Renault is coming

- Ekhm, ekhm! – wykaszlałam pół płuca nad otwartymi drzwiami nowego samochodu, słusznie wnioskując, że gdzieś w czeluściach znajdował się będzie sprzedający i nie omyliłam się.
- Zamontowałem radio – oświadczył mało dziarskim głosem.
- Bardzo się cieszę.
- Zaraz potem okazało się, że nie ma głośników…
- Hmmm… A teraz już są?
- No są – jęknął zrezygnowany.
- Czyli wszystko na swoim miejscu! – skwitowałam radośnie.
- Chcesz śrubki?
- Jakie śrubki?
- Oryginalne śrubki z głośników.
- A co, trzymają się siłą woli?
- Dałem inne.
- To na co mi te śrubki???
- Przez grzeczność pytam! – wrzasnął.
- Aha. To nie chcę.

- Wymieniłam ci tyle i tyle kasy za to radio, bo nie wiem, jaki mamy obecnie kurs euro. Starczy, czy coś więcej?
- Rozumiem, że głośniki dałem ci w promocji?
- Na to wychodzi.
- I montaż?
- No chyba nie sądzisz, że umiem sobie zamontować głośniki.
- Aha.
- No. A to dopiero początek promocji.
- Już się boję!

- Słuchaj, mogę ci trzymać samochód w garażu do środy.
- A potem?
- No nie wiem.
- Ale przecież ja mam swój garaż.
- To czemu trzymam ci samochód w moim garażu do środy?
- Bo ci się nie chce go przewozić do mojego.
- Aha.
- Przecież ja nie mogę nim jeździć na tych blachach.
- No to przewieziemy go w środę, tak?

Drodzy Państwo.
Chwilowo jestem bez:
a. nowego samochodu,
b. pieniędzy na nowy samochód,
c. dokumentów z nowego samochodu,
d. umowy kupna – sprzedaży.
Lekka jak piórko i pełna wiary w ludzką uczciwość. Bo jakby co, to jestem nawet bez świadków, że zapłaciłam i zakupiłam. Byle do środy ;o)
Póki co, sprzedający spisuje się na medal i wygląda na to, że formalności, które będę musiała załatwić – będą minimalne. Dodatkowo wpadłam na genialny pomysł i zamieniłam kolejność w dowodzie rejestracyjnym. Zamiast JA na właściciela, MAMA na współwłaściciela, wybrałam kolejność protiwpołożną.
- Mamo, może tak być, czy to ci w czymś przeszkadza?
- A skąd.
- „A skąd, nie może tak być” czy „a skąd, w niczym nie przeszkadza”?
- Nie wygłupiaj się.
- A wiesz, że nadałam niniejszym sens twojemu życiu?
- Co ty powiesz?
- No – nie możesz mi teraz kojfnąć. Nie będę się po sądach dochodziła o własne auto.
- No tak. Dzięki. Naprawdę. A już spadałam w otchłań rozpaczy.
- A widzisz. Dodatkowo bardzo się cieszę, bo wszystkie ewentualne wąty będą do ciebie!
- O, do diaska! Nie pomyślałam o tym! Mandaty!
- Hehehe! Za późno, za późno! Już się zgodziłaś!

- Zrobiłam rachunek sumienia.
- I co ci wyszło?
- Przynajmniej od dziesięciu lat nie dostałam mandatu.
- Nie prowokuj! Bo zaraz coś się wydarzy! A poza tym ty nie dostajesz mandatów, bo policjanci się ciebie boją!
- Nieprawda! Ja zawsze jestem bardzo miła! Tylko mam przygotowane argumenty! Na przykład wtedy, jak wjechałam w ulicę pod prąd, pamiętasz? Pan policjant chciał mi dać dwieście.
- I co zrobiłaś?
- Powiedziałm, że oczywiście, nie ma sprawy, już płacę, ty sępie, ty harpio, dziecko nie dostanie prezentu pod choinkę (to było przed samym Bożym Narodzeniem).
- A on co?
- On? Popatrzył na dziecko, które siedziało z tyłu.
- A dziecko?
- No co dziecko? Dziecko jest czujne i inteligentne. Po mamusi. Zrobiło króliczą mordkę i pękło z żalu.
- Domyślam się, że życzył ci szerokiej drogi.
- No. Zaraz po tym, jak oświadczył, że w jego gestii leży również pouczenie. Pouczenie daje się za darmo, nie? Albo nie – za pensję z policji.
- Czyli udało ci się.
- A skąd. Nie „udało się”, tylko ja umiejętnie konstruuję swoją rzeczywistość. A zakaz wjazdu to tam postawili rano. 100 lat tam była ulica dwukierunkowa. I do dziś mnie wnerwia, że muszę objeżdżać cały kwartał.
- Też racja.

- Kochanie, coś smętny jesteś. Jakby ci powietrze uszło. Zobacz, jaki CI kupiłam śliczny samochodzik!
- Informuję cię, że jesteśmy bankrutami!
- A co tam, już się przyzwyczaiłam. Zawsze jesteśmy. Mamy wieloletnie doświadczenie.

PS do jutty
Widzisz, Kochana, jak ja się staram, by sprostać Twoim życzeniom? Spójrz na godzinę publikacji!!!

Komentarze