1193

Martuuha - możesz nie czytać, bo znasz już tę historię :o)

Od kiedy pamiętam, miałam problem z zaakceptowaniem swojego wyglądu. Dostrzegałam jedynie wady i były one tak wielkie, że przysłaniały jakiekolwiek zalety. O ile te drugie w ogóle istniały. Byłam jednym wielkim kompleksem z głębokim przekonaniem, że absolutnie żaden przedstawiciel drugiej połowy świata nie może zwrócić na mnie uwagi. Przynajmniej nie taki przy zdrowych zmysłach.
Sytuacja ta trwała latami i miała się znakomicie. Porównywalnie do gluta, tylko znacznie dłużej.

Jakiś czas temu, z zupełnie odrębnych powodów, trafiłam do psychologa. Ponieważ psychologiem tym była moja koleżanka, sesje nie do końca wyglądały całkowicie profesjonalnie. Już nie wspomnę (przez grzeczność) o czasie ich trwania. Kawa, pięć minut dla bliźnich, przeciągające się do godziny, pitu-pitu na tematy aktualne i... o czym to miałyśmy dziś rozmawiać?
Z problemem, z którym przybyłam, uporałyśmy się stosunkowo prędko. Otrzymałam plakietkę


i w zasadzie mogłam ruszać przed siebie. Ale mi się spodobało. I tak od słowa do słowa zaczęłyśmy robić przepierkę. Naturalnie wyciągnięcie na jaw mojej niskiej samooceny było tylko kwestią czasu.

Niestety okazało się, że rzecz jest na tyle ugruntowana, że nic działać nie chciało. Ach, jakże barwne były te rozmowy. Jakże udane zadania domowe. Pilnie je odrabiałam (syndrom prymuski) - na darmo. Beton i spiż. Gdybymż była taka uparta w innych dziedzinach! Prawdopodobnie dziś na drzwiach mojej wypasionej willi wisiałaby wizytówka: rentierka (nie mylić z "rencistka"). Niestety, całkowicie się to nie przekłada. Szkoda.

Załamany fachowiec szukał jakiegoś pęknięcia w tej jednolitej bryle i nie znajdował. Jaka gruba byłam przed spotkaniami, taka pozostawałam po nich. Pamiętam, że najbardziej rozbawiłam fachowca stwierdzając z należytą powagą, że grube mam ABSOLUTNIE WSZYSTKO, włączając w to uszy i stopy. Tego dnia zadaniem domowym było zmierzenie tkanki tłuszczowej na stopie za pomocą linijki. I byłam gotowa to zrobić. Mało tego! Udowodnić, że jest to grubość tkanki godna niedźwiedzia, ziewającego tuż przed ułożeniem się do snu zimowego. Byłabym to zrobiła... gdyby nie przypadek.
Jak wspominałam, masę czasu trawiłyśmy na różnych opowiadaniach. I tego dnia, tuż przed rozstaniem, pani psycholog opowiedziała mi rekreacyjnie o pewnym zdarzeniu ze swego życia.

Otóż okazało się, że w ramach działalności różnej, chadza też do Amazonek. One to dopiero mają problem z akceptacją swojego ciała! Po amputacjach w ogóle nie patrzą w lustro, aż dziw, że się myją nago. Nikogo do siebie nie dopuszczają, zasklepiają się w nienawiści do własnej powłoki. Jeden z mężów opowiadał, że są małżeństwem ponad dwadzieścia lat, on bardzo kocha swoją żonę, nie ma zamiaru jej opuszczać z powodu choroby, chce się nauczyć tej nowej jej bez piersi, żeby ją dalej kochać - inną, ale tę samą. A ona mu nie pozwala i on cierpi, bo myśli, że mu nie ufa, więc co zostało z tych dwudziestu lat, dzieci, życia codziennego? Zdarzyło się, że rzeczona niewiasta kąpała się w łazience, a mąż wszedł tam po coś na moment. Ta zaczęła wrzeszczeć i dostała takiego ataku histerii, że musieli wezwać pogotowie.

Pani psycholog zadała im więc następujące ćwiczenie: stanąć nago przed lustrem i popatrzeć na swoje ciało. Po prostu spokojnie mu się przyjrzeć. Okazało się, że z bardzo licznej grupy były w stanie to wykonać tylko dwie kobitki. Przyszły na następne spotkanie i opowiedziały o swoich przemyśleniach. Jedna miała lat dwadzieścia, a druga była po sześćdziesiątce, ale wyniki były te same. Otóż obie, przyglądając się swoim ciałom, zrozumiały, że blizny po piersiach to nie jest coś, co je szpeci. Że to dar. Nowe życie. Gdy tak patrzyły na swoje okaleczone ciała, to dowiedziały się same od siebie, że to ich szansa, żeby żyć. Że gdyby tych okaleczeń nie miały, to byłyby piękne, lecz całkowicie martwe.

Po tym opowiadaniu rozeszłyśmy się każda w swoją stronę. Wracałam do domu samochodem i nagle jak obuchem uderzyła mnie myśl tak silna, że musiałam prędko zjechać na pobocze, ponieważ przez łzy przestałam widzieć drogę. Pomyślałam bowiem, że moje ciało do mnie mówi, a ja powinnam tego spokojnie, cierpliwie i życzliwie wysłuchać. Kiedy się na to zdecydowałam, usłyszałam, że moje życie jest dobre, spokojne i pełne. Jestem bezpieczna. Mogę robić, co chcę i kiedy chcę. Jest mi ciepło, mam dach nad głową, nikt mnie nie goni, nie ściga, nie karze. Mogę jeść kiedy chcę i co chcę, bo mnie na to stać. Nawet jeśli te rzeczy powodują, że tyję. Tyję, bo jestem spokojna, nie czuję napięć ani krzywdy. Moje ciało mówi, że moje życie jest wyjątkowe. Że na świecie są tysiące ludzi, którzy mogliby mi go pozazdrościć.

Wtedy po raz pierwszy w życiu uśmiechnęłam się do siebie.
Mimo tego, że jestem gruba, akceptuję siebie taką, jaka jestem.

Mam piękne, subtelne dłonie. Ładne stopy. Kształtne nogi. Owszem, grube, ale co z tego. Mam niewielkie, nieodstające uszy. Całkiem fajny tyłek. I cycki! Świat chciałby mieć takie cycki!
A do tego wszystkiego... mam mózg! I potrafię go używać.

Wszystko na świecie jest kwestią punktu odniesienia. Zamiast katować się niedoskonałością, poczułam wdzięczność.
Hej, Ty tam, na górze - kimkolwiek jesteś... DZIĘKUJĘ.

Komentarze

  1. Uśmiecham się do Ciebie promiennnnie przez łzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Przez 4 n to musi być wyjątkowo promiennnny uśmiech ;-)

      Usuń
  3. nie muszę, ale mogę, nie? :*

    Wszystko prawda, na czele z "świat chciałby mieć takie cycki!"

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś naprawdę wyjątkowa. I świetnie się czyta Twój świat. do zobaczenia u martuuhy :). Anet
    aha - od zawsze ładne mam TYLKO brwi i paznokcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłam ciekawa, kiedy tu trafisz :)

      Usuń
    2. Marta! Co mi tu odpowiadasz za mnie!!! Ta się rządzi, ludzie złoci...
      (PS Nie powiedziałaś jej? Szok).

      Anet - sądząc po zdjęciach, znacznie więcej. I błagam, nie leć paćką i nie mów, że dzieci.

      Usuń
    3. ej, no chyba jest we mnie jakaś krztyna dyskrecji, nie?
      Ja jestem panienka dobrze wychowana!

      Usuń
  5. a ja nie mam w sobie nic ładnego ani wartościowego. ładne mam za to dzieci. starszy mi się ostatnio pytał dlaczego mam taki duży brzuch i zawzięcie twierdzi od dwóch lat, że panie z gazet są ładniejsze niż mamusia... zastanawiam się aktualnie czyby nie popaść w bulimię, bo na anoreksję szans nie ma. wszystko do d.(kitu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz? Też potrzebujesz pomocy, kretynko.
      A wiesz, że postanowiłam nie dodawać nowej notki, dopóki się nie odezwiesz?
      :o)))

      Usuń
    2. czyli dostaniemy nowy wpis? juhu!

      Usuń
    3. I słowo stało się ciałem. W dodatku już wymyśliłam kolejną.

      Usuń
  6. I w ogóle to nie chcę wchodzić w buty gospodyni, ale ja bym myślała, żeby zapoznać te dwie panie, co sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  7. ynteligentnie - eeeee???
    Anet

    OdpowiedzUsuń
  8. tak w eter, ale Marta mi już wyłuszczyła, o co jej :).
    Anet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie załapałam (czemu dałam wyraz), ale cieszę się, że choć komuś objaśniono ;)

      PS Weź se załóż konto na wujku gógielu.

      Usuń

Prześlij komentarz