Samotność 29.01.2007

Donoszę uprzejmie, że skutkiem posiadania kotów bywa posiadanie Karolka, które niestety staje się czasami wybitnie upierdliwe. Na przykład dziś w nocy Karolek odczuł przytłaczającą samotność i zaatakował. Karolek nie zachowuje się skromnie, nie przychodzi cichutko i nie kładzie się z rozkoszą koło człowieka (czyli w tym wypadku: koło mnie). On wymaga od człowieka (czyli: ode mnie) postawy czynnej, tzn. natychmiastowego wsparcia Karolka w jego samotności. Aby dotrzeć prostą drogą do celu, Karolek włazi na łóżko, przemieszcza się w pobliże twarzy i przystępuje do lizania. Ostrym kocim językiem. Reakcja człowieka (czyli w tym wypadku: mnie) jest natychmiastowa. Człowiek (czyli: ja) naciąga sobie kołdrę na głowę. Ale Karolek wytrwałym jest i z człowieczej (czyli: mojej) twarzy przerzuca się na ręce. Po kolei – ile dopadnie. I liże. Człowiek (czyli: ja) reaguje błyskawicznie i wtyka rękę jak najgłębiej pod kołdrę. A potem resztę rąk, ile tam ma. Niestety skutkiem gwałtownego wtykania bywa ubycie kołdry w innych miejscach i Karolek zyskuje pole do popisu, na przykład nogę. Natychmiast przerzuca się na rejony z ubytku kołdry. Podkreślić należy, że wszystkie te czynności nie odbywają się bynajmniej w absolutnej ciszy nocnej, ponieważ Karolek ma zwyczaj oznajmiać całemu światu uzasadnienie wykonywanych przez siebie czynności. Na to naturalnie budzą się pozostałe koty i przychodzą sobie popatrzeć oraz zagrzewać Katrolka do boju. Czasem budzi się też Szef i używa tzw. technicznych określeń wojskowych. Finał? Pozamiatane.

Zastanawiam się czy następnym razem nie wygłaskać skunksa z naciskiem na przytulanie, aż mu oczy wyjdą – jest bowiem szansa, że to go zniechęci.
Tylko czy mnie na to stać o 1, 2, 3, 4, 5 nad ranem?

Redakcjo – pomóżcie…

Komentarze