Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2013

1244

Dziś dzień pod wezwaniem Babci Sąsiadki. Wyskoczyłyśmy (jaka fajna nazwa na poruszanie się z prędkością 1 km na 10 godzin) sobie na piwko do wcześniej eksplorowanego miejsca. Właściwie to ja piwko (małe), a Babcia Sąsiadka, przepraszając usilnie, na soczek ze świeżej marchewki. Uzasadnieniem było pobranie większej ilości środków przeciwbólowych na okoliczność wstania z łóżka (mam randkę z Asią, wstać trzeba). Przy okazji dowiedziałam się, jak Babcia Sąsiadka podlega rozwojowi. Otóż wyobrażą sobie, że postanowiła dziś użyć szminki! Niestety się nie udało, bo prawą ręką nie ma możliwości, a lewą nie wychodzi. Postanowiłam więc podarować Babci Sąsiadce błyszczyk do ust z gąbeczką, w kolorze w miarę neutralnym. Powinna dać sobie radę. W przyszłym tygodniu postanowiłyśmy odbyć wycieczkę do IKEI, bo Babcia Sąsiadka nigdy nie była, a katalogi właśnie dostarczono i to jej działa na wyobraźnię. A jak ją powiadomiłam, że będzie mogła usiąść w każdym fotelu i poleżeć w każdym łóżku, to się z

1243

Podła flądra mnie nabrała. Zadzwoniła, jedna taka, i mówi, że jej zaproponowano kontrakt i ona zostaje. Ja jej zostanę zaraz. Dobrze, że odległość spora nas dzieliła, bo dostałaby w ucho - to pewne. Wraca 17 września. Będę mogła powiedzieć: przeżyłam. Jestem zahartowana. Nie było łatwo. Ech, te duże dzieci. Strasznie trudno to zaakceptować.

1242

Obraz
No i przegrałam z kretesem. Budowa ruszyła. Z bólem serca postanowiłam zostać niemym dokumentalistą oraz wynieść się stąd w cholerę w miarę nieodległym czasie. Pan właściciel sąsiedniej działki wziął i postawił słupy, dzięki czemu, czego na zdjęciach nie widać, bo doopa ze mnie nie fotograf, koło domu uzyskaliśmy wąski przesmyk. Wyjechałam dziś spod garażu tyłem, żeby sprawdzić, jak z szerokością i promieniem skrętu. Zmieściłam się, więc wszyscy się zmieszczą. Gorzej w zimie, jak śniegu nawali i się ślizgawka zrobi. Ale o to będę się martwić za kilka miesięcy. SŁUPY GRANICZNE. ZIELEŃ, KTÓRA CHWILOWO JESZCZE JEST. ALE TYLKO CHWILOWO.

1241

Obraz
A co tam, mianowicie, u Zuzanny? To. Co za radość, że sobie kupiła, bo inaczej wcale by się do matki nie odezwała. (Oprócz tego dorwała się do internetu i sznupie mi po blogu).

1240

Żebyśta se tam nie myśleli - rozprostowałam wszelkie członki mózgu i skończyłam kolejną książkę. Nie, nie aspiruję do ambitnej literatury! W cholerę się w życiu naczytałam, bo musiałam, to se tera czytam, co chcę i nikomu nic do tego. O! Więc przeczytałam sobie Wampira z MO Pilipiuka. Wchodzi jak nóż w masło, jak większość jego książek. Ale ja nie o tym. O wątpliwości chciałam, co to się we mnie zasiała, wykiełkowała i wybujała ponad miarę w trakcie czytania. Mianowicie przestałam wierzyć, że Pilipiuk jest Polakiem. No co się dziwią, przecież zaraz uzasadnię. Jakie to się nerwowe zrobiło. Lecę cytatą, a potem rozwijam. Do domu dowlókł się w porze kolacji. Luna powitała go leniwym szczeknięciem. Matka nakrywała już do stołu. Ojciec też zdążył wrócić z roboty. Obiad parował na stole. (...) Ojciec podreptał do barku i wrócił z flachą czyściochy. Wypili, potem wypili znowu. Kotlety stały się jakby mniej żylaste, a kartofle i surówka nabrały kolorów. Po piątym problem istnienia wampir

1239

O promocji Otóż od dłuższego czasu wzbiera we mnie ta promocja i ujście musi znaleźć, w przeciwnym bowiem wypadku doznam potężnej frustracji, jeść przestanę, schudnę, zeschnę i do reszty zgłupieję. Jedyny słuszny słownik internetowy  (i nie będziemy teraz toczyć dyskusji na temat: czy naonczas Doroszewski przystaje) podaje następujące definicje tego słowa: 1. «działania zmierzające do zwiększenia popularności jakiegoś produktu lub przedsięwzięcia; też: każde z tych działań» 2. «prawo ucznia do przejścia do następnej klasy» 3. «przyznanie komuś tytułu naukowego lub stopnia oficerskiego; też: ceremonia takiej nominacji» 4. «zamiana pionka na figurę w szachach lub na damę w warcabach». W moich rozważaniach porzucam kwestię zamian pionów, nadawania tytułów bądź też przepychania bachorów do kolejnych klas. Proponuję skupić się na działaniach zmierzających do zwiększenia popularności jakiegoś czegoś. Słowo promować robi obecnie nieokiełznaną wprost karierę. Z jednej strony owe pr

1238

Mam przemyślenia na dwie notki, a tu za plecami ryknął mi telewizorem. I muszę. Sensacja się zrobiła, bo firma bieliźniarska Chantelle zatrudniła do najnowszej kampanii reklamowej modelkę plus size . Podobno nosi ona rozmiar 44. Leżę i kwiczę. JA noszę rozmiar 44 i daję słowo, że tak nie wyglądam. Nawet jeśli nie brać pod uwagę tej pięknej, symetrycznej twarzy. No, chyba że ma 1,95 m wzrostu. To wtedy tak. Uwierzę. Nie widzę w tej kobiecie nic nienormalnego. Jest szczupła (zwracam uwagę na wystające obojczyki), ma średniej wielkości biust, kobiece biodra. Jakie ma mieć? Absolutnie nie jest przydupiasta (tzw. sylwetka typu A). Po prostu ładna, proporcjonalna, zgrabna kobieta. Internet i telewizja zadrżały w posadach. O, matko! O, ojcze! O, święta anoreksjo! O, przezroczysty listku sałaty! TOŻ TO PROMOWANIE OTYŁOŚCI. Rzygałabym, gdyby mi się chciało zostać bulimiczką. Ale mi się nie chce, więc rzygam werbalnie. Mnóstwo takich ludzi, którzy się lubią publicznie pokazywać, miało n

1237

Mam spieprzone wszystkie komputery, jakie posiadam. W związku z powyższym osiągnęłam poziom wściekłości o nazwie TOP. DU.PA!

1236

Nie wiem, jak to się stało, ale w czasie obecnych wakacji mózg mi się zawiesił. Nie byłam w stanie wykonywać żadnych czynności, których wykonać absolutnie nie musiałam. Od komputera, o czym już było, odrzucało mnie na kilometr. Właściwie wciąż odrzuca, ale walczę z tym. Z bardzo interesujących zjawisk: odrzuciło mnie nawet od książek. Ponieważ coś takiego nie zdarzyło mi się przez lat trzydzieści siedem (wiedzę tajemną posiadłam mając latek trzy), obserwowałam siebie z dystansem i niejakim zadziwieniem. Ale jak to? Od czytania?! Nie wiem. Nie skonstruowałam żadnych wniosków. W ramach przełamywania się i ogarniania, skończyłam dziś Zośkę Papużankę i powiadam Wam - warto. O "Szopce" bardzo fajnie napisała już wcześniej Chuda - i nie ukrywam, że mnie zachęciła, zwłaszcza że popchnęła też temat w rozmowie - więc pozwolę sobie nie powtarzać tego, co już zostało znakomicie wyłuszczone. Dość powiedzieć, że lekko się zawiesiłam na ostatniej stronie i trwałam tak czas jakiś, a

1235

Po rozważaniach Chudej na temat długich weekendów , człowiek z miejsca na przegranej pozycji. Czymże tu zainteresować czytelnika w świetle takich dokonań! Nawet nie będę aspirować. Pozwolę sobie jedynie na kilka wtrętów o drodze powrotnej z Buska. Pensjonariuszki wypoczęte, z lekka już znudzone, choć na pierwszy rzut oka wyglądały dość świeżo. Efekt ten psuł nieco wszechobecny zapach siarki, co jednak nie dziwi z uwagi na moce piekielne, mające pieczę nad zespołem mateczki i jej koleżaneczek. Niezwykle, co warto dodać, dobrze zakonserwowanych. Ani chybi diabli mają w tym jakiś udział. Po przybyciu zostaliśmy wraz z ojcem przegonieni po parku zdrojowym oraz zaprowadzeni do najstarszego sanatorium w uzdrowisku , celem docenienia jego uroku. Nie było mi dane. W środku smród był tak potworny, że wycofałam się rakiem po wykonaniu zaledwie dwóch kroków. Zysk jednak jakiś jest - posiadłam wiedzę konieczną: nigdy nie będę leczyć w ten sposób kośćca tkniętego osteoporozą. Rzecz nie podlega

1234

Obraz
Jak to mawia Ferdek Kiepski: poszłam se dzisiej z wizytą, pacze... a tam takie cudo! Od razu mi się zachciało grubasa. Szczególnie w wersji liliowej, bo takie też są. Biedna ofiara tej kociej urody oraz wdzięku & Co. została przeze mnie tak zbałamucona (dajmy na to zdjęciami Karolka, który wszakże twarzowym jest), że też jej się zachciało. Wyznała to w tajemnicy nastoletniej córce. - Dojrzałam. - Dojrzałaś? A jak ci pół roku temu mówiłam... - Oj, czepiasz się. I tak to, Drogie Państwo, ogałaca się człowieka z dwóch kaw, kawałka ciasta i paru truskawek, a następnie, uśpiwszy jego czujność, stwarza się fajny dom kolejnemu kotu. Liliowemu. Albo dwóm. Się zobaczy. I tego... KLIKAMY DLA MIKOŁAJKA! Aha! Byłabym zapomniała. Jutro se jadę do Buska. Nie, nie do Buzka. Nie sprasza. Ostrożny jakiś. Jak to było... o! ZAPOBIEGLIWY! No. Matkę przywiezę. I majdan. Będzie hardcore...

1233

Obraz
W jednej z poprzednich notek donosiło się, że progenitura w obcej ziemi żyje i ma się dobrze. Mało tego! Wkręciła się do Kaczki i wyżera u niej flaczki (kotlety, łososie i co tam zdarzyłosie). Opowieść ta okraszona została fragmentem fotografii, przez rzeczoną Kaczkę własnoręcznie wykonanej. Z uwagi na pewną ustawę fragmentem, by dóbr osobistych nie naruszać. Właścicielka owych dóbr doznała ataku apoplektycznego. Pragnie bowiem być sławną. Przyznać trzeba, że ma dziecko słabe rozeznanie w słupkach popularności, jakie może jej dać mój blog, ale gdyby nadal parło, to poproszę Chudą - niech u siebie wrzuci. Szanowne Czytelnictwo! Oto, po wezwaniu, uzupełnia się wybrakowane. TADAAAAM! Aleksandra - Dynia - Zuzanna. Voila! A tu wersja druga: Aleksandra i Zuzanna markują pracę fizyczną. (Aleksandra jakby nieco lepiej. Markuje znaczy. Używa bowiem narzędzi. Moje dziecko musi się jeszcze nieco podszkolić, biedactwo). Tła made by Kaczka. Dynia made by Kaczka. Atmosfera made b

1232

Obraz
Uwięźniętam całkowicie. Źle się pisze jednom renkom. O zdjęciach nie wspomnę. Przez grzeczność.  Li i jedynie.

1231

Gdzieżbym tam znowu daleko jeździła, jak mnie druga-mama nęci brzózką nieustannie. Trzeba jej przyznać, że w nęceniu tym posiadła poziom mistrzowski, bo zawsze osiąga skutek. Prędzej czy później. Donoszę uprzejmie, że wszystko w normie. Dzieci wybujałe. Psy serdeczne. Koty wypasione. Drugi-tata dowcipny jak zawsze (aż mi w pięty poszło). Alkohol jest, mięta jest, limonek nie ma. Skupiliśmy się więc na alkoholu bez dodatków. Ależ! Nie jesteśmy jakąś patologią! Nie śpiewaliśmy kolęd przy ognisku. Ile razy można! Kurturarnie wysłuchiwaliśmy dzwonów z pobliskiego kościoła, nieszczególnie je nawet przekrzykując. Na wyżyny cierpliwości się wzniosłam i nie komentowałam kurantów wcześniej niż po kwadransie. Słowo. Prasę katolicką sobie poczytałam. (Na przemian z Dużym Formatem . Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie). Fajnie było. Fajnie i za krótko. Jak zawsze. (Oj, przestań. Umówiłyśmy się sto lat temu, że dbam, by się nie zaśmierdnąć, tak? To ja po prostu słowna jestem i nie ma o co

1230

Jadę sobie. Macham Wam chusteczką. Zostawiam Was z oglądaniem filmiku. Nie zapominajcie o tym, proszę.

1229

Obraz
Pracy sobie szukam. Szukam, szukam i... znajduję. Ofertę nie do odrzucenia. - Kto tam wie, na co człowiekowi przyjdzie. Zdesperowanemu na ten przykład - mruknęła pod nosem, zagryzając pietruszką.

Wideo Sponsorowane: Domestos for UNICEF

Tę notkę sponsoruje Domestos, partner programu CATS, a zysk uzyskany z jej publikacji zasili konto Mikołajka Kamińskiego w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Każdy, kto obejrzy filmik zamieszczony poniżej, dorzuci kilka groszy na konto Mikołajka, zatem bardzo proszę oglądać i popularyzować wśród krewnych i znajomych. Może być też Królika. Pojęcie higieny zmienia się z czasem. Przed wiekami ludzie kąpali się najwyżej raz do roku, później raz w tygodniu (najczęściej w sobotę, przed niedzielną wizytą w kościele). Dziś chyba nikt z nas nie wyobraża sobie, żeby na koniec dnia nie mógł wziąć prysznica. Codziennie zaganiamy do kąpieli dzieci, myjemy, szorujemy, wyparzamy, odkażamy i walczymy z bakteriami z zaangażowaniem średniowiecznych rycerzy. Toczymy krucjaty przeciwko niewidzialnym wrogom w imię zdrowia naszych dzieci. Związek między zarazkami a chorobami jest dla nas oczywisty. Tysiące razy przypominamy dzieciom, by myły ręce przed jedzeniem, a wizja biegunki to jeden z najgorszych

1228

Obraz
Siedzę sobie przy poniedziałku i myślę: co ja tak siedzę głupio? To wstałam. I myk!

1227

Obraz
Podstępnie zawarty pakt matczyński doprowadził do pomiędzyprogenituralnego spotkania na szczycie. W rolach głównych DYNIA i ZUZANNA. Oraz spółka, którą wycięto z uwagi na ustawę o ochronie danych osobowych. (Jak będzie chciało, to się doklei napowrót). Drżyjcie, narody!

1226

A matka? Matka jest tylko jedna. I sieje rozpierduchę w Busku Zdroju. Mianowicie udała się na turnus do sanatorium (pierwszy raz w życiu) i zapragnęła zasiedlić pokój jednoosobowy. Gdyż nie śpi i się snuje. A jak się snuje, to musi mieć światło, bo po ciemku niedowidzi. Ze światłem też niedowidzi, ale niedowidzące snucie się po nocy przy świetle działa na nią wzmacniająco w zakresie behawioralnym. Trudno snuć się o czwartej nad ranem (przy świetle), jeśli w pokoju śpią inni, obcy zresztą, ludzie. Doczytawszy w folderze, że jedynkę można posiąść za stosowną dopłatą, postanowiła zaszarżować burżujem, zażądała od ojca wystukania jej numeru telefonu na klawiaturze i rozpoczęła negocjacje. Podobno było ciężko. Recepcyjna panienka zapierała się rękami i nogami, lecz w końcu - po konsultacji z szefostwem - uległa, zmiażdżona argumentacją z użyciem pierwszej grupy inwalidzkiej. Fakt rezerwacji odnotowała i poleciła się stawić. Matka stawiła się zgodnie z planem. Jakież było jej zdziwieni

1225

Bardzo lubię, jak Babcia Sąsiadka opowiada dowcipy. Mój najulubieńszy pada zwykle nad talerzem i brzmi: - Ja ci za wszystko zapłacę. Spazmów dostaję ze szczęścia.

1224

Obraz
Mój ukochany kubek villa italia. NIE-DO-ODKUPIENIA.

1223

Wyglądającej przez okno pani Małgosi zgrabnie kiwam ciężką, kamionkową butelką ze słusznym napisem półtorak . - Będzie się pani lepiej spało. - Daj spokój. - A co? Nie śpi pani? - Siedzę całymi nocami i z nudów oglądam pornosy.

1222

Pani Małgosia, czule wspominając swojego syna: - I pomyśleć, że zamiast tego durnia mogłam mieć córkę... ;o)

1221

6.00. 24°C. Wszystkie możliwe do otwarcia okna są otwarte. Ędward szaleje. Bieg rozpoczyna z parapetu w Zuzinym pokoju, a kończy na lodówce. Zajmuje mu to ułamek sekundy. Za chwilę rozpocznę akcję zaciemniania, zamykania i wentylatorowania. I tak do 23.00. Jeszcze tylko przepuszczę przez dom brokera, wytrzymam jego ADHD słowne i tyle. Do nory i płytko oddychać.

1220

Nie rozumiem, dlaczego nikt nie jest zainteresowany, co robi matka w sanatorium. Otóż nic. Zupełnie nic ciekawego nie mam w tej sprawie do opowiedzenia. Jestem nieco zawiedziona. Chociaż... Odwoziłam je, mamę (72) i jej przyjaciółkę Tereskę (78), na busik o godz. 6.00. Z dużym, że tak powiem, marginesem, bo odjeżdżał o 6.40. W związku z powyższym miałyśmy jeszcze sporo czasu na różne ploteczki. W pewnym momencie mamunia, inwalidka pierwszej grupy, osoba wygrażająca ludzkości laską dla niewidomych, rzuciła okiem na psiapsiókę. - Terenia... Zapnij sobie rozporek. Tereska gwałtownie złapała się za brzuch, zasunęła suwak, puściła do mnie oko i skwitowała: - Kokieteria taka.

1219

I byłabym zapomniała, że mamy zaległą historyjkę z Babcią Sąsiadką w roli głównej! Otóż byłyśmy na wycieczce. Babcia Sąsiadka przyznała się kiedyś, w uwielbieniu swym dla zwierzyny, że nie masz, ach, nie masz piękniejszego stworzenia niż koń. - A wiesz, Asiu, że mój syn to nawet uczył się jeździć? Taka jest miejscowość niedaleko Katowic. Z? Z? - Zbrosławice. - O! Byłaś tam kiedyś? - Owszem. Regularnie przez osiem lat. - Jeździłaś konno? Jesteś kobietą wielu talentów. Ano jeździłam. Zadzwoniłam więc do Matki Chrzestnej. - Słuchaj, jest sprawa. - Dajesz. - Pani Małgosia. - Tak, czytałam. Pieski. - Owszem, ale teraz koniki. - No to na co czekasz? Przyjeżdżajcie. To pojechałyśmy. Babcia Sąsiadka wstała o szóstej i stroiła się do dziesiątej. Ani śladu depresji. Wszystko jej odpowiadało. Samochód ładny. Wygodnie się jedzie. Widoki piękne. Tak szybko dojechałyśmy? Matka Chrzestna czekała na nas z kawą i ciasteczkami oraz atencją. Pani Małgosia radośnie pochłonęła Dary Boże

1218

Obraz
W naturze musi być równowaga. Skoro więc w końcu udało mi się jakieś informacje z dziecka wyciągnąć, coś musiało dać mi popalić. I dało. O 4.45. Owszem, rano. A poszłam spać o 1.30. Tkwiłam sobie właśnie w fazie snu głębokiego i pamiętam dokładnie, że jakieś obrazy przesuwały mi się pod powiekami. To o tyle interesujące, że ostatnio zupełnie nic mi się nie śni. Albo nie pamiętam. Tego snu zresztą też nie pamiętam, a to z uwagi na późniejsze wydarzenia. Ale do rzeczy. Tkwiłam sobie właśnie w fazie snu głębokiego, więc poważne niezadowolenie wywołał we mnie GŁOS. Po trzech godzinach snu GŁOS nie jest czymś pożądanym. Już miałam mruknąć z dezaprobatą i obrócić się na drugi bok, kiedy dotarł do mnie sens wypowiedzi: - Asiu, Zośka wyszła na dach! Otrzeźwienie nastąpiło błyskawicznie. Zośka jest znaną w całym Chorzowie uciekinierką. Korzysta absolutnie z każdej okazji. Pod drzwiami wyjściowymi mamy już dolinkę, wysiedzianą przez Zośkę w oczekiwaniu na ułamek sekundy naszej nieuwagi. U

1217

Córka Jednorodna wreszcie nabyła stosowną kartę, dzięki czemu za bezcen odbyłyśmy sobie miłą, 40-minutową pogawędkę. Wybitnie nam się kleiło, widać separacja dobrze robi. (Nie mylić z rozwodem - z byłym mężem mi się nie klei, mimo że obchodzimy w tym roku piętnastą rocznicę rzeczonego). Otóż. Garść słomy, zgniły koc i grzyb okazały się pokojem z tzw. małżeńskim łóżkiem i szafą. Wysypia się należycie, choć podobno Ola nieco kopie, ale moje zaradne dziecko znalazło na to sposób i leży od ściany. Dzięki temu nie zalicza gleby. Pościel im pożyczono uprzejmie i w ogóle warunki preferencyjne, bo inni musieli zakupić materace. Na swoim poziomie posiadają kibelek na trzy osoby. Wanna znajduje się piętro wyżej i korzysta z niej osób sześć, ale wyrobili sobie system i nikt nikomu w drogę nie wchodzi. Kuchnia wyposażona, a w niej 4 (słownie: cztery) lodówki - po jednej na pokój. Żywią się podstępem. Mianowicie z uwagi na posiadany czas (tego akurat pod dostatkiem), obeszły całe miasteczko i

1216

Oczywiście rozumiem, że winna jestem Szanownemu Państwu informację o postępach Córki Jednorodnej. Otóż żyje, co jest niezaprzeczalną wartością. Żyje i nawet okresowo podejmuje pracę. Znaczy, że tam jest większa podaż niż popyt. Na każdym rogu czai się jakiś Polak, który chętnie podejmie. W związku z tym o zatrudnieniu dowiaduje się z kilkunastogodzinnym wyprzedzeniem. Czyli idzie do roboty i, jeśli jest grzeczna, to ją informują, żeby przyszła jutro. Dziś pierwsza wypłata, którą pewnie odkryje jutro rano. Może się nawet dowiemy, ile zarabia. Ciasteczka sobie rzeźbi. Jedzie takie ciasteczko na taśmie, a ona układa na nim owocka. Potem jedzie następne, ona układa owocka, wreszcie jedzie kolejne, na którym układa owocka, i następne, następne... wprost do kuracji odchudzającej. Pamiętam, jak sama pracowałam przy zbiorze truskawek. Miałam piętnaście lat i do dziś nie przepadam. W związku z powyższym Córka Jednorodna może posiąść efekt uboczny w postaci obrzydzenia do słodycza. Pozazdro