1550

Naprawdę chciałam napisać notkę. Naprawdę.
Ale zadzwoniła martuuha.
I zaczęła od: komu trzeba wpierdolić?.
To wiedziałam, że przynajmniej dwie godziny mam z głowy.

A chciałam nadmienić, że w czasie tych rozmów to ja głównie milczę. Długo milczę i namiętnie, a moje milczenie nabrzmiałe jest treścią. Za każdym razem zamierzam wytrwać w tym milczeniu, ale nie. Musi mnie sprowokować. Ja się oczywiście sprowokować daję, bo martuuha jest straszliwym lizusem i się śmieje z moich żartów. A przecież nikt lepiej ode mnie nie wie, że to są kiepskie żarty. Ile można się śmiać z bruzdy?!

W każdym razie, gdy ona zaczyna śmiać się z moich żartów, to czuję się jakoś tak zobowiązana i eskaluję. Żartuję coraz bardziej i bardziej, ocieramy się o granice absurdu... Nie, wróć. Nie możemy ocierać się o granice absurdu, chyba że z drugiej strony. Na przykład dzisiaj dostałyśmy kompletnej głupawki przy omawianiu drażniącej kwestii pobierania narządów ze zwłok, a konkretnie to oka. Normalnie nie zdajecie sobie sprawy, ile radości ma człowiek z pogrzebu. Nawet teoretycznie.

I to mi przypomina, że mieliśmy pochować prababcię, ale właśnie nadszedł sms, że mam się z kim napić. To co? Jak Ci teraz, martuuho, która wyśmiałaś mój status osoby nieposiadającej szwagra (dla niewtajemniczonych: z kim się człowiek tak pięknie nie nawali, jak ze szwagrem)? Nenenenenne - podsumowała, jak na intelektualistkę przystało. Z wywieszonym ozorem.
A to oznacza, że wszystkie trupy wracają do szaf.
A ja idę.
Se.
Pa.

Komentarze

  1. no tak. znowu wszystko na mnie! Ale biorę wszystko na wątłą klatę i wspaniałomyślnie wybaczam, tylko dlatego, że... :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz