1638

- Przeprowadzasz się? - zapytała w SMSie martuuha.
- W poniedziałek - odpowiedziałam.
- Znaczy zwyczajnie zapierdalasz?
Ano, zwyczajnie. Od dzwona do dzwona. Patataj.

Moje panie sąsiadki z obecnej lokalizacji zrozpaczone. Albo dobrze udają. Wezwałam do utworzenia komitetu i urządzenia manifestacji pożegnalnej. Zobowiązały się.
Manifestacji powitalnej nie będzie, ale odbijemy sobie, witając wszystkich chlebem i solą. Gdyż zasiedlać będziemy jako pierwsi. Gdy nikt nie będzie patrzył, możemy rąbnąć coś z wyposażenia. O ile będzie co.

Dostałam nowy laptop. Wzięłam do domu, żeby dokonać personalizacji, gdyż nie cierpię niespersonalizowanych komputerów. U mnie działa pamięć mięśniowa i wszystko musi być na swoim miejscu. Oraz by wysłać mail ze zgłoszeniem na szkolenie, gdyż dyrekcja (w ramach głasków) mię skierowała. Naturalnie okazało się, że wysłanie poczty jest niemożliwe. Przecież wszystko nie mogło działać! Poza tym nie mam zaimplementowanej książki adresowej. I to mnie minimalnie... eee... irytuje.

Wracając do dyrekcji - smród się zwiększa. Umowy przedłuża, podwyżki daje, laptopy kupuje, pracowników dokłada, pomieszczenia przydziela, na szkolenia kieruje... Coś za tym stoi, za stara jestem, by uwierzyć, że odczuwa zachwyt mym zaangażowaniem.
Z drugiej strony - uporczywie usiłuje mnie na czymś złapać, co jest cholernie trudne, gdyż - jak wiadomo - mam syndrom prymuski. Hitem było żądanie okazania treści rozdziału, którą już wytreściowałam. A termin jest za dwa miesiące. I nie ma w fabryce nawet jednego człowieka, który tknie się roboty dwa miesiące przed deadlinem. Okazałam piętnaście stron (na planowanych góra 25), zaznaczając, że część planu jeszcze niezrealizowana i wersja jest robocza. Był zaskok.
Zapytałam również uprzejmie, czy życzy sobie, by mu przynieść to, co napisał Grzesiek. Nie życzył sobie (bo i też nie było czego, więc przewidujący) - czyli akcja w pełni wymierzona we mnie. PUDŁO.

Przegrupował się i zawezwał mnie po dwóch godzinach, wytykając stary layout strony internetowej. Akuracik zjebałam usługodawcę, więc przedstawiłam mu pokrótce działania własne oraz złożyłam doniesienie na nienależyte wykonywanie umowy, zreferowałam planowaną zawartość, powołując się na założenia, które kiedyś z nim poczyniłam (zapomniał, buchacha), zobowiązałam się w przyszłym tygodniu przedstawić przynajmniej pięć projektów wyglądu strony oraz roztartego na obuwiu człowieka od wykonu. Nie wiem, czy to nie było zbyt wiele, jak na jego wytrzymałość.
- Na koniec ja to zatwierdzam! - wyrzucił z trzewi rozpaczliwie.
- Nie wyobrażam sobie innej sytuacji - odpowiedziałam spokojnie.
Milczał przez pięć minut.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mu się wydaje, że jak nade mną nie stoi ekonom z batem, to ja nie pracuję. Zwalam to na karb niezadzierzgniętej jeszcze znajomości. Ale ma zagwozdkę, to się rzuca w oczy. Operowanie konkretami bez ozdobników chyba go przerasta. Niedomaganie się niczego chyba go przerasta. Słuchanie, notowanie i umiejętność powiedzenia "dziękuję" chyba go przerasta. Jakoś tak czuję, że dostarczę mu jeszcze wielu emocji. Biedaczek.

A w Lidlu stałam dziś do kasy 20 minut. I nie było gdzie zaparkować. Nigdy do tego szału nie przywyknę. Ludzie mają jednak ała.

Komentarze

  1. No co ty! Jutro sklepy zamknięte, znaczy Armageddon ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Ale nie pojmuję, że ludzie nie mają żadnego życia wewnętrznego. I chyba nie pojmę.

      Usuń
    2. Zjedzą kaszanke, popija piwem i będzie życie wewnętrzne, ze ho ho!

      Usuń
    3. Albo obleją się tym płynem do rozpalania grilla i wylądują w szpitalu.

      Usuń
  2. pitu pitu, a sama stałaś w lidlu. pewnie po piwo wino i kiełbachę, a tu się oburzasz, co mnie oburza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. I jeszcze po mleko, masło, ser, butelkę oleju. Wściekła jestem, bo nie przewidziałam, że zamiast używać mleka do kawy, jak Pan Bóg przykazał, jeden se zrobi kakao, a drugi płatki na mleku. I że mi się olej skończy (dzień wcześniej, więc musiała użyć masła) i masło (bo musiałam użyć zamiast oleju). Oczywiście można pójść na obiad do restauracji, tylko ja unikam z powodu kosztów.
      Ale tak, masz rację. Mogłam to wszystko przewidzieć i wczoraj tam tam nie iść. Zwłaszcza że najważniejsze rzeczy w domu są: karma dla kotów, żwirek, papier toaletowy. Następnym razem przygotuję się na jeden dzień bez handlu już tydzień wcześniej.

      Usuń

Prześlij komentarz