1803

Nie wiem doprawdy, jak on to robi.

Między wyjazdami służbowymi, pracą na miejscu, zajęciami własnymi, sprzątaniem, jeżdżeniem do lecznicy z kotami, uczestniczeniem w imprezach rodzinnych, rozkręcaniem piekarników i gotowaniem obiadów uznał, że obecna praca już mu się znudziła, męczy go i wkurwia. Wysłał więc jedno CV. Słownie: JEDNO. Do międzynarodowej korporacji. I ona, ta korporacja, natychmiast zapragnęła z nim rozmawiać. Rozmawiała namiętnie po polsku i w narzeczu, przysyłała mu maile, zapraszała do siebie, by dziś płakać do słuchawki z nadzieją, że będzie ich olśniewał. Termin: natychmiast.
Prezes zmienia pracę.
Wreszcie przestanie podróżować.
Znajdę mu tysiąc zajęć na miejscu - co za ulga.

Jak zwykle okazało się, że nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny. Gdybyśmy doszli do porozumienia w sprawie tego pierwszego domu, bylibyśmy obecnie w wirze procedury kredytowej i jedno nie sprzyjałoby drugiemu. Bardzo. W związku z powyższym uznałam, że komfort psychiczny Prezesa jest istotniejszy niż moje pragnienie posiadania domu natychmiast i wystopowałam lekko. Nie, nie zrezygnowałam, bynajmniej. Po prostu postanowiłam dać się rzeczom toczyć ich własnym torem.

Prezes wybrał sobie takie stanowisko, żeby więcej nie musieć już niczego udowadniać. Oznajmił mi, że teraz on to wszystko umie, a za chwilę jeszcze mu korporacja potwierdzi na piśmie. I jak mu się zechce znów zmienić pracę, to właściwie nie będzie musiał zrobić nic, tylko wejść i wnieść ze sobą aurę świętości. Ponieważ Prezes zajmuje się rzeczami, które spoczywają u mnie na półce z napisem "chiński i przyległości", to ja się nie wtrancam, zużywając energię na stosowne wsparcie oraz motywację pozytywną.

Jadąc na rozmowę powiedział:
- Nie wiem, czy dam sobie radę.
- Oni myślą o sobie to samo - odparłam. - I jeszcze: czy ich na ciebie stać.
Powinnam zostać wróżką.

***

Tymczasem w pracy, jak w pracy. Rozdziały wróciły z redakcji i mam ciśnienie, bo kolega, autor drugiego, poszedł sobie na urlop. Zadzwoniłam do niego wczoraj i usłyszałam, że nie ma dostępu do internetu i mieć nie będzie. Do 10 sierpnia.
Zrobił debilne błędy i ja to teraz muszę za niego poprawić.
Oko mi lata.
Machnęłam wydruk i poszłam do Szefa, nie będę się sama kopała z tym gównem. I co? Będę się sama kopała. Owszem, usłyszałam opinię, w której dominowały określenia typu: palant, dupek i leń, co jednak w niczym nie pomaga. Odnotuję sobie skrzętnie tę pozycję w kalendarzu, żeby mi nie uciekło po ustabilizowaniu emocji. I wyciągnę przy najbliższej okazji. Bardzo jadowicie.

***

Koty w miarę przyzwoicie, choć Karolka chyba buzia boli, bo przebywa w szafie. Ale na posiłek zszedł. Będzie żył.

Komentarze

  1. Takiego, to strach na urlop puścić.

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli ta nowa praca to MIEDZYNARODOWA korpo to dopiero teraz zacznie jeździć nie do Wawy nie nie nie do Honkongu se poleci i do Paryża i do innych takich , i tak mi też mówią wiedźmo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie :) To zostało rozpracowane na samym początku.

      Usuń
  3. A jak zaproponują stałą pracę w zagramanicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaproponowali mu pracę nawet z domu, gdyby tylko zechciał :)

      Usuń
    2. Dobry jest!

      Koleżanki mąż tak pracuje.Jednakże co i rusz zapraszają go do Szwajcarii,i proponuja,ze tam to dopieor by miał super extra.

      Usuń
    3. Ja się nigdzie nie wybieram.

      Usuń
  4. Takiemu to i byk się ocieli.
    a007

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz