1830

Miałam wypadek. Tak proszę rzecz traktować.

Jutro spotykam się z moją byłą pracownicą, którą posłałam na studia. Przemocą, nie ukrywam, bo bardzo nie chciała. Zadzwoniła do mnie trzy tygodnie temu z informacją, że się obroniła. Na piątkę. Bardzo była z siebie dumna i ja też jestem, bo w jej głosie brzmiała prawdziwa radość. Zrobiła te studia razem ze swoimi dziećmi, na przekór mężowi i wygląda na to, że niespodziewanie dało jej to wiele satysfakcji. Chce się ze mną spotkać, a mnie jest oczywiście szalenie miło z tego powodu, bo to przesympatyczna dziewczyna, a przy tym mądry człowiek, odpowiedzialna i sumienna osoba, której bez wahania można wiele powierzyć. Zawsze wyjątkowo ją lubiłam.

Postanowiłam więc zrobić jej jakiś drobny prezent na pamiątkę i dołożyć wszelkich starań, żeby wreszcie przestała się do mnie zwracać per "pani kierownik". Prosiłam ją o to jeszcze za czasów, gdy pracowałyśmy w jednym miejscu, ale się wykręcała. Już dwa i pół roku nie pracujemy razem, jest ode mnie starsza i doprawdy mogłaby sobie darować. Niosę dary, będę przełamywać lody.

Prosto z fabryki udałam się więc do centrum handlowego. Uznałam, że kupowanie pióra jest po prostu banalne, zwłaszcza że nie będzie go używała. Zboczyłam więc do sklepu z porcelaną, gdzie znalazłam piękny kubek, z limitowanej serii, z motywem Muchy. Mucha lubił kobiety, bo na jego obrazach wszystkie są śliczne i apetyczne. Kubek spoczywa wygodnie w firmowym pudełeczku, razem z uroczą, porcelanową łyżeczką.

Wyszłam ze sklepu bardzo z siebie zadowolona. I wtedy to się stało...
Kupiłam buty.
Trzy pary.
To naprawdę był wypadek, nikt nie miał takich planów. Ot, skoczyły na mnie w zaułku i przemocą wepchnęły się do torby. To nie moja wina. Ja się opierałam. Widać jestem tylko słabą kobietą.

W każdym razie ja nie o tym. Bo dziś miałam na stopach sandałki, które trzeba zapiąć wokół kostki. Komu by się chciało rozpinać i zapinać te cieniutkie paseczki kilka razy. W związku z tym zniosłam na pufę z dziesięć par i rozpoczęłam przymierzanie. Wybrałam trzy, resztę ładnie zawinęłam w przynależne bibułki, włożyłam do pudełeczek i ułożyłam kulturalnie na rzeczonej pufie. A z wybranymi udałam się do kasy.

Przy okazji płacenia, grzecznie poinformowałam panią ekspedientkę, gdzie leży reszta bucików. Pani zrobiła minę oburzoną i z jej wygiętych w podkówkę ust wypłynęły słowa pełne pogardy:
- No, cóż... Skoro już je pani tam zostawiła...
Przesłyszałam się - pomyślałam. To z tej duchoty. A skoro się przesłyszałam, to nie będę reagować. Mam wprawę. Na przykład dzisiaj w ogóle nie zareagowałam, kiedy Szef walnął focha pod moim adresem. Publicznie. Normalnie wypuściłam powietrze i zmilczałam. On zrozumiał. A pani nie.
- Gdyby tak wszyscy zostawiali buty - kontynuowała obrażonym tonem - to nic innego bym nie robiła, tylko odnosiła je na półki!
Jestem w czytelni - pomyślałam. Jestem w czytelni, wypożyczyłam książki i nie odniosłam ich bibliotekarce. Ale co ja robię w czytelni? Trzeba się upewnić.
Uśmiechnęłam się do pani czule. Jest taka grupa osób, która uważa, że w taki sposób uśmiecha się kobra na ułamek sekundy przed skokiem i wbiciem komuś w szyję kłów pełnych jadu. Ale ja się z tym nie identyfikuję.
- Przepraszam panią - przerwałam potok niezadowolenia, wylewający się z ust korali. - Chciałam o coś zapytać.
- Słucham - burknęła pani, bardzo obrażona.
(Ułamek sekundy: wybicie, lot, lądowanie w okolicach krtani, śmiertelny pocałunek).


- Czy pani może tutaj pracuje?
- Oczywiście że pracuję - huknęła pani i nieopatrznie na mnie spojrzała.
Ludzie zawsze żałują, gdy spojrzą prosto w oczy Gorgony Meduzy. Żałują przez ułamek sekundy, bo potem jest już tylko nicość.
- Ahaaaaaaa... - szepnęłam. Zawsze jest mi trochę smutno, gdy ktoś odchodzi.

Nikt. Naprawdę NIKT nie może mi zarzucić, że jestem awanturnicą. Gdybym była awanturnicą, to...
A zresztą!
To był wypadek.
Tak proszę rzecz traktować.

Komentarze

  1. :) niedobre buty nu nu, tak Cię wykorzystały;) a takie zachowania jak pani sprzedającej aktualnie z
    walam na upały, jak wszystko- od jęczenia Najmłodszego po panie od załóż-czapeczkę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym skakała do góry, gdyby mi ktoś podarował pióro. I jeszcze piszące.
    Miałam podobne dylematy. Pracowałam z przemiłą dziewczyną. Ja byłam jej kierownicą właśnie. A ona się mnie potwornie bała. Jak zresztą później się dowiedziałam, bali się wszyscy prócz jednej osoby. (tej osoby bałam się JA).
    Kiedy obie zakończyłyśmy szychtę, zaczepiłam ją i zaproponowałam w końcu przejście na ty. Od tej pory jesteśmy przyjaciółkami :) A minęło jakoś... 8 lat.
    A buty. Cóż nie skomentuję. Buty gwałcą zdrowy rozsądek w najmniej oczekiwanym momencie. I to w płodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy pary za stówę. Nawet Prezes machnął ręką.

      Usuń
    2. 3 pary za stówe, eee, no to oczywiscie ze wpisujemy "usprawiedliwione" do Dzienniczka Spontanicznego Szopingu ;)

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo. Jestem prawdziwie wdzięczna :D

      Usuń
  3. bez fotek bucików notka się nie liczy !

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam powściągliwość w butach ;)
    A pióro to i owszem, po obronie dyplomu dostałam od brata i używam do tej pory, w końcu wieczne jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestańcie się kłócić. Ja ją znam. Wiem, że nie będzie używała!

      Usuń
  5. O rany, a co to za sklep ze świetnymi (na pewno, znam Twój gust) butami w cenie 100 zł za trzy pary? :) serdecznie - Ewa, stała czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Ewo. Miło, że się odezwałaś :)
      Centro - pisałam już o tym sklepie. Mają końcówkę wyprzedaży i lecą 39,90 zł za jedną parę, 69,90 zł za dwie i 99,90 zł za trzy. Poszłam na całość!

      Usuń
    2. Witaj :)
      a tak, już kojarzę :)
      i baaaaardzo dobrze zrobiłaś, bardzo!:)
      Ewa

      Usuń
    3. Prawda? Tego się nie da ukryć!

      Usuń
  6. Jakby co: nigdy nie kupuj mi pióra :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba że gęsie.
      I kałamarz.

      Taki okrągły od dołu, żeby się złośliwie przewracał.

      Usuń
  7. że jak?... a cyt.: "a w dupach wam się poprzewracało!" ... w sensie tej panieneczce... człowiek zapiernicza za 7 PLNów za godzinę, i dostaje szczękościsku od uśmiechania się, bo mu się mięśnie buntują...a tu łaska boska... najjaśniejsza złamie sobie kręgosłup, jak schowa kilka pudełek na miejsce...

    Też wczoraj nabyłam obuwie, ale to bliżej ma ono do obuwia ortopedycznego niż damskich sandałków... ale dam rady w nim wybiegać 10 godzin z tacą i nie odbić sobie przy okazji biegania, podbicia stopy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zrozumiałe. W takiej pracy się nie da, nie ma mowy.

      Usuń
  8. Ja w takich sytuacjach trzymam się taktyki wypracowanej przez mojego ojca, szczególnie w takich przybytkach jak kasa PKP. Mamroczę grzecznie "Słucham?" albo "Może pani powtórzyć?" Jeśli chamstwo się powtarza to odpowiadam chamstwem podniesionym do potęgi n-tej, odpowiadam bombą atomową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciało mi się - to raz.
      Nie daj się zwieść mojej miłej twarzy na wyretuszowanym zdjęciu - to dwa.
      Zuzia mówi, że najgorzej jest, kiedy się tak uśmiecham i mówię cicho & czule. A ona ma największe doświadczenie. I muchy. Mrą mianowicie.

      Usuń
  9. :) miałam identyczną sytuację w katowicach, gdzie kupowałam kozaczki. Przymierzyłam 3 (słownie: trzy pary), wybrałam jedną z nich, a dwie zostawiłam beztrosko obok pudełek, bo nie umiem tak ładnie długich kozaczków zapakować w bibułki. Pani opryskliwym tonem i z tą podkówką na obliczu rzuciła tę samą uwagę. Mnie zatkało całkiem, być może dlatego, że rozpuszczona trzyletnim pobytem w UK, gładko przyzwyczaiłam się do całkowicie innych standardów obsługi. Jak mnie odetkało, to też spytałam, czy ta pani tu pracuje :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz