Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2018

2460

Obraz
Ale, ale! Nadejszła kolejna wiosna i uzmysłowiłam sobie, że mamy tu jeden tag zakopany od bardzo dawna. Buty! Kupiłam sobie nowe buty! Są tak cudowne, że chyba będę z nimi spała. Widziałam je na Allegro w zeszłym roku i zapragnęłam pójść w nich do ślubu, ale przecież nie będę kupowała za 300 zł butów, skoro suknię ślubną kupiłam za 75. Temat umarł. Aż tu nagle przychodzę, wchodzę, patrzę i co widzę? Są! Za 150. To już się nie zastanawiałam. Może i do ślubu w nich nie poszłam, ale człowiek powinien mieć piękne życie, nawet jeśli mąż zawalił sprawy podatkowe i w najbliższym czasie będziemy jeść korę. Drzewną. Ale za to w jakich butach!!! No to proszę. Poznajcie się. Państwo - buty. Buty - Państwo. Jestem ZAKOCHANA.

2459

Dziś jest smutny dzień, kiedy kobiety (i niektórzy mężczyźni też) znów musiały wyjść na ulicę. Dlatego czuję, że pomimo wielokrotnego przedstawiania moich poglądów na tę sprawę, właśnie teraz mam obowiązek się wypowiedzieć. Jest prawdą, że pisałam o stosunku do wolnego wyboru i o prawach człowieka już wielokrotnie. Myślę, że powiedziałam chyba wszystko, co można powiedzieć. W związku z tym podkreślę tylko jedno. Zwolennicy prawa wyboru mówią: "Postępuj zgodnie ze swoim sumieniem". Przeciwnicy prawa wyboru mówią: "Postępuj zgodnie z moim sumieniem". Jeśli jest jeszcze ktoś, kto naiwnie myśli, że go to nie dotyczy, to ja współczuję. Bo za chwilę będziecie wszyscy robili, co wymyśli dla Was episkopat. Wyobraźcie sobie najbardziej abstrakcyjną sytuację - np. że musicie chodzić tylko tyłem. Albo na rękach. Bo tak Wam episkopat każe. Jeśli dziś jesteście za odebraniem kobietom elementarnych praw człowieka, jutro będziecie chodzić wyłącznie tyłem lub na rękach. Tylko

2458

Ale chwileczkę! Chyba musimy ze sobą poważnie porozmawiać. Bo ja tu tak leżę na kanapie, w podusiach apetycznie się umościłam, lampę typu bowl przesunęłam nad głowę, na nosie świeżo pozyskane okulary do czytania - gdyż dorosłam, co rozpoznałam po ważkim fakcie nagłego skrócenia się rąk oraz po tym, że mąż pyta, czy też chcę się napić ziółek - na stopie pies, na podołku kot. I czytam. Czytam sobie, czytam nowość wydawniczą, aż nagle wnet! Oto dotarłam do fragmentu o piciu naleweczki. Dygresja: kiedy nadchodzi moment, że zaczyna się mówić "naleweczka" i co gorsza pić, w miejsce dojenia wódy oraz dzikich hopsasów? Zakładając jakiekolwiek hopsasy w moim wykonaniu, ma się rozumieć. No więc - kiedy?! Bo to mi umknęło. Ale ad rem. Dotarłam nagle wnet do fragmentu o piciu naleweczki i gdzieś wewnątrz załaskotał mnie niepokój. Z początku nie wiedziałam, o co chodzi. Na wszelki wypadek podrapałam się po udzie, ale nie przeszło. Przerwałam więc czytanie i rozejrzałam się wokół. Ko

2457

Ponieważ okres rozliczeniowy w rozkwicie, chciałabym Wam przypomnieć o fajności niewrzucania do jednego wora 1% swojego podatku, bo można przeznaczyć go na coś sensownego w miejsce dokarmiania głodujących ministrów. Gdybyście akurat nie mieli pomysłu na rozporządzenie tą częścią Waszego majątku, przedstawiam kilka propozycji. Mikołajek . Od lat, niezmiennie podopieczny naszych serce związanych Macierzyństwem bez lukru . Dla tych, którzy są tu nowi i nie znają tej części mojej bujnej osobowości – Mikołaj choruje na rdzeniowy zanik mięśni typu I (SMA I), jest dzieckiem zjednoczonym z respiratorem. Piszemy dla niego książki i organizujemy różne eventy, a pozyskane w ten sposób środki przeznaczamy choćby na to, żeby nasz podopieczny mógł w miarę normalnie żyć, co w jego przypadku obejmuje np. wychodzenie z domu (niedawno zrzucaliśmy się na worek ambu). Mikołajkowi można pomóc wypełniając formularz w następujący sposób: KRS 0000037904 (cel szczegółowy: 13401, Kamiński Mikołaj).

2456

Obraz
Moja córkę wychowały koty. Kochane, cudowne rodzeństwo pręgusów w idealnie białych skarpetach. Znalazłam je - osierocone - nad morzem, gdy miałam 17 lat. Przygarnęłam, przewiozłam przez całą Polskę, podrzuciłam rodzicom i ruszyłam dalej w trasę, jak to w czasie, gdy człowiek zachłystuje się swoją, nagle pozyskaną, nieomal dorosłością. Tata ich nie chciał. Był bardzo zły, pokłócił się z mamą i nie odzywał do niej tygodniami. Mama, nic sobie z tego nie robiąc, nosiła maleńkie kociątka w kieszeniach fartucha. Na moje wezwanie "Kochane pieniądze przyślijcie rodzice", gdzieś na poczcie w nadmorskim zadupiu pojawił się przekaz z adnotacją "Koty czekają". Faktycznie czekały. Jeden przez następnych 17, a drugi - 19 lat. Raz w życiu widziałam tatę płaczącego, to było wtedy, gdy odeszła jego miłość, jego ukochany, dwunastokilowy (sic!) Pimpuś. Nie pytając taty o zdanie zabrał go rak. Wiele lat wcześniej przyniosłam do domu moich rodziców trzykilowe, wierzgające i ryczące