1878

Wciąż nie mamy ciepłej wody, więc postanowiliśmy wczoraj skoczyć na kawę do taty i podstępnie się tam wykąpać. Mama udała się właśnie na ucieczkę do Hiszpanii ze swoimi psiapsiółkami, więc tacie się nudzi. Możemy uznać, że to był dobry uczynek. Płatny w ciepłej wodzie.
Zużyliśmy jej troszeczkę, dokładając kawę (ciasteczka przywiozłam), poplotkowaliśmy o świecie, po czym zaczęliśmy się zbierać i wtedy Prezesowi przypomniało się, że dostałam bon na sto złotych do zrealizowania w jednym ze sklepów Fashion House, a stan jego portfela pozostawia wiele do życzenia. Nie będę mu portfela żałować.

Na parkingu palca nie wciśniesz, nie mówiąc o samochodzie. Bida w narodzie aż piszczy. Udało nam się stanąć gdzieś na szarym końcu, ale wtedy szczęśliwie odkryto, że z drugiej strony też jest wejście. I to akurat tuż przy wybranym sklepie.
- Wpadamy, wybieramy portfel, wypadamy - powiedziałam, z niesmakiem lustrując tłumy, wśród których nie znoszę się znajdować.
Przedmiot pożądania udało nam się znaleźć dość szybko i już mieliśmy opuścić ten przybytek rozpusty, gdy Prezes rzucił:
- Poczekaj, zobaczę jeszcze jedną rzecz.
Co, jak wszyscy zapewne rozumieją, doprowadziło do zguby.

Zwykle jeżdżę do outletu sama, bo i tak odwiedzamy różne sklepy. Poza tym Prezes nie lubi tam bywać, gdyż twierdzi, że nigdy nie umie dla siebie niczego znaleźć. Ładne mi nic! Marynarka, dwie koszule, portfel, buty i dwie pary skórzanych rękawiczek. Znając jego styl postępowania, poradziłam, żeby od razu wziął po jednej sztuce z obu par i wyrzucił w krzaki przed sklepem, bo i tak zgubi w przeciągu tygodnia. Zapytał więc sprzedawczyni, czy nie świadczą usługi doszywania sznurka do rękawiczek, niczym u przedszkolaków. Pani w salonie Wittchena czuje się dobrze i nie jest przyzwyczajona do głupich pytań.

Po wyjściu Prezes rozejrzał się z zadowoleniem i rzucił w przestrzeń:
- Zjadłbym pierogi z jagodami w Leśniczówce.
Pora była już w zasadzie późnopodwieczorkowa, a w Leśniczówce naprawdę dają znakomite pierogi. I piwo tam mają z malutkich browarów, nietypowe (np. z czarnym bzem). Pojechaliśmy.
Zamówiliśmy sobie obiad, rozsiedliśmy się w ogródku, obróciłam się na chwilę i wtem...
- O! Cześć!
Przy stoliczku obok Kanclerz z małżonką. Oraz psem marki "staruch ze schroniska".

Kanclerz jest wieloletnim przyjacielem mojego taty i znam go od dziecka. Konkretnie to ja byłam dzieckiem, gdy się poznaliśmy. Z Kanclerzem wiążą się tysiące przecudnych anegdot, bo jest absolutnie wyjątkowym człowiekiem i uwielbiam go. Uwielbia go również Zuzia, snując wspomnienia z lat szczenięcych, gdy to urządzała sobie konkursy w skokach z murka przez łańcuch. Kanclerz przegrywał i udawał, że tak miało być. Ot - nie da się go nie lubić.
- A co ty tu robisz, dziecko?
Pragnę podkreślić, że naprawdę mało kto mówi do mnie "dziecko".
- Postanowiliśmy zjeść pierogi. A Wy?
- A my wyszliśmy z psem na spacer.
- I tak was ku wyszynkowi pociągnęło?
- Ty to mnie znasz.
- Przysiadacie się? - zaproponowałam, bo mieliśmy większy stolik.
Przysiedli się, oczywiście.

Tak gdzieś po godzince Kanclerz zapytał:
- A nie napiłabyś się kawy u nas w domu?
- Pewnie że bym się napiła, w końcu nie byłam jeszcze w waszym nowym domu.
- Nie taki on znowu nowy.
- To tylko świadczy o pana podejściu. Wstydziłby się pan tyle lat nie zaprosić mnie na kawę.
- Widziałaś ją? - Kanclerz zwrócił się do małżonki. - Córka swojego ojca. To chodźmy.

Dom rzeczywiście ładny. Kolejny dowód na to, jak się rodzice przeliczają, zakładając, że zamieszkają z nimi dzieci.
- O 50 metrów za dużo - westchnęła do mnie Kanclerzowa w kuchni.
- Ja to nie zakładam dłuższej obecności Zuzi w tym naszym planowanym domu. I ograniczam powierzchnię do sprzątania.
- Jesteś rozsądniejsza niż ja.
Usiedliśmy przy kawie i Kanclerz sięgnął po telefon.
- A dokąd ty teraz dzwonisz? - zdziwiła się Kanclerzowa.
- Do mecenasa. Zapytam, czy wie, gdzie jest jego córka. Jak nie będzie wiedział, to mu odbierzemy prawa rodzicielskie.

/Podsłuchane - rozmowa telefoniczna połowiczna/

- Cześć. Chodzą słuchy, że zostałeś słomianym wdowcem.
Bzzz, bzzz, bzzzz...
- Bezwzględnie należy się napić i zaplanuj to. Ale ja w innej sprawie. Czy ty wiesz, gdzie jest twoja córka?
Bzzz, bzzz, bzzzz...
- Nie wnuczka! Wiem, że wnuczka jest w Anglii! Masz jeszcze córkę, pamiętasz?
Bzzz, bzzz, bzzzz...
- Ta, w domu, w domu. Ale w czyim domu!
Bzzz, bzzz, bzzzz...
- Akurat w swoim. Nie masz pojęcia, gdzie się twoje jedyne dziecko znajduje! Odbieram ci prawa rodzicielskie!
Bzzz, bzzz, bzzzz...
- Tak, wiem, że jest po czterdziestce, chociaż nie wygląda. Ale to nie zmienia faktu, że co z ciebie za ojciec, jak nie wiesz, w czyim domu przebywa twoje jedynie dziecko.
Bz.
- W moim! HA!
I tak dalej.

To był naprawdę miły dzień. A te wydane pieniądze to jakoś odpracujemy.

Komentarze

  1. Cudowne są te Twoje życiowe relacje, uwielbiam je :) To trochę tak, jakby zajrzeć przez okno do życia Ani z Zielonego Wzgórza. I mam gdzieś w tym momencie, że to tylko urywek, wycinek i rzeczywistość jest brutalna ;P Teraz się upajam i już! Pozazdrościć podejścia i inteligencji w rozgrywkach życiowych relacji. I te Wasze emocje, wzajemny szacunek...Tak miło popatrzeć. Pozdrowienia ze słonecznego jesiennie Lublina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie szczęście, że otacza mnie mnóstwo wspaniałych ludzi. I w realu, i w Internecie.
      A może po prostu potrafię ich dostrzegać i doceniać? :)

      Usuń
    2. Tak, też tak sądzę, że połowa sukcesu (jak nie więcej) to umiejętność doceniania tego co się w życiu ma i jacy ludzie nas otaczają. Ja zwykle wychodzę z założenia, że nie mam prawa patrzeć na innych z góry (bo kimże jestem niby by to robić:/) i OCENIAĆ mierząc swoją miarą, bo każdy jest wartościowy i co innego wnosi do mojego życia. Inna sprawa, że zwyczajnie nie zawsze się człowiekowi chce wysilić, by to zauważyć. No i bywa też tak, że pewne relacje są niewygodne czy bolesne lub trudne, ale takie też są przecież potrzebne. To rozwija i ubogaca jestestwo ;)

      Usuń
    3. Nie katuj się przesadnie relacjami, które są dla Ciebie bolesne. Nie jestem zwolenniczką przekonania, że cierpienie to jedyna droga, prowadząca ku wiekuistej szczęśliwości. Wręcz przeciwnie.
      Z tym dostrzeganiem to jest tak, że pomyślałam sobie kiedyś, jak niewiele osób wygrywa szóstkę w lotka. Mnie się kiedyś udało wygrać czwórkę (69 zł) i bardzo się cieszyłam z tego obiadu, co go zjedliśmy w restauracji, nihilizując wygraną w całości. Bardzo to było smaczne, bardzo to było miłe tak siedzieć we trójkę, chichotać i przegadywać się. "Wystarczająco dobrze" stało się moim mottem.

      Usuń
  2. Taki dzień na rozpuście wypoczynkowej - marzenie moje :)
    Wrzucam do puszki z marzeniami do realizacji... w 2020... wcześniej nie wyrobię... no i kto wie może uda mi się do tego czasu jakiegoś własnego prezesa do picia kawy w wyszynkach i nie tylko wyszukać... no chyba, że w końcu zdradzisz namiary na tego sasiada zlota raczkę :p... to kto wie... może taki dzień zafunduje sobie wcześniej niż w 2020? ;)

    To teraz pójdę sobie fartuszek uprasować do roboty na dziś i spódniczkę do pracy na jutro... portki mi wyszli z braku pralki :( ... dlatego ten sasiad by tak się przydał do pchnięcia tych remontów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sąsiad jest piętro niżej. Pani bierze, ja na Pani oszczędzać nie będę.
      Nie pamiętam, czy ma pralkę. Ale w końcu coś trzeba wnieść w wianie, prawda?

      Usuń
  3. a z tym tel do rodziców dobre ! teraz też tak uczynię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana! Pan Dowcipas jest chodzącym pojemnikiem na kawały. W nieskończoność mogę słuchać jego historyjek, nawet jeśli je znam. Kiedy mnie pyta: "a opowiadałem ci o...?", zawsze mówię, że nie. On ma dar nie tylko do psikusów, ale i do niekończących się dykteryjek o nich w latach następnych.
      Kiedy w zeszłym roku bardzo ciężko zachorował i niewiele brakowało, zrobiło mi się naprawdę źle.

      Usuń
  4. W istocie mieliście zacny dzień , pełen przyjemności! jak juz kiedyś mówiłam,uwielbiam ludzi z poczuciem humoru,a zauwazyłam,że rocznikowo im starsi tym dowcipniejsi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczucie humoru jest cechą, którą człowiek posiada albo i nie. Ale faktycznie, masz rację - gdy posiada, to z wiekiem zwykle się polepsza :)

      Usuń
  5. hmmm waterloo ja tu czytałam i widziałam !!!! nie piłam dziś nic i nie ćpałam !!! natentychmiast dawaj tą notkę nazat !

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy wielkim wścibstwem będzie zapytanie o ową Leśniczówkę - gdzie to? Bo zarówno pierogi z jagodami jak i piwa z małych browarów zabrzmiały mocno kusząco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie żadnym wścibstwem :) Leśniczówka mieści się w Katowicach przy Śląskiej, czyli na Ligocie przy akademikach. Tuż za Panoramą.

      Usuń
    2. O, to wiem gdzie, ale nigdy nie byłam. Może by tak kiedyś... Dziękuję!

      Usuń
    3. Smacznego. Pierogi są mniamniuśne. Podpowiadam, że pani piecze też oszałamiające torty, ale na zamówienie. Są drogie, ale warte każdej wydanej złotówki.
      (No, tak - jestem tam zakoleżankowana... jak w większości miejsc).

      Usuń

Prześlij komentarz