1603

My tu sobie pitu-pitu, a ja cichaczem, w całkowitej tajemnicy, upolowałam drugą-mamę. Oraz drugiego-tatę, ma się rozumieć. A nawet jedno drugie-dziecko, całkiem ładne i wyjściowe, choć piętnastoletnie, więc nabzdyczone ponadnormatywnie.

Z wrażenia aż sobie rozładowałam akumulator i Prezes musiał przybyć z odsieczą. Oraz kablami.

Druga-mama przeżyła drobną chwilę załamania nerwowego, co ma miejsce zawsze, kiedy wypuści się na jedno podwórko mnie i drugiego-tatę. Głupawka w stopniu master level zapewniona. Odniosłam nieodparte wrażenie, że druga chce nas opuścić, gdy zaczęliśmy w duecie i publicznie wyśpiewywać pieśni ludu polskiego typu:
Przepijemy naszej babci majtki w kratę,
takie duże, barchanowe i włochate,
jeszcze dziś, jeszcze dziś, jeszcze dziś.

Druga-mama jest trochę dziwna, bo sądzi, że rozmowy na temat biegania z gustowną wielkanocną palemką w dupie, prowadzone w restauracji, są nie na miejscu. Nie podzielam tej opinii. Mało tego - sądzę, że po tylu latach powinna to już przyjmować na pełnym luzie. Ale nie. Wciąż odzywają się w niej te przyzwoite korzenie. Ten porządny dom. I takie tam głupotki.
A może chodzi o to, że ja jestem ubrana w biznesową kieckę i szpile. I robię do tego patataj. Taki że niby dysonans poznawczy.

Tymczasem MamaPiotra znalazła sklep internetowy, w którym sprzedają pantofle Louboutina w jakichś absolutnie nieprzyzwoitych cenach i ja teraz chcę umrzeć. Nie wiem, dlaczego tak tanio, pewnie spadły z ciężarówki. W każdym razie wciąż poza zasięgiem. Ale w granicach mojej miesięcznej pensji. Znaczy - ekwiwalentu.

To teraz mam o czym myśleć.

PS Melisski, jak donosi kurier, przybędą w przyszłą środę.

Komentarze

  1. Obiecaj, że też mi zrobisz patataj! :))))

    Wyleczyłam się z dysonansów poznawczych, kiedy kilka kwadransów po tym, kiedy zapoznano mnie z parą jogińskich wegetarian - "a to jest marta, pracuje w rzeźni", zobaczyłam, jak owa joginka, wegetarianka, istota uduchowiona oraz roztaczająca wokół siebie jakąś aurę jasności i mądrości, jak cała ta nirvana i zen robiła w kawiarnianym ogródku wizualizację do dowcipu o sołtysie pod napletkiem. tadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że przynajmniej Ciebie nie potraktowało prądem poznanie mnie.

      Zrobię Ci nawet dziesięć patatajów.

      Usuń
    2. Skąd podejrzenie, iżby był to jakiś problem? Proces dowodowy przeprowadzono na blogu drugiej-mamy ;)

      Usuń
  2. Etam :-)
    Rozmawiać o wszystkim można wszędzie. Na przykład o biopsji jądra. W środkach komunikacji publicznej. A też niby z dobrego domu jestem.
    amelia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie że można.
      Kto nam zabroni.
      Kto się odważy.
      No KTO?!
      Hyh.

      Usuń

Prześlij komentarz