Ecie pecie

- Nie mam o czym pisać – pomyślałam rano – Moje życie jest nudne, monotonne i zwyczajne.
Ten nastrój ciągnął się do 11.00, więc uznałam, że w ramach rozrywki pójdę do apteki, to może mnie natchnie. I co? Wy też może tak macie, że idziecie sobie ulicą i was natycha? Bo mnie na ulicy natycha 20 razy na minutę. Mam też drugi taki zestaw – w klozecie. Ale nie we własnym, tylko w gościach. Idę sobie w gościach siku (nie u wszystkich, bo się brzydzę), siadam i brzdęk! Normalnie zacznę chodzić z kartką i długopisem, bo mam takich brzdęków z pięć na jedno sikanie i mi sie wątki plączą. Najzabawniejsze jest to, że ja muszę te natchnienia z kibla przekazać słuchaczom natychmiast po opuszczeniu lokalu, a wtedy się dyskusja wywiązuje na temat numer 1 i wszystkie pozostałe odkrycia geniusza klozetowego szlag trafia. Dodatkowo ma skłonność do dywagacji i to jest już tutaj widoczne, bo miało być o olśnieniach z ulicy.
Ale jeszcze tylko powiem, że u nas w rodzinie to na takich, jak ja się wrzeszczy: powróćmy do adremów!
Dobra, tyle.

No więc ja to sobie pracuję w ścisłym centrum miasta wojewódzkiego, znaczy stolicy czarnego Śląska, który nie wiadomo po kiego nazywany jest czarnym*, jak to jest po prostu drzewne zagłębie kraju i powinien być nazywany zielonym**. Ogólnie przez lata rzeczone centrum było koszmarne. Kopalnie, huty, fabryki, wszystko dymiło, smrodziło i brudziło jak opętane. Budynki były w jednolitym kolorze – szarobure. Czyli ogólna kicha. Od kilku lat trwa okres przemian. Po pierwsze masa tzw. zakładów została zamknięta. Wychylę się z rewolucyjną koncepcją, że to dobrze. To wszystko i tak nierentowne było i tylko pogłębiało krajowe długi, a dodatkowo statystyczny Ślązak postrzegany był jako niewykształcona, ciemna, fedrująca masa. Jako żywo nie mam w rodzinie nawet pół górnika, a w chodniku kopalnianym*** to wręcz mam klaustrofobiczne lęki. Rodzina z dawien dawna należy do tych wstrętnych wykształciuchów i wcale nie jesteśmy na rzeczonym czarnym Śląsku w odwodzie. No i jak pozamykali, to się od razu wizerunek Ślązaka zaczął zmieniać, a i w mieście jakoby czyściej. Potem się Europa zrobiła, chociaż ja się zawsze obrażam, jak kto mówi, że weszliśmy do Europy. Nie wiem jak wy, ale ja tam zawsze byłam. Od zarania dziejów. Ale o „czysto” miało być. No bo weszła ta Europa i się zaczli remonty. Witam z radością. Nagle się ukazało to, co było wiadome od dawna, tylko przykurzone. A mianowicie: centrum Katowic jest secesyjną perełką. Jak się rzucili na te kamienice, jak one rozbłysły dawnym blaskiem, takie kremowe, morelowe, różowe, zielone, zdobne w stiuki, czy cholera wie, jak się dziadostwo nazywa, no cudne. Stoi sobie człowiek, głowę podnosi, a przednim smakowity architektonicznie twór ludzkiej dłoni. Mniam. Lubię.
Za budynkami poszły też ulice i tu zauważam pewien zgrzyt. Otóż nie wiem skąd się bierze pomysł na renowację tych cholernych kocich łbów. Przeżytek, panie tego. Na chodniku kobiecie obcas w dziurę wpada co 3 kroki. Na ulicy kierowcy szkliwo pęka. Ładne toto nie jest, więc o co chodzi? Nie wiadomo, ale zapraszam do dyskusji.
I teraz tak: stoję sobie w aptece, kątem oka obserwuję finiszujący remont ulicy. Nie tylko chodziki (kocie, psiakrew), nie tylko nawierzchnia (normalna), ale też, proszę ja was, drzewka sadzą, obstawiają takimi kutymi płotkami, żeby psy nie zaszczały na amen, latarenki kute, ławeczki… Powiadam wam, szok. I w tym momencie do apteki wparza facet po pięćdziesiatce i huzia na kobitę za ladą. Że co za ławki??? Że kto pozwolił??? Babkę zamurowało.
- Nikt się mnie nie pytał!
- Powiedzieli, że stawiają za zgodą apteki!!!
- No niby tak… Pytali, czy nam nie przeszkadza. A nam nie przeszkadza.
- A pani to się mnie zapytać nie umie? Teraz będą tu wysiadywali wieczorami, śmiecili, hałasowali!!!
Dyskusja trwała w najlepsze. A mnie naszło podsumowanie. Bo wiecie: do tej pory przy tej uliczce nie było nawet źdźbła trawy, o drzewie nie wspominając. Chodnik i ulica, że pożal się boże. Ciemno. Ale za to 80% lokatorów budynków ma psy. A sprząta po nich procent 0. Ścisłe centrum miasta i ten chodnik zasłany psimi odchodami. Codziennie. Bo czynniki sprzatają porządnie, nie można powiedzieć.
Że też się temu panu niedobrze nie robiło. Bo ławka mu przeszkadza. Bo będą śmiecić. Jacyś bliżej nieokreśleni, oczywiście.
Ech… – westchnęłam, bo doszłam do lady i moje myśli przeskoczyły na tor nieczynnego terminala do kart i braku gotówki.
Ale co tam, przejdę się jeszcze raz. Ładnie jest.
Co mi szkodzi.

* no wiem przecież, że od tego etosu górnika
** widzicie, znowu dywagacje!
*** byłam z wycieczką szkolną, w Wieliczce tyż

Komentarze