Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2017

2410

Bardzo pocieszny przepis dla jedzących mięso. Twoje dziecko będzie zachwycone! Dzieci uwielbiają śmieciowe żarcie i jeszcze się taki nie narodził, który przywołałby na świat progeniturę z zapałem pałaszującą brukselkę i gardzącą czekoladą. O, kurczę! To ja. Stworzyłam potwora!!! Na szczęście odrobinę się nawróciło i teraz wciągnie desery w każdej ilości. Ale trawę równie chętnie, a nawet chętniej. W każdym razie: zasadniczo dzieci uwielbiają wszystko, co niezdrowe, niezbilansowane, kaloryczne i w dodatku zakazane przez wszelkie mądre księgi. Zakazany owoc, jak wiadomo, smakuje najlepiej. Więc do rzeczy. Weź parówki. A nie mówiłam?! Parówki! Paskudztwo!!! Pies zmielony z budą. A więc: weź parówki i pokrój je na wałeczki, mniej więcej równej wielkości. Wielkość dobierz sobie samodzielnie. Ja kroję na sześć, ale można na więcej - nawet niegłupio. Potem weź makaron do spaghetti i do każdego kawałka parówki powbijaj kilka sztuk tak, żeby nie połamać. Uzyskasz długowłose jeżyki, a nawe

2409

Obraz
Ciąg dalszy następuje. Nasz ślub pozostanie zapewne w pamięci kilku osób na długo. Po pierwsze dlatego, że przypadł w chyba najgorętszy dzień ostatniej dziesięciolatki. Zaczynało wyglądać na to, że zarówno uroczystość, jak i impreza okolicznościowa odbędą się w samochodach, których nikt nie chciał opuścić z uwagi na  obecną tam klimatyzację. Aż dziw, że się molo nie zarwało pod dzikiem tłumem żądnym najsłabszego podmuchu wiatru. Uściski nie były więc przesadnie wylewne, a i tak wszyscy kleili się do wszystkich, co po pewnej dawce alkoholu pewnym czasie przestało jednak przeszkadzać. Poza tym: - panna młoda wystąpiła w kiecce za 76 zeta (sic!) zakupionej na Allegro, - pan młody ożenił się bez krawata, - nie było rosołu, - ani tortu, - ba! WÓDKI NIE BYŁO!!! - wygłoszono 1 (słownie: jeden) toast... właściwie to sama go wygłosiłam. Za to: - goście zintegrowali się w ułamku sekundy, być może z powodu rzeczonego klejenia, a może dlatego, że biegając radośnie wokół stołu przedst

2408

Obraz
Jak wychodziłam za mąż – nieporadnik Tak jakoś w połowie grudnia  zorientowaliśmy się, że – o, Boże! – jeszcze trochę pociągniemy i staniemy się pełnoletni w tym wzgardzonym przez społeczeństwo związku. Ponieważ Prezes kupił mi jakieś sto lat wcześniej złoty pierścionek z brylantem (nie noszę – nie znaczy, że nie mam, prześmiewcy!), wygrzebałam się spod zwierza i oświadczyłam: - To dobra, weźmy ten ślub. No co?! Nikt mi nie będzie paluchem wytykał nieprzemyślanych decyzji! Świeżo nabytą wiedzą o losach przyszłych podzieliliśmy się z Potomstwem. - Jezus Maria – skomentowało. – Wy tak na poważnie? Zachichotaliśmy złowrogo. Termin był oczywisty: przez blisko 17 lat udało nam się w końcu zapamietać, kiedy mamy rocznicę. Postanowiliśmy więc nie wprowadzać zamieszania. Kumacie... spójność. Przy czym muszę przyznać, że kamienie spadające z hukiem z czterech serc naszych zawiadomionych o radosnym wydarzeniu rodziców zrekompensowały nam lekceważące podejście progenitury. Na zaistnia