Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2010

Chowam się po kątach i chichoczę przebiegle

gdyż ponieważ przede mną całe dwa tygodnie i jeden dzień urlopu! Nie powiedziałam: „wolnego”, tak? Wiem, że będą dzwonić i mailować. Ale nie będę wstawała o 5.35. Nie będę zakładała szpilek. Nie będę wysłuchiwała jakichś debili i czytała ich wypocin. Niech żyje wolność, wolność i swoboda! Wybywam. Wobec powyższego chwilowo: wyszedłemk, zamkniętyk.

Potomstwo, jak wspomniałam, pojechało do Poronina

Dopiero co, konkretnie w piątek. Wczoraj zadzwoniło. Ma anginę… Nie chciałabym wspominać, że miało anginę 3 tygodnie temu. Najgorsze jest to, że w ich ośrodku są problemy z zasięgiem i żeby zadzwonić, musi wyjść przed budynek. Wiem tylko tyle, że była tam wczoraj lekarka i chciała jej zapisać antybiotyk, a mała miała na tyle przytomności, że przyznała się do poprzedniej choroby. Pani doktor miała z kolei na tyle przytomności, żeby zapytać o poprzedni antybiotyk. Ja miałam na tyle przytomności, żeby w tej sytuacji wpaść na pomysł zadzwonienia do przychodni i zapytania, co to było. A przychodnia miała na tyle przytomności, żeby mi tej informacji udzielić telefonicznie. Mam numer do jej koleżanki i łudzę się nadzieją, że go nie zmieniła. Wyślę dziś sms, żeby do mnie zadzwoniła, bo inaczej odgryzę sobie podeszwę z buta.

I jeszcze wierszyk mi się przypomniał

Jedna ze zwrotek (zaznaczona pogrubieniem) męczy mnie przez całe życie. Prawda, ze piękny? Janusz Minkiewicz „Lenin w Poroninie” Lokomotywa poci się, sapie, Podróżnych górski owiewa wiatr. Pociąg pod górę stromą się drapie, Przez okna widać już szczyty Tatr. „Patrz! – mówi ojciec – oto Świnica Ta w samym środku, najwyższa z gór!” Lecz Jurka bardziej jeszcze zachwyca Giewont, co właśnie wyjrzał zza chmur. „Tam pod Giewontem, jest Zakopane- Powiada ojciec- lecz chciałbym dziś Wysiąść o jeden wcześniej przystanek I resztę drogi piechotą iść”. Na małej stacji w wiosce Poronin, Gdy pociąg stanął wśród zgrzytu szyn, Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim Raźno wyskoczył na peron syn. Wyszli na drogę. Wesoło idą. Wartko, radośnie płynie im czas, Gdy podziwiają wspaniały widok: Góry i chmury, strumień i las. Ożywczy strumyk chłodził im mile, Przez kładkę przeszli na drugi brzeg. Ojciec przystanął, pomyślał chwilę Spojrzał na syna i tak mu rzekł: „Tu, po tych dróżkach, dawno już temu

Nawiązując do pewnej rocznicy sprzed pięciu dni

Obraz
zapytuję uprzejmie: KTO TO TAKI?

Poznajcie Państwo kogoś ciekawego

Obraz
Musi mieć niezwykle silną osobowość, bo nie zrobił niczego, poza łaskawym pojawieniem się, a decyzja zapadła w ułamku sekundy. Dwoma głosami (na dwóch decydentów): BIERZEMY. Teraz musimy tylko wytłumaczyć to jakoś ktosiowi. Bo on się nigdzie nie wybiera.

Nikt mnie nie przygotował

na zupełnie niespodziewane wzięcie jednego dnia urlopu w piątek, więc budząc się z pominięciem budzika o przyzwoitej porze, czułam się dziwacznie. Szczęśliwie dzień cały poświęciliśmy na pracę w stowarzyszeniu, co nie do  końca jest pracą, a w dużej mierze przyjemnością, zwłaszcza ze względu na wspólnotę interesów i doświadczeń z małżeństem eM. Najfajniejsze z całej pracy było siedzenie przy kawce na tarasie restauracji z widokiem na jezioro, czyli: nie ma to, jak dobrze się urządzić, by łączyć hobby z przyjemnością. Najmniej oszalały ze szczęścia był Prezes, któremu w pewnym momencie przypadła rola społeczna pchacza. Trasa wycieczkowa, którą „obrabialiśmy” do informatora , wiodła w fazie pierwszej przecudnie równym asfaltem, o którego istnieniu pan eM zapewniał nas, gdy ruszaliśmy w fazę drugą. Realia ukazały wyjątkowo urocze leśne widoki oraz wyjątkowo urocze leśne dróżki – znaczy ostro pod górę i kamiory. Co prawda wraz z panią eM natychmiast zaproponowałyśmy, by porzucić pana eM u

Staram się unikać wtrętów politycznych

ale od wczorajszej nocy nie opuszcza mnie literackie skojarzenie. (…) Wspólnym wysiłkiem ządu i społeceństwa pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa. Panowie! Do góry głowy i syje! A społeceństwo: Zecywiście, dobrze, ze tę zabę złapaliście. A teraz wsyscy ksyknijmy: Niech zyje!

Wielkie szczęście zapanowało w rodzinie

gdyż Potomstwo wyrekrutowało się do wybranego przez siebie liceum. Mam więc w domu licealistkę i trzy lata przerwy do następnego kosmicznego stresu, jakim będzie matura. Mam nadzieję, że do tego czasu przybędzie pańci nieco rozumku i przy maturze nie będzie już takich jazd, jakie matka miała w roku bieżącym. Oczywiście nie wiążę się z tym pragnieniem jakoś obsesyjnie, ponieważ jestem rozsądna. Oprócz miejsca w liceum, Potomstwo posiadło przecudnej urody ropne zapalenie gardła wraz z wysoką gorączką do kompletu. Jako że zawsze lubię – metodą Pollyanny – w każdej rzeczy znaleźć coś dobrego, cieszę się, że przynajmniej wiem, gdzie obecnie przebywa (zwykle nie wiem, bo ona ma prawie 16 lat, matki nastolatków zrozumieją, o czym piszę). Mianowicie w dużym pokoju, snobistycznie określanym mianem salonu. Leży tam na kanapie i głęboko przeżywa swoje nieszczęście, łamane przez: śpi, gra na PSP, ogląda telewizję, inne. Nie wiem z kolei, gdzie przebywa Prezes, gdyż – jak wiadomo – jest w permament