Wstydliwe wyznanie: lubię moją Teściową

Jestem zarobiona po brzegi – wydaje mi się, że jeszcze jedna kropla i to wszystko się przeleje. Dodatkowo, jak wiadomo, przeżywam ten rok wyjątkowo intensywnie i – chociaż staram się tak nie myśleć, bo z urodzenia jestem optymistką – zwyczajnie zaczynam przebąkiwać o pechu i mieć dosyć, dosyć, dosyć!
Kto się jeszcze nie zorientował, że to wstęp do kolejnej atrakcji, ręka w górę!

Miotam się pomiędzy uczuciami przerażenia i wściekłości. Moja Teściowa jest w szpitalu. Jestem przerażona, bo zabrało ją pogotowie, miała zapaść. W jej przypadku to wyjątkowo poważna sprawa, ponieważ nie ma jednej nerki i jej organizm pozbawiony jest już jednego ważnego filtra. Rozmawiali już przez telefon – mama z synem – ale nie wytrzymałam, żeby nie posłać jej esemesa, że ją ściskamy z całej siły, że z nią jesteśmy – gotowi do pomocy. I że rozsadza mnie ze złości, że dowiedziałam się dopiero po trzech dniach.
No i mamy wątek drugi: jestem wściekła do granic wytrzymałości, bo nikt do nas nie zadzwonił. Trudno, żeby ona dzwoniła i nas informowała o takich rzeczach, ale ani Teść, ani żaden z dwóch pozostałych synów, nie uznali tej sprawy za poważną na tyle, żeby dać nam znać. Muszę tu sobie trochę powietrza upuścić, bo i tak chodzę po domu i przeklinam na cały klan, a nie chcę Szefowi dokładać do pieca. To nie jego wina, że ma braci kretynów.
Najbardziej rozzłościł mnie średni brat Szefa, który nie może pojechać do Mamy, bo ma ważne spotkania. I nie może załatwić jej lepszej opieki zdrowotnej w pobliżu domu niż cholerna, prowincjonalna umieralnia, do której przewiozło ją pogotowie. Mimo, że pracuje dla najdroższej służby zdrowia w Warszawie. Nie wytrzymam, zaraz mi głowę rozerwie!!! Na to, jak dobrze jestem wychowana wskazuje fakt, że ani razu jeszcze w tym tekście nie użyłam niepartykularnych wyrażeń.
Koniecznie chcę Teściową ściągnąć do nas, żeby zająć się jej zdrowiem z szacunkiem, na jaki ono zasługuje. Zwłaszcza, że do tego szpitala, w którym teraz leży, poszedł jej ojciec z przeziębieniem. I wyszedł nogami do przodu. Mogę sobie wyobrazić, o czym ona teraz myśli i co czuje.
Tylko tak okropnie mi przykro, że jej pozostali dwaj synowie się jakoś nie niepokoją. Tak mi żal, że zamiast leżeć w szpitalu w Warszawie, gdzie miałaby swoich bliskich pod ręką – może nie na każde pstryknięcie palcami, ale blisko – będzie tutaj, na Śląsku. Oczywiście otoczona naszą czułą opieką, codziennymi spotkaniami, ale to nie to samo, prawda? Teść tu nie zjedzie, ja go znam, a ona będzie za nim tęskniła i nawet bliskość najmłodszego syna, którego tak rzadko widuje, na dłuższą metę jej tego nie zrekompensuje. A chciałabym ją zatrzymać na dłużej – tyle, ile będzie trzeba, żeby zrobić pełną diagnostykę, właściwie ustawić leczenie, upewnić się, że wszystko jest w miarę w porządku.
I tak bardzo KURWA nie mogę zrozumieć, że nie rzuca się wszystkiego i nie biegnie, kiedy Mama tego potrzebuje.
Ale to już mój problem.

Komentarze