1489
Snafu narysowała komiksik. On jest branżowy. Ale.
Mianowicie on jest o wszystkim na świecie i ktoś jej powinien zaraz jakąś nagródkę. To jest punkt wyjścia do rozważań filozoficznych. Że istnieje jakaś rzeczywistość poza naszym systemem somatycznym. Że granice umysłów, choć niekoniecznie ciasne, ale z nawyku / lenistwa / konformizmu / wstaw dowolne, mogą nas dusić. I, tak naprawdę, robić przykrość.
W grę wchodzą tutaj również wszelkie niedasie. Bo ja nawet rozumiem, że ktoś święcie wierzy, że niedasie. W jego telewizorze postawiono system, który dasia nie uwzględnia. Zawsze się nie dało i teraz też się nie da. I teraz powstaje pytanie, czy ten człowiek wie, że są inne systemy niż binarne. Że gdzieś poza nim jest jakieś życie.
Przypomina mi się zawsze (pisałam o tym?) scena z filmu Mikrokosmos. Idzie, rozumicie, żuczek i pcha kulkę. Bardzo pracowicie. Z dużym wysiłkiem. I nagle mu się ta kulka nabija na patyczek. On pcha. Pcha. PCHA. Niedasie. Normalnie, mówię Wam, jak on tak pcha, to ja jestem spocona. Męczy się. Aż tu... refleksja. Odchodzi kroczek w tył, patrzy na tę kulkę, a potem: cyk ją z drugiej strony. Zrozumiał, że można inaczej.
My często nie rozumiemy.
Nasz system, ten, w którym żyjemy, pracujemy, działamy, jest jedynym nam znanym. Wcale nie dlatego, że jesteśmy tępi. Może dlatego, że tam czujemy się bezpiecznie. Nie, że nie wiemy, my nie chcemy wiedzieć, że są inne systemy niż binarne. Tam, gdzie jesteśmy, jest nam dobrze, ciepło i bezpiecznie. Wypieramy więc inne systemy. Bo ich istnienie nas niepokoi.
A finalnie mogłoby być lepiej.
Nieraz już się w życiu przekonałam, że ryzykowny krok w nieznane, otwarcie się na zmianę, na inność, przynosi dobre rezultaty. ZAWSZE. Tylko musimy zrozumieć, że wszystko, co się dzieje, dzieje się właśnie dla nas. Nie przypadkiem, nie na złość. Dla nas. Żebyśmy się mogli czegoś nauczyć, coś zrozumieć, rozwinąć się, polepszyć.
Otwórzmy się na świadomość istnienia innych systemów niż binarne.
PS A tak w ogóle to ten komiks bardzo mnie śmieszy.
A dziecko ma anginę jak dzwon.
Mianowicie on jest o wszystkim na świecie i ktoś jej powinien zaraz jakąś nagródkę. To jest punkt wyjścia do rozważań filozoficznych. Że istnieje jakaś rzeczywistość poza naszym systemem somatycznym. Że granice umysłów, choć niekoniecznie ciasne, ale z nawyku / lenistwa / konformizmu / wstaw dowolne, mogą nas dusić. I, tak naprawdę, robić przykrość.
W grę wchodzą tutaj również wszelkie niedasie. Bo ja nawet rozumiem, że ktoś święcie wierzy, że niedasie. W jego telewizorze postawiono system, który dasia nie uwzględnia. Zawsze się nie dało i teraz też się nie da. I teraz powstaje pytanie, czy ten człowiek wie, że są inne systemy niż binarne. Że gdzieś poza nim jest jakieś życie.
Przypomina mi się zawsze (pisałam o tym?) scena z filmu Mikrokosmos. Idzie, rozumicie, żuczek i pcha kulkę. Bardzo pracowicie. Z dużym wysiłkiem. I nagle mu się ta kulka nabija na patyczek. On pcha. Pcha. PCHA. Niedasie. Normalnie, mówię Wam, jak on tak pcha, to ja jestem spocona. Męczy się. Aż tu... refleksja. Odchodzi kroczek w tył, patrzy na tę kulkę, a potem: cyk ją z drugiej strony. Zrozumiał, że można inaczej.
My często nie rozumiemy.
Nasz system, ten, w którym żyjemy, pracujemy, działamy, jest jedynym nam znanym. Wcale nie dlatego, że jesteśmy tępi. Może dlatego, że tam czujemy się bezpiecznie. Nie, że nie wiemy, my nie chcemy wiedzieć, że są inne systemy niż binarne. Tam, gdzie jesteśmy, jest nam dobrze, ciepło i bezpiecznie. Wypieramy więc inne systemy. Bo ich istnienie nas niepokoi.
A finalnie mogłoby być lepiej.
Nieraz już się w życiu przekonałam, że ryzykowny krok w nieznane, otwarcie się na zmianę, na inność, przynosi dobre rezultaty. ZAWSZE. Tylko musimy zrozumieć, że wszystko, co się dzieje, dzieje się właśnie dla nas. Nie przypadkiem, nie na złość. Dla nas. Żebyśmy się mogli czegoś nauczyć, coś zrozumieć, rozwinąć się, polepszyć.
Otwórzmy się na świadomość istnienia innych systemów niż binarne.
PS A tak w ogóle to ten komiks bardzo mnie śmieszy.
A dziecko ma anginę jak dzwon.
Tak myślę o tym komiksie...
OdpowiedzUsuńI myślę jeszcze. I jeszcze trochę.
Zasadniczo całkiem nieźle się wstrzeliła w Twoje rozterki :)
UsuńTak,lubię czuć się bezpieczna.
OdpowiedzUsuńPodejmowanie decyzji to wyzwanie życiowe. Bywa ,ze na własne życzenie wpakujemy się po uszy.
Nie każde zmiany przynoszą dobre rezultaty,
jasne,że i porażkę, czy problemy można przekuć na zdobywanie szlifu ,potraktować jako naukę życia, ale..bywa różnie.
Wiesz... Jeśli zrobisz krok naprzód, a mentalnie cały czas będziesz tkwić w przeszłości (np. po co to zrobiłam, tylko mi na złe wyszło), to będzie dysonans tak duży, że samopoczucie siądzie. Zmianę trzeba zaakceptować.
Usuńto dobry komiks jest :) ale wez juz nie mecz tego zuczka, bo ja sie zmeczylam czytajac. ;)
OdpowiedzUsuńRinonka... DRUKIEM poproszę. Gdyż nie łapię analogii.
Usuńno przeciez tego zuczka co to on pchal i pchal te kulke i pchal i mu nie szlo...
UsuńMusisz wziąć poprawkę na moje upośledzone ostatnio trybienie.
UsuńDawno, dawno temu, na Dzikim Zachodzie żył sędzia, który miał osobliwy zwyczaj - każdemu ze skazanych na śmierć bandytów dawał wybór: szubienica albo... czarne drzwi. I zawsze przed egzekucją pytał skazanego, co wybiera. Niektórzy ze skazańców próbowali się dowiedzieć, co jest za tymi drzwiami. Odpowiedź sędziego była zawsze taka sama: Nieznane! Ponoć każdy ze skazańców wybierał sznur.
OdpowiedzUsuńKiedyś szeryf zapytał sędziego, dlaczego zawsze wybierają stryczek a nie czarne drzwi? A sędzia na to: wybierają to, na co się już nastawili, bo boją się tego, czego nie znają. Wolą zginąć niż otworzyć drzwi prowadzącego do czegoś nowego i niepewnego.
Tak sobie pomyślałam, że to chyba historyjka o mnie. Nie, żebym napadała na dyliżanse i rabowała podróżnych. Nie, nie... Też się boję zmian, boję się tego co czeka za drzwiami.
Kiedyś, za X lat, gdy ludzkość zniszczy ziemię i jedynym ratunkiem będzie lot w kosmos, ja nie wejdę do rakiety i zostanę na ziemi samiutka :]
A co powiesz na takie dictum:
UsuńKażdego dnia, w każdej niemal chwili dokonujemy wyborów (pójdę tędy czy tamtędy, na śniadanie bułka czy sałatka). Tylko, gdy one są drobne, to ich nie dostrzegamy. Boimy się jedynie dużych kroków. Ale one też są wyborem pomiędzy herbatą z cytryną a herbatą z mlekiem.
Kiedyś w zamierzchłych czasach nawiedził pewną uczelnię pan Niemczycki. Pełna sala studentów oraz kadry naukowej i wykład o własnie gotowości do zmian i nietypowego myślenia. Pada pytanie ze strony pana Niemczyckiego: Czy mając moje zapewnienie o pracy, ktoś z państwa jutro jedzie ze mną nad morze? Ja, siedząca w kącie pracownica administracyjna wyciągam łapkę i się dziwię, że pan Niemczycki wskazuje na mnie. Rozglądam się i widzę, że byłam jedyna z tą podniesioną łapką... Reszta nie podjęła rękawicy...
OdpowiedzUsuńPowinien był Cię zabrać. Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Kogo, jak kogo, ale jego stać ;)
UsuńTeoria się potwierdza, prawda?
A rozmawiałyśmy kiedyś o moich przemyśleniach na temat "chcę" z serca i "chcę" z ust oraz małego poczucia bezpieczeństwa, wynikającego ze strachu?
Tak. Rozmawiałyśmy. Ale niestety propozycja, po bliższym poznaniu, nie była atrakcyjna dla samotnej matki.
OdpowiedzUsuńMoże to wciąż nie było to "chcę" z serca...
Usuń