Poranek, dzień już nie wiem który, bo straciłam rachubę w tym młynie

Donoszę uprzejmie, że po raz enty dochodzę do wniosku, że jestem kompletną kretynką. Fakt jest niezaprzeczalny, ponieważ zupełnie nie wyciągam wniosków z własnych doświadczeń i nieustannie robię błędne założenia. Tym razem założyłam sobie, że jak wszystkie dyrekcje i wszystkie kierowniki se pojadą na naradę, to będzie względny spokój. Jakże się myliłam! Jak zwykle, zresztą. Na swoją obronę, Wysoki Sądzie, mam jedynie to, że moja koleżanka Ania zrobiła takie samo kretyńskie założenie i też bierze w tyłek.
Zaczęło sie od samiuśkiego ranka i trwa. Wszyscy zawalili terminy, co wpływa na moje zawalenie terminu jutrzejszego. Nieustannie wpływaja mi na biurko tzw. świnki, czyli takie problemy, których wolałabym się nie tykać i gdzie one były, jak kierownictwo tyłki płaszczyło w swoich gabinecikach? No gdzie???
Donoszę również uprzejmie, że jak słyszę sformułowanie „zadanie audytowe”, to kompletną treść żołądkową mam w gardle. Luz, niech mnie jeszcze ktoś przeaudytuje, to przecież dla mojego dobra!!!
No i ciągle jeszcze nie miałam czasu, żeby przeczytać wystąpienie Państwowej Inspekcji Pracy. A zabierałam się za to trzykrotnie.
Ja cie sunę, nooo….

Komentarze