Porozmawiajmy jak Anglicy

O pogodzie. Bo wyobraźcie sobie, że nasza sprzątaczka jest na urlopie. A ona ma taki miły zwyczaj, że po przyjściu otwiera drzwi mojego pokoju na oścież, okno na oścież i włącza wentylator. Ja przychodzę ok. 1,5 h po niej i w pokoju w miarę można egzystować. Kiedy jej nie ma, zastępcy tego nie robią.
Otwarłam dziś drzwi od gabinetu tortur i zaduch z żarem, które były tam już od jakiegoś czasu, rzuciły się na mnie w progu, przewróciły mnie, przebiegły po mnie podskakując i kopnęły mnie w twarz na powitanie. Doczołgałam się do krzesła, wstałam wsparłszy się na nim i zerknęłam. Na termometrze nabiurkowym stało: 31,5 stopnia C. Pamiętam, jak mi Ojciec mówili, że taka temperatura w pomieszczeniu nijak się ma do przepisów BHP i powinniśmy iść do domu. HA! Wyobraźcie sobie siebie oświadczających własnej dyrekcji:
- W pokoju mam za ciepło, więc wracam do domu.
A dyrekcja na to:
- To super, mamy przerost zatrudnienia.
No to otwarłam drzwi i okno, włączyłam wentylator, który nie chłodzi, tylko miele tę zawiesinę i zadumałam się na okoliczność klimatyzacji. Otóż zamówiliśmy w tym roku klimę do pokoju, a dyrekcja (w łaskawości swojej) nam to klepnęła. Co z tego, jeśli u nas wszystko przechodzi przez zamówienia publiczne i urządzenie pojawi się – z całą pewnością – ale zapewne w grudniu. Na znak protestu ustawimy sobie z koleżanką temperaturę ujemną i zamarzniemy ostentacyjnie przy biurkach. To ci będzie heca. Ciekawe czy pracownik siedzący przy biurku, lecz martwy, predystynuje pracodawcę do ogłoszenia rekrutacji na jego stanowisko. Bo jeśli stanowisko to moje biurko i krzesło, to one nadal będą zajęte.
Jakby tego było mało – wody pitnej nie dowieźli. Udaję się kilkakrotnie w ciągu dnia na kradzioszki do płac, bo są najbliżej. Nie są chętne (płace) do współpracy w takiej sytuacji, ale przenikam tam w czapce niewidce. A dziś rano poszłam po prostu do sklepu i kupiłam niemoralną, którą powinien mi zapewnić pracodawca. Ale oj tam.

Oprócz tego wpadłam w biurokratyczny wir załatwiania formalności w socjalnym. Do łez rozbawiła mnie konieczność dołączania do wniosku o dofinansowanie zaświadczenia o zarobkach. I to wszystko na terenie jednego zakładu dla obłąkanych. Sami sobie generujemy dodatkową robotę. Ach, ach. Inna rzecz, że miałam wyjątkowego farta, bo komisja socjalna ma akurat posiedzenie w ten poniedziałek i kolega w socjalnym od ręki wyliczył mi, ile dostanę kaski, co było miodem na moje skatowane wydatkami serce i lepikiem na dziurawą kieszeń. Jak wyliczył, to powiedział:
- No przepraszam, ale obniżyli ostatnio stawki.
- Coś ty! Ja to bym się nawet ze stówy cieszyła – odparłam radośnie.
Od tego stwierdzenia do teorii o szklance do połowy pełnej jest już tylko krok.
Bo np. dostałam w tym roku podwyżkę! 50 zł. Brutto. Cha, cha! Są tacy, co dostali stówę i narzekają. A ja się śmieję i mówię, że zawsze na flaszkę starczy. I można zalać robaka. Nie ma co narzekać, trza się do roboty brać. Na przykład w innym zakładzie dla obłąkanych, który nie daje ośmieszających podwyżek.
Nieprawdaż?

Komentarze