1780

O so cho, czyli po wizji lokalnej.

Bylim zobaczyć dom. Sprawa jest skomplikowana, ponieważ istnieje pośrednik. Z ramienia pośrednika w roli pierwszoplanowej występuje wkurwiająca (no, sorry, nie da się tego innym słowem) pani, niewiele starsza od mojej córki. Nawiasem mówiąc, odkryłam niszę rynkową dla dziecka osobistego - nic nie trzeba wiedzieć, wystarczy prowadzić samochód, posługiwać się GPSem, trafiać do miejsca przeznaczenia i ładnie wyglądać. Dziecko to wszystko ma.

Pani była przerażająco indolentna. A że była młoda i ładna, to Prezesowi chyba trochę żal się jej zrobiło, gdy przejechałam kózkę walcem. I tu nie zamierzam wyrazić skruchy (martuuha - pacz!). Jeśli mam zapłacić komuś 15.000 zł, to chcę wiedzieć, za co. I takie pytanie pani zadałam, a ona nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Jestem głęboko przekonana, że - jako osoba całkowicie z zewnątrz - mam większe pojęcie o nieruchomościach niż pośredniczka.

Nie potrafiła nawet odpowiedzieć na pytanie, jaką dokumentację gromadzi biuro nieruchomości dla klienta. Przy drugim podejściu do tego pytania, kiedy próbowałam podrzucać odpowiedzi z cyklu: wyciąg z ksiąg wieczystych, pani uznała, że ją osaczam i atakuję.
Kurwa.
Ostatnio zarobiłam, pochwalę się, 2.500 zł brutto (hipotetycznie, bo jeszcze nie mam na koncie). Potrzebne do tego było napisanie artykułu NAUKOWEGO (naprawdę zatrudnili mnie na takim stanowisku!) z dziedziny, o której nie mam zielonego pojęcia, a wymaga ona lat bardzo ściśle sprofilowanych studiów, plus praktycznego doświadczenia. W zasadzie to zarobiłam 5.000 zł, ale połowę nie dla siebie. Kto pracuje naukowo, ten rozumie, jak to działa. Kto ja niby jestem, żeby przedstawiać jakiekolwiek teorie? Ja jestem nikt. To musi firmować jakieś nazwisko. Ergo: ja robię, Szef daje swą godność i kasuje połowę. I tak się cieszę, uwierzcie.

Przeryłam się przez kilka kubików literatury specjalistycznej, nad którą oczy mi łzawiły. I słowa nie powiem. Te kosmetyczne poprawki, wprowadzone przez Szefa, były po prostu śmieszne. Jestem z siebie dumna, a nikt mnie nie pochwalił. Cholerajasnapsiakrew. To poszłam do Prezesa i mówię mu, że robię w tym instytucie ds. opętania i szaleństwa zaledwie pięć miesięcy. I dałam sobie radę! Pochwal. Pochwal mnie czasami! (Żałosna ta potrzeba akceptacji).

W każdym razie, wracając do adremów, pani zamierzała zarobić trzy razy tyle, co ja, bez jakiejkolwiek znajomości tematu. Bez liźnięcia nawet. I w ogóle nie miała z tego tytułu wyrzutów sumienia. Nie-akceptuję-takich-postaw. W związku z powyższym stłukłam ją werbalnie i mentalnie. Jeśli chce zapłaty, stanowiącej równowartość pół roku mojej pracy, to musi się postarać. I gówno mnie obchodzi, czy płacze teraz w kąciku.

Sam dom - nie.
Właściciel - nie (z wyglądu cwaniaczek, to się przełoży na problemy z nieruchomością).
Ogrodzenie niekompletne, podjazd niewybrukowany, toaleta na dole nawet bez wylewki na podłodze, w garażu uszkodzona (lub niezamontowane prowadnice - zapewne nie bez powodu) brama, brak balkonu, brak tarasu, a on mi mówi, że za szafę w sypialni zapłacił pięć kafli. Mnie się ta szafa nie podoba i ja jej nie chcę. Oderwij se od ściany.
Jeśli chodzi o miejsce - w lecie super. W zimie... telepraca. Bo gdy spadnie śnieg, to się nie przekopiesz.
Gadanie, że dalsze działki są nieużytkami i nikt tam niczego nie będzie budował, zachwyciło mnie. Skąd bowiem ta pewność? Przekształcić nieużytki na rolną praktycznie się nie da (bo to kompletnie bez sensu), ale na budowlaną?! Rach, ciach i po sprawie. Tereny piękne, aż się proszą o dalszą rozbudowę osiedla.
Nie.

Szukam dalej.
Trochę mi smutno.
Przyznać się, kto mi nie życzy, ale już.

Komentarze

  1. Spokojnie.... na pewno znajdziesz, a jak nie "czujesz" miejsca to nie ma sensu się w to pchać. Co do pośredników , to ja do dzisiaj (choć minęło 4 lata odkąd takiego jednego poznałam) wchodzę sobie na stronę jego biura , żeby dla poprawy samopoczucia poczytać ogłoszenia, a jego zdjęcia do tych nieruchomości -- po prostu majstersztyk.Zastanawiałam się jak to możliwe, że ktoś TAKI cały czas utrzymuje się na rynku, ale skoro mowa o TAKICH pieniądzach...wszystko jasne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O większych, co właśnie doczytałam. Oni biorą 3% wartości nieruchomości. Plus VAT! Od pół miliona to daje przeszło 18.000 zł. ZA NIC. Przeczytałam dogłębnie cała umowę. Pośrednik jest zobowiązany jedynie do zawiezienia klienta do wybranego domu. I nic więcej. Za nic też nie odpowiada. Wiem z doświadczenia, że nie sprawdzają nawet zadłużenia nieruchomości.

      Usuń
    2. O wysokość prowizji można się handlować. To raz. Dwa - jak przyjdzie co do czego to wymagać - pełnej dokumentacji nieruchomości (niech skacze gdzie chce i jak chce - mają być jeśli trzeba za coś płacić na JEGO koszt). Trzy - umowa przedwstępna powinna być tak jakby zabezpieczona przez pośrednika, czyli on ma zweryfikować poprawność, dogadywać się w Waszym imieniu ze sprzedawcą o konkretnych warunkach (jeśli chcecie takiej pomocy) itd., w ramach prowizji, ale ZAWSZE bezpieczniej u notariusza, choć to dodatkowy koszt. Czwarte - on jeśli sobie życzycie aranżuje ostateczny akt notarialny u notariusza i dokumenty do tego potrzebne. To co wymieniłam to podstawa podstaw pana pośrednika. Ale nie agenta nieruchomości. Agent jest od tego co napisałaś w poście - ma się znać na gpsie i wiedzieć kogo przywitać przed nieruchomością. Agent to byle kto tak naprawdę, zbyt często bez jakiegokolwiek pojęcia o tym co robi - pokazywacz. Cała prowizja idzie do pośrednika, agent ma co najwyżej 20-30% z tego (o ile nie mniej, to zależy od biura), najczęściej agenci są wyłącznie na prowizji. A pośrednicy muszą mieć takie zawodowe OC - skądś to ryzyko się bierze, na pewno nie od jeżdżenia z gpsem po wsiach.

      Za to co opisałaś - ogólna treść umowy, opieka wobec Was itd - nie dałabym nawet 1 procenta.

      P.S. Nie pluje się we własne gniazdo, dlatego z zawodu odeszłam. Mogę się więc odwadniać do woli. :)

      Usuń
    3. Dziewczyna nie miała na pewno licencji, tylko była u licencjonowanego zatrudniona. W każdym razie, jakby na to nie patrzeć, uważam, że obowiązuje ją jakieś minimalne minimum.
      Co zabawne, zrobiłam adnotację na obu egzemplarzach umowy: "prowizja do negocjacji z uwagi na nienwłaściwą obsługę". A ona mi na to pozwoliła! Ubawiłam się do łez.

      Usuń
    4. No była agentem, to jest niestety kolejny grzeszek tego zawodu - jeden pośrednik firmuje nazwiskiem czasem kilka biur. A na niego pracują agenci. Jak napisałam - w zawodzie nie pracuję, nie jestem na bieżąco, a podobno "uwolnili" licencje. Strach się bać, kto teraz może się zajmować taką działalnością i jaką ma odpowiedzialność. Jeśli w ogóle.

      Dopisek - bomba. Ale prawdopodobnie jej przełożeni nie zobaczą tej umowy, bo nie wierzę, że dziewoja była aż tak głupiutka, żeby nie wyczuć, że jesteś zupełnie na nie jeśli chodzi o dom.

      Usuń
    5. Może zrobimy jej kawał i zadzwonię jutro z informacją, że chcę tam jechać raz jeszcze?
      Buchacha!

      Usuń
    6. Och, och! Tak!

      Usuń
  2. Ja życzę bardzo i życzę dobrze, więc mogę się przyznać ;)
    Chawira się najdzie, na procent 100!
    A kasioreczka za świetnie wykonaną robocię, dobrze pamiętam, że na psa urok?
    Pees Wyznaję się na zasadach rządzących naukowym czy też architektonicznym światem, że persona ważna i podpis, ale mało to miłe...
    Vivat Ghostwriter!
    (Nóżka w buciku mnie wykończywszy, cuda...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie - ja jestem autorką. WSPÓŁautorką ;)
      W końcu pracuję na ten dorobek naukowy, nie? Kazał mi, hihihi.

      Tak to już jest w świecie nauki - człowiek sam niczego nie opublikuje, chyba że za to zapłaci. Profesorski tytuł otwiera drzwi i kieszenie. Ja jestem magistrem i w dodatku kompletnie od czapy. Nie mam nic, co predysponowałoby mnie do tego typu pracy. Ot, porządny copywriter. Może mały, ale za to uczciwy :D

      Usuń
  3. Ja ci zycze jak najlepiej. w koncu,dlaczego mialabym ci zalowac tej radosci I morderczego wysilku ktory od 5 marca jest moim udzialem? Szukalismy domu od wrzesnia, wiedzielismy czego nie chcemy I z grubsza wiedzielismy czego potrzebujemy.
    Mamy to co chcielismy I kilka(dziesiat) rzeczy nieprzewidzianych - nie do konca stac nas bylo na ideal.Teraz zyjemy w krainie remontu, weekendy spedzamy w skladach budowlanych I centrach ogrodniczych, a na spacerach robimy zdjecia cudzym roslinom w ogrodach,zeby potem molestowac obsluge w ogrodnictwie..
    I to jest mile, wiec czemu masz tego nie miec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że działa tu prawo sprawiedliwości społecznej i dziejowej, czyli: ja nie mam kiedy odpocząć, to i ty nie miej. Ale co tam! Przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza, to są przynajmniej szczere życzenia.

      Usuń
  4. Alez! tu zachnela sie teatralnie (I odrzucilaby wlosy do tylu,gdyby je miala - te wlosy).Odpoczywac bedziemy na starosc,ktora dla mnie,przypominam ci,nadejdzie wczesniej (kalendarzowo).
    Poza tym to naprawde rozrywka jest, ja w Polsce mieszkalam w kamienicy a teraz mam ogrod se moge posadzic. I w dodatku nic mi nie uschnie,najwyzej mi zgnije - ale nie przeze mnie, ani nie dlatego,ze ja nie podlalam! Cos sobie nie radze z przecinkami,za duzo ich. A ja ci zawsze jak najlepiej zycze,bo komu jak nie tobie,no? komu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni Cię rozumiem. Jestem przekonana, że też zeświruję. Jednakowoż jest to świr pozytywny.

      Usuń

Prześlij komentarz