1605

Już wcześniej miałam, ale mi jakoś uciekło. Bo takeśmy się zaawansowali w tej wiośnie, że - odnoszę wrażenie - przestaliśmy odczuwać radość. A ja sobie szłam korytarzami kilka dni temu i przez okna patrzyłam. A tu, panie, wiosna. Przed fabryką.


Wiosna jest, to się trzeba cieszyć.

Ta piłka, co ją ktoś może w gałęziach dostrzeże, to nie jest piłka. Tylko latarnia.
Kiedyś tu były takie ładne latarnie, więc Urząd Miasta zdecydował, że trzeba je wykopać i zamienić na inne. Mniej ładne. A o tej chyba zapomnieli, bo stała na uboczu i przykryła się drzewkiem. Cwana. No to została. Niewysoka, ale za to bardzo kulka. Tylko nie wiem czy świeci, bo jestem spełna rozumu i wieczorami w fabryce nie bywam. Aczkolwiek jeśli świeci, to daje efekt gorejącego krzewu i zapraszamy serdecznie, drogi Mojżeszu. Herclisz wilkomen.

Awansowałam. Przenoszę się na trzecie. Ręka do góry, kto się spodziewał.
Otóż mianowicie siedziałam całą zimę w klimatyzowanych pomieszczeniach, to na lato mnie przesadzą do góry. I bez klimatyzacji. Hu, ha! Aż cud, że pracowników pozwolili mi zabrać, bo to trzecie, to nie jest takie trzecie, jak myślicie, że niby dwa piętra nad pierwszym. Otóż owszem, w pewnym sensie, ale jeszcze silnie lewo - skos. Czyli w zupełnie innym budynku. I jakbym nie zabrała pracowników, to wszyscy mieliby do siebie daleko, jak cholera.

Dyrektor o mnie dba, bo znów dostałam gabinet. Na tym trzecim. Okno jest niewielkie i wysoko, tedy nie popełnię samobójstwa przez wyskok, bo się z tym zadem nie wdrapię. Żeby potem dokonać zrzutu, ma się rozumieć. Prawda, jaki opiekuńczy? To trochę się nawet rozczuliłam.
Za to pracownicy dostaną naprawdę ładny pokój i z oknami na dwóch ścianach, żeby mieli nasłonecznienie. Nasłoneczniony pracownik nie może powiedzieć, że jest  nienasłoneczniony i nie może pracować. W dodatku mają tam umywalkę, w tym pomieszczeniu, to się mogą utopić. Albo walnąć sobie plażę. Piasku naniosą (na to trzecie), wodę puszczą, by szemrała, słońce ich oślepi bez proszenia. A niech wią.

- No to tu się przeniesiesz - oznajmił mi dyrektor. - Może być?
- Oczywiście. Będzie tak, jak pan sobie życzy - odpowiedziałam grzecznie, szczęśliwa, że nie każe mi siedzieć pod schodami w komórce na mopy.
- Ja sobie nic nie życzę!!! - podskoczył, jakby go coś w tyłek ukłuło.
Czyli udzieliłam niewłaściwej odpowiedzi. Następnym razem odpowiem:
- Chuja. Zmuś mnie.

On jest chyba trochę na mnie obrażony. Bo ostatnio sobie przypomniał, że trzeba dwa rozdziały do książki napisać. I startuje do mnie w te słowa:
- To siądziemy razem, co? I napiszemy.
- Proszę sobie nie robić kłopotu - zripostowałam. - Dostanie pan gotowce na biurko.
- Ale może ja chciałbym coś napisać!!!
- Ależ proszę uprzejmie, prześlę panu plik mailem i dopisze pan wszystko, co pan tylko zechce.
I tyle w kwestii siedzenia razem i pisania. Niech se z Grześkiem siedzi - jeszcze nie zauważył, że on nie ze mną ten rozdział dzieli, takam przebiegła. Przewidziałam to.

Bo tu straszny przemiał.
A królowa jest tylko jedna.

Komentarze

  1. ... i do tego w szpilkach z kulka :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łe, to jak w więżniu będziesz miała, jak to tak, że okno małe i wysoko?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Prędzej kogoś:)

    Róziowe drzewka u nas już nieco przekwitnięte i wychłostane warunkami pogodowymi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co trzeba, jakie trzeba?!
    nie mów mi, że się trzeba cieszyć, bo z przyrodzonej przekory dostanę depresji i dopiero będzie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz