlepszego Przyjaciela w kocyk, taki biało-niebieski w baloniki. Włożyłyśmy go do pudełka, zadzwoniłyśmy po Męskie Ramię z narzędziami i pojechałyśmy w Specjalne Miejsce Pod Sosenką. Mama sama chciała ułożyć Najlepszego Przyjaciela do snu, ale nie dała rady. Więc uklękłam na świeżo rozkopanej ziemi, ułożyłam Najlepszego Przyjaciela i owinęłam go szczelnie kocykiem. Tym biało-niebieskim. W baloniki. I pogłaskałam ostatni raz.
Mama mówi, że Najlepszy Przyjaciel jest bezpieczny. I nie jest sam. Bo w nocy, we śnie, przyszła Babcia, wyciągnęła ręce i powiedziała:
- Daj mi już Ją.
Pewnie siedzą sobie gdzieś razem przy kominku, w ten chłodny, śnieżny, listopadowy dzień i uśmiechają się myśląc o nas.

W domu moi Przyjaciele wiedzieli. Czekali w drzwiach, wyciągając do mnie pyszczki i patrząc ze zrozumieniem. Ile mądrości w tych kocich oczach, nie do wiary.

Komentarze