1462
Ja tam zasadniczo jestem spokojna i nawet ugodowa. Rzadko mi się zdarza skok ciśnienia na okoliczność tzw. obsługi klienta, ale też wymagam określonego poziomu, tyle że bez piany na ryju. Jestem przy tym głęboko przekonana, że popyt czyni podaż, czyli jakiej obsługi będziemy wymagali, taką dostaniemy. I będzie grzecznie, miło oraz z pocałunkiem w dupcię, jeśli nie przyjmiemy niczego innego.
Ale Media Markt to mnie wyprowadził z równowagi, dlatego ja ich też wyprowadzę. Nie ma tak, że ktoś mnie narazi na kłopoty, nerwy, straty, a ja przejdę nad tym do porządku dziennego. Bo inaczej zasada z pierwszego akapitu się nie sprawdzi. Więc bez akcentu rozproszonej śliny w okolicach twarzoczaszki, na spokojnie, acz dobitnie.
Dygresja
Całkiem niedawno pewien uroczy, młody człowiek dyskutował ze mną na temat moich wkurwów. I potwierdził teorię rodzinną. A obcy. Powiedział mi tak:
- Widziałem cię już wyprowadzoną z równowagi. Mówisz wtedy BARDZO spokojnie, cicho i wyraźnie. Po prostu słowa są tak wycyzelowane, że człowiek wręcz je widzi. I dosłownie miażdżysz rozmówcę intelektem. Muszę przyznać, że się bałem, choć byłem tylko niemym świadkiem. A twojemu przeciwnikowi to po prostu współczuję*.
Koniec dygresji
A było tak.
W drugiej połowie września, w Krakowie, w Media Markcie Zuzia kupiła sobie radio samochodowe. I w styczniu szlag je trafił. Oczywiście zaczęła histeryzować, bo nie znosi jeździć bez radia - nawet ją rozumiem. Ale nie po to się ustawodawca kiedyś upił do nieprzytomności i wyprodukował Ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej... żebyśmy miały stresować się ponad miarę*.
Napisałam jej na karteluszku, na co ma się powołać i pojechała. Do Media Marktu w Chorzowie. W końcu sieciówka. Na paragonie nazwa i adres centrali w Warszawie.
I co?
Jajco. Odmówili. Mogą jej oddać do naprawy serwisowej albo ma se jechać do Krakowa. Oooo... Nie będziemy tak rozmawiać. Wróciła, a ja zadzwoniłam do BOK-u, gdzie miły pan potwierdził, że mam rację, napisał mail do kierownika sklepu w Chorzowie z pouczeniem, żeby zrealizowali. Dwie godziny później zadzwonił do mnie kierownik sklepu.
I co?
Jajco. Nie przyjmą. No to mi lekuchno podniósł ciśnienie. Zgodnie z dygresją, zrobiłam się chłodna, cicha i wyraźna, a następnie zapytałam o podstawę prawną. Nie zna. Pomyślałam sobie ze trzy okrąglutkie zdanka na temat nieznajomości przepisów, w oparciu o które się działa, a głośno wyraziłam wolę, by naszą rozmowę potraktował jako skargę na obsługę klienta i odpowiedział na nią pisemnie, z podaniem podstawy prawnej dla działań Media Marktu.
I co?
Jajco. Dostałam pismo, w którym... informują, że nie przyjmą. Bez podstawy prawnej, bez odniesienia się do formy (skarga), nawet bez zwykłego "przepraszam". Weszłam na poziom szeptu. I napisałam skargę do centrali. Po raz pierwszy w życiu.
Zdania są BARDZO okrągłe. Bardzo spokojne. Z podaniem przepisów. Z żądaniem finansowego zadośćuczynienia za poniesione straty materialne. I zobaczymy. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uwielbia takie wydarzenia. Wiem, bo stałam po drugiej stronie - rozpatrywałam reklamacje. Potrafią się brać za najbardziej bzdurne uwagi klientów. I nie jest łatwo z nimi wygrać, naprawdę (tak, to też umiem, ale ojtam).
A radio poszło do Krakowa pocztą. Żeby nikt nie mógł się uczepić, że nam termin przeleciał.
Bardzo. Bardzo zła Asia. Nie opłaca się z Asią spierać. Gdyż jest Podłą Suką.
* Niech współczuje, co mi tam. Uważajo se, kmioty. Bo walcem przejadę. Gwiżdżąc Marsyliankę.
** Niech mnie ktoś poprawi, ale prywatnie sądzę, że to jest najkorzystniejszy przepis, jaki zaistniał w Polsce. Dla zwykłego zjadacza chleba. Kto nie zna i się nie posługuje - czytać i wdrożyć. Na pamięć się nauczyć, to tylko 10 artykułów. Cud, miód i orzeszki. Kochom.
Ale Media Markt to mnie wyprowadził z równowagi, dlatego ja ich też wyprowadzę. Nie ma tak, że ktoś mnie narazi na kłopoty, nerwy, straty, a ja przejdę nad tym do porządku dziennego. Bo inaczej zasada z pierwszego akapitu się nie sprawdzi. Więc bez akcentu rozproszonej śliny w okolicach twarzoczaszki, na spokojnie, acz dobitnie.
Dygresja
Całkiem niedawno pewien uroczy, młody człowiek dyskutował ze mną na temat moich wkurwów. I potwierdził teorię rodzinną. A obcy. Powiedział mi tak:
- Widziałem cię już wyprowadzoną z równowagi. Mówisz wtedy BARDZO spokojnie, cicho i wyraźnie. Po prostu słowa są tak wycyzelowane, że człowiek wręcz je widzi. I dosłownie miażdżysz rozmówcę intelektem. Muszę przyznać, że się bałem, choć byłem tylko niemym świadkiem. A twojemu przeciwnikowi to po prostu współczuję*.
Koniec dygresji
A było tak.
W drugiej połowie września, w Krakowie, w Media Markcie Zuzia kupiła sobie radio samochodowe. I w styczniu szlag je trafił. Oczywiście zaczęła histeryzować, bo nie znosi jeździć bez radia - nawet ją rozumiem. Ale nie po to się ustawodawca kiedyś upił do nieprzytomności i wyprodukował Ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej... żebyśmy miały stresować się ponad miarę*.
Napisałam jej na karteluszku, na co ma się powołać i pojechała. Do Media Marktu w Chorzowie. W końcu sieciówka. Na paragonie nazwa i adres centrali w Warszawie.
I co?
Jajco. Odmówili. Mogą jej oddać do naprawy serwisowej albo ma se jechać do Krakowa. Oooo... Nie będziemy tak rozmawiać. Wróciła, a ja zadzwoniłam do BOK-u, gdzie miły pan potwierdził, że mam rację, napisał mail do kierownika sklepu w Chorzowie z pouczeniem, żeby zrealizowali. Dwie godziny później zadzwonił do mnie kierownik sklepu.
I co?
Jajco. Nie przyjmą. No to mi lekuchno podniósł ciśnienie. Zgodnie z dygresją, zrobiłam się chłodna, cicha i wyraźna, a następnie zapytałam o podstawę prawną. Nie zna. Pomyślałam sobie ze trzy okrąglutkie zdanka na temat nieznajomości przepisów, w oparciu o które się działa, a głośno wyraziłam wolę, by naszą rozmowę potraktował jako skargę na obsługę klienta i odpowiedział na nią pisemnie, z podaniem podstawy prawnej dla działań Media Marktu.
I co?
Jajco. Dostałam pismo, w którym... informują, że nie przyjmą. Bez podstawy prawnej, bez odniesienia się do formy (skarga), nawet bez zwykłego "przepraszam". Weszłam na poziom szeptu. I napisałam skargę do centrali. Po raz pierwszy w życiu.
Zdania są BARDZO okrągłe. Bardzo spokojne. Z podaniem przepisów. Z żądaniem finansowego zadośćuczynienia za poniesione straty materialne. I zobaczymy. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uwielbia takie wydarzenia. Wiem, bo stałam po drugiej stronie - rozpatrywałam reklamacje. Potrafią się brać za najbardziej bzdurne uwagi klientów. I nie jest łatwo z nimi wygrać, naprawdę (tak, to też umiem, ale ojtam).
A radio poszło do Krakowa pocztą. Żeby nikt nie mógł się uczepić, że nam termin przeleciał.
Bardzo. Bardzo zła Asia. Nie opłaca się z Asią spierać. Gdyż jest Podłą Suką.
* Niech współczuje, co mi tam. Uważajo se, kmioty. Bo walcem przejadę. Gwiżdżąc Marsyliankę.
** Niech mnie ktoś poprawi, ale prywatnie sądzę, że to jest najkorzystniejszy przepis, jaki zaistniał w Polsce. Dla zwykłego zjadacza chleba. Kto nie zna i się nie posługuje - czytać i wdrożyć. Na pamięć się nauczyć, to tylko 10 artykułów. Cud, miód i orzeszki. Kochom.
witaj w klubie. jestem na etapie "po tygodniu od zgłoszenia (!) odebrali wreszcie do naprawy". po 3 tygodniach (!) od nabycia, po 2 tygodniach działania odmówił współpracy grzejnik olejak. w zimie. do firmy pisałam od początku dużymi literami, że PILNE. wczoraj odebrali teraz czekam co dalej. ale uokik lubi takich jak my - uświadomionych, wspiera i wyszarpuje. tylko, że mi od tygodnia d-a marznie... galicjanka.bogudzięki wiosenna.
OdpowiedzUsuńJa niczego nie naprawiam. Należy mi się NOWE. I dlatego apeluję o zaprzyjaźnienie się z ustawą :)
UsuńTrzymam kciuki, żeby Ci marzła jak najkrócej!
Szacun:)
OdpowiedzUsuńMeżu memu oddano akumulator, co nie działał, był na gwarancji, ponoć sprawdzili i im działa,
200zł pooooszło , bo już dawno kupił nowy,lepszy ,
a trzeba mu było się może powołać, tak jak Ty to zrobiłaś,
hm
Utrudniają, owszem. Zdaję sobie sprawę. Sklepom ten przepis jest bardzo nie po drodze, bardzo. I dlatego poleca się do zwyczajowego używania.
UsuńProszem paniom, możem siem z synusiem wybrać do krakowskiego i wydrzeć przysłowiowego ryja jeśli trzeba. Ja nie bywam wtedy spokojny, ja drzem siem, to mogę siem podrzeć i za Ciebie
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, Szlachetny Janie Pierwszy! W razie czego będziesz informowan :D
Usuńoj, jak ty mi się, dziecko drogie, podobasz
OdpowiedzUsuńTak mi mów. Od kiedy, niezauważalnie zupełnie, dołączyłam do grupy matron, siedzących pod ścianą (loża szyderców), niezwykle cenię sobie imprezy w kole emerytów, bo jestem najmłodsza. I nawet skaczę im po wódkę :D
Usuńmi też możesz skoczyć, jakkolwiek by to nie zabrzmiało ;)
Usuńi mnie, mnie! stylistyczno-gramatyczny baranku (kalam się)
UsuńZ przyjemnością. Oczywiście - tylko jeśli masz gorszy PESEL ;)
Usuńznam ludzi, którzy lubią zmieniać odkurzacze i inne takie suszarki co pół roku np. w dronie. zawsze jakoś ! im się kabelek obluzuje i musza wymienić. a potem znów mają nowy paragon i tak w kółeczko
OdpowiedzUsuńPaciu, z bliska ich znasz? ;>
UsuńPacia: Pomyślę o tym.
UsuńMartuuha: Ty podła żmijo. To lubię :>
A ja mam sytuację patową z Play - kochani omijać szerokim łukiem tę firmę. Oddany do naprawy niezniszczalny iphone 5 od ponad 2 miesięcy żyje jak pszczółka Maja - jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie... Play mówi, że u serwisanta a serwisant mówi, że odda, ale tylko nowy, którego Play mu nie dostarczył... I każdy bezradny... A Apple rozkłada rączki, bo obowiązek zapewnienia wymiany leży po stronie operatora. Dzwonie do Playa i każe natychmiast zgodnie z ustawą oddać - na co słyszę, że pan też zna tę ustawę i nawet może mi podać jej numer, ale to nic nie zmienia, bo oni nie mają i duuu.... Na reklamy stać, na zapłacenie za telefony nie... Nie ma to jak opakowane goofno w złoty papierek...
OdpowiedzUsuńCo Asia mówiła o braniu telefonów od operatora? Państwo w ostatnim rzędzie znowu spali na wykładach!
UsuńA od kogo się bierze?
OdpowiedzUsuńOd sklepu.
UsuńA co mi tutaj? Jaka zmiana znacząca! Normalnie nie poznałam paniusi!
Ale sklep nie dodaje różnych takich jak operator.
OdpowiedzUsuńZmiana, bo la donna e mobile ;)
Ale też załatwia reklamację, jak Ci się zepsuje. A operator - jak widzisz. W dodatku u operatora płacisz złotówkę. I tę złotówkę dostaniesz nazad. Bierzesz sobie jakiś abonament z uwagi na taniość telefonu. I co potem masz? Abonament. I złotówkę. Najlepszego!
UsuńNo tak, ale w sklepie musisz zapłacić duuużo złotówek. Nigdy w sumie nie miałam problemu z aparatem i może stąd moje zdanie.
OdpowiedzUsuńU operatora nigdy nie jest taniej, tylko rozłożone na raty. Ta taniość telefonów w stosunku do ceny rynkowej jest złudna. Płacisz to samo, tylko w abonamencie. Przeliczałam wiele razy. Mam w tym taką wprawę, że wszyscy konsultanci zaczynają płakać w połowie rozmowy ;)
UsuńNo i nie zapominaj, że z każdym miesiącem telefon traci na wartości.
Ludzkości - naucz się zauważać, że nie masz, ach - nie masz nic za darmo. Gratisy NIE ISTNIEJĄ.
Rodzaj złości bzmi jak moja Matula. Oj nie daj nikomu doprowadzić do takiego stanu... Im ciszej, tym dalej należy uciekać, I nie oszczędza nawet rodziny. Raz usłyszałam dziecięciem będąc i do tej pory kulę się w embrionik na wspomnienie... Niestety do pewnego stopnia odziedziczyłam, ale staram się (baaaardzo się staram) nie wykorzystywać. Choć mojemu szeptowi daleko do Protoplastki...
OdpowiedzUsuńLudzkość powinna więc dbać, bym mówiła normalnym głosem. I żebym się często śmiała. We własnym, dobrze przemyślanym interesie :D
Usuń