Aktualizacja bloga 14.02.2007

Donoszę uprzejmie, że bardzo przepraszam, ale tak mnie wciągnęły czynności związane z wypoczynkiem, że nie miałam siły nic pisać. Mam nadzieję, że zaraz uda mi się to nadrobić.

A więc – piątek.
W piątek, jak wiadomo, odbywała się babska imprezka. Aż dziw bierze, ile przeszkód może napotkać na swej drodze jedna miła kobieta, która chce się urwać ze smyczy.

Wróciłam o 3.30.

Sobota.
Było naprawdę ciężko wstać, a o 10.00 miałam służbowe wyjście na turniej piłki halowej – mimo że nie jestem piłkarzem, piłkarzem halowym, a już na pewno nie piłką!
I niebywale trudno jest wytłumaczyć różnym oficjelom, dlaczego się człowiekowi głowa kiwa.
Później postanowiłam wreszcie zameldować władzy wcalenieludowej, że ktoś mi ani chybi buchnął cały secik z dokumentacją.

Wróciłam o 17.00.

Niedziela.
Dogorywanie z powodu przegrzania organizmu. O 17.00 przyszła moja koleżanka i w drzwiach oznajmiła, że skasowała sobie mózg, a musi skończyć doktorat. Po czym spojrzała na mnie wzrokiem spaniela.
No cóż… zawsze to jakieś wyzwanie – doktoratu na medycynie jeszcze nie pisałam.
Wbrew przewidywaniom gimnastyka umysłowa dobrze mi zrobiła. Piwo też. Ciekawe co powiedzą recenzenci.

Poniedziałek.
Udałyśmy się z Potomstwem na wędrówkę po urzędach w celu odtworzenia dokumentacji pojazdowej. Kiedy już przeszłam kryzys i załamanie nerwowe… Potomstwo znalazło dokumenty. Niepoznawalne są ścieżki Pana!!!
Teraz tylko ponowna wizyta na policji, żeby to wszystko odkręcić.
Da się odkręcić. I to w zaledwie półtorej godziny…

Wtorek.
Celem dnia stało się nabycie walentynek oraz prezentu urodzinowego dla koleżanki (tej od doktoratu). Oraz szewc. Oraz zakup chleba. Oraz zdjęcie simlocka z telefonu. Udało się jedynie pierwsze, ponieważ szewc, operator komórkowy i chleb pożądany, znajdują się w ścisłym centrum miasta wojewódzkiego, gdzie ni cholery nie da się zaparkować. Poddałyśmy się.

Środa.
Wizyta w klinice okulistycznej.
I umówmy się, że nikt nie będzie mnie straszył!!! Bo ja twarda jestem i jakby mi oko wypadło, to się schylę (co mi tam!), podniosę i wsadzę na miejsce! SE!
PS Czy ktoś widział, jak się robi zastrzyk w twarz tuż pod gałką oczną??? Nie??? To niech się cieszy. Obrzydlistwo!!!
I w dodatku muszę sobie zakraplać oko 8 (słownie: osiem!) razy dziennie. I jeszcze do tego różnymi lekami. I niby mam to zapamiętać: co już było, co nie było, co teraz i te de.

Jak widać wypoczywam na maksa.
Jutro sobie posprzątam w szafie.

No chyba, że jakiś kataklizm nastąpi…

Komentarze