Koks

Donoszę uprzejmie, że Szef zdał wczoraj pewien egzamin, czego wcale się nie spodziewał. Wrócił do domu nocką ciemną, złachany i nabuzowany, że już o uporczywym kaszelku nie wspomnę. Normalnie chodził i kaszlał, oszaleć można. Skarcony przez kobiety domowe wypił pół litra syropu, a następnie stwierdził, że ni huhu, nie zaśnie. W tej tragicznej sytuacji udał się do szufladki z lekami i strzelił sobie coś na sen. Coś na sen jest u nas użytkowane niezwykle rzadko i właściwie wyłącznie przez Szefa. Cos na sen jest bardzo fajna tabletką, zapewnia ok. 6 godzin nieprzerwanego snu i nie wywołuje porannego kaca. Ma tylko jedną wadę: po cosiu na sen Szef w nocy bredzi. A że jest człowiekiem inteligentnym i o szerokich horyzontach, bredzi w sposób czasami niezwykle interesujący. Bredzenie Szefa wywołuje zabawne reakcje, ponieważ kompletnie wytrąca mnie z objęć Morfeusza. Po prostu zaśmiewam się do rozpuku. Np. wczoraj znienacka zaczął obmacywać mi twarz niczym niewidomy.
- Co robisz? – zapytałam sennie.
- Zupełnie nie wiem, ilu nas tu jest – oświadczył, wprowadzając mnie z początku w zdumienie, ponieważ jako jedyna chyba byłam świadoma, że znajdujemy się we własnym łóżku. To kto niby miał tam być? Podejrzane…
Kiedyś zdarzyło się, że usiadł w środku nocy i całkiem przytomnie zapytał mnie:
- Widziałaś?
- Ale co? – odpowiedziałam.
- Wiedziałaś te cztery kobiety, które przebiegły koło nas?
Jasne…
Podsumowując: życie z Szefem jest niezwykle atrakcyjne.

Komentarze