1524
Od rzeźbienia w bakłażanie odrywa mnie sceniczny szept Prezesa:
- Patrz, patrz!
Odwracam się - stoi zastygły z moją świeżo zaparzoną kawą w dłoni i gapi się w okno. Podążam za jego wzrokiem. Na środku uliczki z boku domu wielkie kocisko. Z wyglądu - Zośka. Byk jak się patrzy, aż miło pomyśleć, co jada. Z grupy takich, co to zawstydzą kubaturą nawet Karola. Wyraz twarzy wielce zniesmaczony. Ogon lekko napuszony. Postawa: "no... podejdź, podejdź". Interlokutora nie widać. Śmiem przypuszczać, że kocur, choć nie trzymałabym się tej myśli uporczywie, bo Zośka też zwykle jest brana za mężczyznę z uwagi na wzrost.
Nabrzmiała znaczeniem chwila wyraźnie się przeciąga. Wyraz niesmaku eskaluje. Cisza, jak makiem zasiał. W tym momencie z osiedla powyżej wyjeżdża samochód osobowy. Toczy się w dół uliczką. Kot nawet nie drgnie. Mało tego! Ani się ucho obróci w kierunku pojazdu! Istny Król Julian. Omiatam wzrokiem pobliskie krzaki w poszukiwaniu Morta.
Samochód zatrzymuje się grzecznie przed kotem. Ten ani drgnie. Pojazd stoi, kierowca w oczekiwaniu, że zawalidroga się namyśli. Kot ma to gdzieś, on tu mieszka, nie będzie go byle kto spychał z JEGO ulicy. Zniecierpliowny kierowca naciska na klakson.
Piiiiiii...!!!
Kota odrywa od podłoża, ląduje o 1/18 centymetra dalej. Obrzydzenie, wymalowane na jego obliczu, osiąga apogeum. Wolno, wolniutko, by nie być podejrzewanym o schodzenie komukolwiek z drogi, przesuwa się w stronę chodnika. Żeby była jasność - właśnie tam chciał teraz pójść i żaden samochód nie ma z tym nic wspólnego. Leniwym, miękkim krokiem wspina się na krawężnik. Samochód odjeżdża.
Dusimy się od tłumionego śmiechu, jakby mógł nas usłyszeć. Jak w domu! Żadna Zośka nie będzie przychodziła do kuchni na posiłek tylko z tego powodu, że ją wołam! Owszem, właśnie miała zejść na dół, ale nie tak całkiem. Ma przystanek na schodach i będzie tam siedziała, ile tylko chce, nikt jej nie zabroni. Absolutnie nie fatygowała się do miski, w poważaniu ma moje zaproszenia, gdyby miała wargi, toby je wydęła. Każdy ma znać swoje miejsce, służba jest od wydawania posiłków i dba, żeby państwo było zadowolone.
Udaję się za róg ku schodom.
- Zechcesz uczestniczyć w obiedzie? - pytam.
Może i zechcę - odpowiada mi wzrok Zofii. - Nie narzucaj się, bo to męczące.
Koty są CU-DOW-NE. Uwielbiam.
- Patrz, patrz!
Odwracam się - stoi zastygły z moją świeżo zaparzoną kawą w dłoni i gapi się w okno. Podążam za jego wzrokiem. Na środku uliczki z boku domu wielkie kocisko. Z wyglądu - Zośka. Byk jak się patrzy, aż miło pomyśleć, co jada. Z grupy takich, co to zawstydzą kubaturą nawet Karola. Wyraz twarzy wielce zniesmaczony. Ogon lekko napuszony. Postawa: "no... podejdź, podejdź". Interlokutora nie widać. Śmiem przypuszczać, że kocur, choć nie trzymałabym się tej myśli uporczywie, bo Zośka też zwykle jest brana za mężczyznę z uwagi na wzrost.
Nabrzmiała znaczeniem chwila wyraźnie się przeciąga. Wyraz niesmaku eskaluje. Cisza, jak makiem zasiał. W tym momencie z osiedla powyżej wyjeżdża samochód osobowy. Toczy się w dół uliczką. Kot nawet nie drgnie. Mało tego! Ani się ucho obróci w kierunku pojazdu! Istny Król Julian. Omiatam wzrokiem pobliskie krzaki w poszukiwaniu Morta.
Samochód zatrzymuje się grzecznie przed kotem. Ten ani drgnie. Pojazd stoi, kierowca w oczekiwaniu, że zawalidroga się namyśli. Kot ma to gdzieś, on tu mieszka, nie będzie go byle kto spychał z JEGO ulicy. Zniecierpliowny kierowca naciska na klakson.
Piiiiiii...!!!
Kota odrywa od podłoża, ląduje o 1/18 centymetra dalej. Obrzydzenie, wymalowane na jego obliczu, osiąga apogeum. Wolno, wolniutko, by nie być podejrzewanym o schodzenie komukolwiek z drogi, przesuwa się w stronę chodnika. Żeby była jasność - właśnie tam chciał teraz pójść i żaden samochód nie ma z tym nic wspólnego. Leniwym, miękkim krokiem wspina się na krawężnik. Samochód odjeżdża.
Dusimy się od tłumionego śmiechu, jakby mógł nas usłyszeć. Jak w domu! Żadna Zośka nie będzie przychodziła do kuchni na posiłek tylko z tego powodu, że ją wołam! Owszem, właśnie miała zejść na dół, ale nie tak całkiem. Ma przystanek na schodach i będzie tam siedziała, ile tylko chce, nikt jej nie zabroni. Absolutnie nie fatygowała się do miski, w poważaniu ma moje zaproszenia, gdyby miała wargi, toby je wydęła. Każdy ma znać swoje miejsce, służba jest od wydawania posiłków i dba, żeby państwo było zadowolone.
Udaję się za róg ku schodom.
- Zechcesz uczestniczyć w obiedzie? - pytam.
Może i zechcę - odpowiada mi wzrok Zofii. - Nie narzucaj się, bo to męczące.
Koty są CU-DOW-NE. Uwielbiam.
Miałam ostatnio podobna sytuację. Wracam do domu z pracy, przy mojej ulicy widzę jedno wolne miejsce parkingowe. Chcę wjechać, a tam na środku siedzi szary kocur. Czekam łaskawie - nic. Trabię - nic. Musiałam wysiaść i grzecznie poprosić, żeby się przesunał :-)
OdpowiedzUsuńI tak się ciesz, że bez darów się obyło. Ja na ten przykład zawsze wożę w samochodzie suchą karmę. Nie wiadomo, na kogo się trafi.
UsuńPiękny nick. Mniam, mniam.
bo od dawna wiadomo że psy mają właścicieli a koty służbę ;-)
OdpowiedzUsuńi tak też uważam że koty są cudowne !
i czekam kiedy mnie znajdzie mój drugi kot !
Może Ci pomóc?
Usuńtą opinię, jako zapalony kociarz, mieszkający pod jednym dachem z wieloma osobnikami tego gatunku, podzielić muszę całkowicie!:) koty są niesamowite:)
OdpowiedzUsuńTrafiłeś w dobre miejsce :D
UsuńZdradzisz mi, skąd przyszedłeś?
w sensie, jak to skąd? bo nie do końca rozumiem. bo jeśli chodzi ci o to, jak trafiłem na blog..to przypadkiem, skacząc sobie z jednego na drugi:) czasem mi się tak zdarza:)
UsuńBardzo dobrze, bardzo dobrze, siadaj - dostatecznie.
UsuńTak, o to chodziło. Bo ludzkość czasem na to pytanie odpowiada: ja jestem od Kaczki i pokochałam cię od pierwszego wejrzenia; a ja od Chudej i tak mnie wkurwiasz, że będę tu hejtować; widziałam cię w telewizji i nie mogłam uwierzyć, że umiesz sklecić zdanie; przyszłam tu z Macierzyństwa bez lukru, żeby powiedzieć, że nie nadajesz się na redaktorkę i pies ci mordę lizał!
czyli nie oblałem tego egzaminu, jeju, jak się cieszę! XD
UsuńNie da się go oblać. Ja pytam ze zwykłego, ludzkiego wścibstwa.
UsuńNie oblał, a powiedzieć i tak nie powiedział, no co za Królik! ;-)
UsuńZnam sposób. Opowiedz coś o sobie, to może go zmusić do wyznań.
UsuńUkradlabym ci Zoske, ale sie boje :-)
OdpowiedzUsuńSłusznie. Ten przebiegły zwierz potem przychodzi, znienacka, podstępnie i CAP! I tylko dzięki temu, że człowiek (a nawet Waterloo) ma dwie ręce, się dowiadujemy, że Zofija jedną z nich zaanektowała. I weź dogadaj się z jednoręką Waterloo. Nie da się.
UsuńMartuuho - zaprzestają prowadzenia z Tobą pokątnych rozmów wieczorami.
UsuńGdyż jesteś niegrzeczną!
Posłuszną! Wszak mówiłaś: napisz o tym. Ups... tego też miałam nie mówić? ;)
UsuńRozhuśtujĘ nogĘ!
Usuń