1552
Hurtownia gastronomiczna.
Jutro poniedziałek, czas na gotowanie w odwrocie. Montuję obiady w ilości hurtowej. Pierogi z soczewicą, ruskie, krokiety z kapustą i grzybami, naleśniki z serem i rodzynkami, a nawet zupę kalafiorową. Zastanawiam się, czy machnąć też krem z cukinii, ale dochodzę do wniosku, że większość zup jest nieskomplikowana w przygotowaniu, więc zostawiam to sobie na później.
MamoPiotra, czy spakował w tej chwili kapcioszki?
Ostrzeżona przez przyjaciółkę, na koniec tygodnia planuję ociekającą tłuszczem golonkę, która skutecznie wypłoszy jej partnera, z zamiłowania bezmięsnego. Albowiem dobra ta kobieta ostrzegła mnie, że przekarmienie Mistrza Remontu może doprowadzić do jego zagnieżdżenia się. Jakkolwiek bardzo nie lubiłabym człowieka, to wizja kolejnej osoby, snującej się po domu i nastawionej roszczeniowo, ciut mnie jednak przerasta. Pięć zameldowanych, w tym trzy czworonożne, to i tak wiele, jak na moją - nieco krecią - wytrzymałość.
Zaraz zasiadam do lepienia, kolejny odcinek "Gry o tron" już się rozgrzewa. Później czynność najmniej przeze mnie ulubiona, czyli obsmażanie zawiniętych krokietów. Zawsze się rozwalają i na tę okoliczność szlag mnie trafia. W każdym razie pocieszam się myślą, że i tak powinni się cieszyć z zaistnienia posiłku. Nawet w rozpadzie. Gdyż mogę w dowolnej chwili wypowiedzieć tę umowę ze skutkiem natychmiastowym.
Wypełniona praniem suszarka na środku salonu nie jest podniecająca. Tudzież deska do prasowania oraz żalazko. Powiedzmy sobie szczerze - określenie "duży pokój" jest jednak nieco umowne. Właśnie jakiś niezrównoważony umysłowo kot wskoczył na to wszystko i wywalił z hukiem (przecież suszarka z praniem w salonie to przedziwne zjawisko!). Ludzie, żeby mnie tylko szlag nie trafił zanim przetrwam. Bo jak mnie trafi, to po co remontować?
Jutro poniedziałek, czas na gotowanie w odwrocie. Montuję obiady w ilości hurtowej. Pierogi z soczewicą, ruskie, krokiety z kapustą i grzybami, naleśniki z serem i rodzynkami, a nawet zupę kalafiorową. Zastanawiam się, czy machnąć też krem z cukinii, ale dochodzę do wniosku, że większość zup jest nieskomplikowana w przygotowaniu, więc zostawiam to sobie na później.
MamoPiotra, czy spakował w tej chwili kapcioszki?
Ostrzeżona przez przyjaciółkę, na koniec tygodnia planuję ociekającą tłuszczem golonkę, która skutecznie wypłoszy jej partnera, z zamiłowania bezmięsnego. Albowiem dobra ta kobieta ostrzegła mnie, że przekarmienie Mistrza Remontu może doprowadzić do jego zagnieżdżenia się. Jakkolwiek bardzo nie lubiłabym człowieka, to wizja kolejnej osoby, snującej się po domu i nastawionej roszczeniowo, ciut mnie jednak przerasta. Pięć zameldowanych, w tym trzy czworonożne, to i tak wiele, jak na moją - nieco krecią - wytrzymałość.
Zaraz zasiadam do lepienia, kolejny odcinek "Gry o tron" już się rozgrzewa. Później czynność najmniej przeze mnie ulubiona, czyli obsmażanie zawiniętych krokietów. Zawsze się rozwalają i na tę okoliczność szlag mnie trafia. W każdym razie pocieszam się myślą, że i tak powinni się cieszyć z zaistnienia posiłku. Nawet w rozpadzie. Gdyż mogę w dowolnej chwili wypowiedzieć tę umowę ze skutkiem natychmiastowym.
Wypełniona praniem suszarka na środku salonu nie jest podniecająca. Tudzież deska do prasowania oraz żalazko. Powiedzmy sobie szczerze - określenie "duży pokój" jest jednak nieco umowne. Właśnie jakiś niezrównoważony umysłowo kot wskoczył na to wszystko i wywalił z hukiem (przecież suszarka z praniem w salonie to przedziwne zjawisko!). Ludzie, żeby mnie tylko szlag nie trafił zanim przetrwam. Bo jak mnie trafi, to po co remontować?
Matko! Kuchnię rozwalasz, że takie zapasy robisz? Tymi pierogami z soczewicą to mi smaka narobiłaś. Dasz radę, dasz radę, dasz radę, dasz...
OdpowiedzUsuńNiestety w tygodniu nie mam ani czasu, ani siły, ani ochoty, żeby się babrać. A pierogi czy inne zawijańce, taką babraniną są. Nie powiem, żebym nie lubiła. Jeść - to oczywiste. Robić - to mnie uspokaja. Ale nie wtedy, kiedy przewracam się ze szczęścia na ryj.
UsuńW związku z powyższym wyciszam się w niedzielę. Hurtowo - na cały tydzień ;)
kurde nigdy nie jadłam pierogów z soczewicą ! krokiety lubię ale z mięsem ;-) a kuchnię też będzie malował czy cóś ???
OdpowiedzUsuńNie, kuchnię już pomalował w zeszłym roku. I natychmiast po malowaniu mi ją zalało. Ale mam to w dupie i wszystkim wmawiam, że ten zaciek to element szerszej koncepcji.
UsuńPierogi z soczewicą są PYSZNE. Na ostro. Przepisik? (Nie licz na ilości, ja wszystko robię na oko).
A jak się robić nie chce to trza na Pierożki u Vincenta do Krakowa.
UsuńJa lubię robić pierożki. Szczególnie gdy nie muszę.
UsuńChorego pyta, jasne , że przepisik, bo ja mam parcie na soczewicę ,chyba pasztet zrobię:)
OdpowiedzUsuńDasz radę, w koncu pół dnia bedziesz w pracusi:)))
Soczewicę ugotować na miękko. Na opakowaniach stoi, żeby nie solić, ale ja zawsze solę, bo niesłona jest niesmaczna. Podobno powinno się czekać tak długo, aż sama się rozpadnie, ale mnie się zwykle nie chce, więc wygładzam blenderem.
UsuńNa patelni podsmażyć cebulę, czosnek, chilli i curry (w proszku) - ilości trzeba dobrać indywidualnie, bo jedno lubia bardziej, a drudzy - mniej ostre. Po chwili dodać papkę z soczewicy i poddusić razem.
Ciasto pierogowe wykonać. Różne są szkoły i zamiłowania. Ja jestem leniwa, więc robię z mąki i pełnej śmietany. Tylko.
Reszta - wiadomo.
Na patelni (suchej) uprażyć ziarna słonecznika. Pierogi ugotować w osolonej wodzie, polać roztopionym masłem, posypać uprażonym słonecznikiem. Talerz wylizywać w odosobnieniu, bo głupio publicznie :)
To ja jeszcze podpowiem, że curry można też najpierw:
Usuńna oleju podsmażyć dużo curry, na to soczewicę zieloną, i dopiero po chwili (lub dwóch) zalać wrzątkiem. Dalej po uważaniu.
Można. Wszystko można. Nawet parasol w dupie otworzyć, byle nie w swojej.
UsuńParasol... Kwiczę!
UsuńWyobraźnia ją zabiła ;)
UsuńCzerwonom?
OdpowiedzUsuńFarsz przygotowuje podobnie. Do ostatniego dodałam mięso z rosołu :)
Robię zieloną, ale kupiłam ostatnio również czerwoną i przetestuję przy najbliższej okazji.
UsuńU mnie chodzi o to, żeby było bez trupa :)
Czerwona się rozpada bez łaski. Znacznie wcześniej niż zielona.
Usuńtak tylko mówię.
Nigdy nie próbowałam, ale wierzę Ci na słowo. Czyli mozna miec szybciej. A w smaku się różni (zadała bardzo zabawne pytanie, wiedząc, że soczewica jest bez smaku)?
UsuńWolę zieloną (odpowiedziała, jakby to miało znaczenie ;-))
UsuńTwój wól zawsze ma znaczenie. Przynajmniej dla mnie.
Usuń(I zapisała w notesiku: jak przyjedzie, zrobić jej czerwoną soczewicę).
Mam mętne wrażenie, że czerwona ma mniej smaku.
UsuńMniej smaku od całkowitego braku smaku?
UsuńByć może mgliste wrażenie bierze się stąd, że czerwona poz brakiem smaku ma też brak tekstury, w odróżnieniu od zielonej, której nie udało mi się jeszcze rozgotować.
UsuńWięc ma mniej wszystkiego.
Chociaż nie. Koloru ma więcej.
Uwielbian taką nierozbabraną zieloną. Mniam, mniam.
UsuńMa smak, no jak nie ma,co wy. zielona ma bardziej .Czerwona to są połówki i w moment mięknie u mnie nr.1 ,ale i zieloną nie wzgardzę:)
OdpowiedzUsuńMa smak, tylko się z nim ukrywa.
UsuńTo całkiem prawdopodobne!:) Taka soczewica konspiracyjna .
UsuńI dlatego ja ją napadam z cebulką i czosnkiem. HA! Jestem wielce przebiegłą.
UsuńO, i znów głód mnie łapie. To przez ten śnieg!
OdpowiedzUsuńIm bardziej pada śnieg,
UsuńBim – bom
Im bardziej prószy śnieg,
Bim – bom
Tym bardziej sypie śnieg
Bim – bom
Jak biały puch z poduszki.
I nie wie zwierz ni człek,
Bim – bom
Choć żyłby cały wiek,
Bim – bom
kiedy tak pada śnieg,
Bim – bom
Jak marzną mi paluszki.
I wtedy trzeba coś zjeść. Koniecznie.
Wypić...to bardziej
UsuńRóbta co chceta ;)
UsuńDziękuję barrrrrrrdzo serrrrrrrrdecznie.
OdpowiedzUsuń(I poszła poszukać co ma jeszcze w lodówce)
Smacznego :)
Usuń(Nie zapomnieć wpisac do CV: rozgrzeszam lepiej niż ksiądz).
Usuńmam jeszcze jedną muffinkę... po zmroku dieta nie patrzy, prawda?
UsuńCudowne.
UsuńZapamiętać koniecznie!
Może już śpi:)
OdpowiedzUsuńPowiedziała dora, strzepując okruszki.
UsuńA z kaszą gryczaną jadła Ty pierogi?
OdpowiedzUsuńLuby kiedyś zamówił w knajpce mix pierogów i dał mi na spróbowanie. Mimo mojego sceptycyzmu, czy to jest w ogóle jadalne, okazały się bardzo, bardzo.
Nawet robię. Nie zważając na komentarze, rodem z Laskowika: kanapka z chlebem.
Usuń