1749

Nosz... jakie to Państwo niecierpliwe.

Oczywiście rozumiem, że się nie spodziewacie, ale - uwaga! - mnie się czasem nie chce. Zaskakujące, prawda? A jednak. Więc nie zamierzam Wam tu piachem w oczy: nie chciało mi się i tyle. Swoją drogą - dostrzegam pewną regularność: lato mnie rozleniwia. Nawet biorąc pod uwagę, że aura nie rozpieszcza.

Co tam, więc?
Otóż jedyną rzeczą, której człowiek w fabryce może być pewny, to zmienność nastrojów Szefa. Jeszcze w środę tłukł mnie za pewną rzecz kijem w głowę, by już w czwartek za tę samą rzecz podziękować publicznie, co przyjęłam z dobrodziejstwem inwentarza i bez komentarza.
Pracownik zaś, który był tzw. Obiektem, oczekiwał o poranku w korytarzu u drzwi windy, by się kajać i przepraszać. Powiadomiony, że nie mam do niego uwag oraz zastrzeżeń, eksplodował uczuciem, obejmującym poklepywanie po pleckach i zapewnienia, żebym wszystko zwaliła na niego, bo i tak jest na cenzurowanym, a po co mnie się ma obrywać. Tym samym uczynił miłą i swojską atmosferę pokoju między narodami i zupełnie nie zmienił mojego nastawienia, zakładającego wzięcie na siebie szefowskiego ataku. Nobles obliż. Tak to postrzegam. Ja jestem kierownikiem, ja za wszystko odpowiadam, nie będzie mi tu nikt rozstawiał ludzi po kątach, sama sobie poradzę.

W związku z czym opowiedziałam mu dykteryjkę, na okoliczność której ryknął śmiechem, po czym zaczął kaszleć, w wyniku czego o mało się nie udusił i przyprawił mnie o niepokój, dotyczący stania się przypadkowym sprawcą zgonu.
- Mój drogi - podsumowałam - nie umiesz się bawić jak dorosły i więcej żadnego kawału ci nie opowiem.
Było, minęło.

***

Odbyliśmy liczne wycieczki. Plany zagospodarowania przestrzennego sprawdzone, mapy u geodetów takoż, księgi wieczyste również. W związku z powyższym wysłałam do państwa sprzedających maila z informacją ile i dlaczego tyle zamierzamy im zapłacić. A teraz oczekujemy odpowiedzi. Jeśli tak - no to mamy dom. Zawieramy umowę przedwstępną, wpłacamy zaliczkę, idziemy do banków po prośbie. I inne tam takie. Jeśli nie - okrywamy się smuteczkiem i eksplorujemy dalej. Założenie jest bowiem takie, że jeszcze w tym roku wypijemy kawę na własnym tarasie i położymy głowy na poduszkach w swoim osobistym domu. Wbrew pozorom czasu niewiele, bo tylko pół roku. A tu procedura bankowa, niezbędne remonty, przeprowadzki - sradzki.

Żądam trawy. Żądam i pożądam. I będę mieć, choćby się to komu nie podobało.
Ora et labora.

Komentarze

  1. Pewnie macie tam na Śląsku jakiegoś dikera, a?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto, toć trza było mówić,trawy u nas skolko ugodno, wszak kosilim, wysłałbym Ci priorytetem ;- )

    OdpowiedzUsuń
  3. Dora ofiarowała Ci się z trawą ciętą, a ja kafelek 25x25 trawnika mogę dla Cię urąbać spode kamienicy mej. Więcej nie dam rady dotaszczyć na pocztę.

    Hmm, a może Ty inszą TRAWĘ masz na myśli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żądam kilka arów rosnącej.

      Usuń
    2. Szlag by to! Napisałam, zalogowałam się na konto... a komentarz zjadło złe Mzimu :]
      Nie chce mi się pisać od początku, więc tylko powtórzę - trzymam kciuki, żebyś jak najszybciej piła poranną kawkę na tarasie swego domku.

      Nie lubię blogspota. To nie pierwszy raz, o!

      Usuń
    3. Podpowiedź: gdy napiszę dłuższy komć gdziekolwiek, przez finalnym kliknięciem robię ctrl+A, ctrl+C. Dzięki temu szlag mnie nie trafia na Mzimu.

      Usuń
  4. Tez mi na mysl przyszlo,ze to jakas nowa (przepraszam za brzydkie slowo) dieta i ze pasc sie bedziesz, a moze wypasac?
    Zreszta - jedz co chcesz, kupuj co lubisz, bylebys tylko pisac nie przestala o Radosci moja wieczorna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ządasz trawy????? No kochana to wiele wyjasnia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz