Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2017

2407

Obraz
Karolinie* wywalają bezpieczniki przy czwartym dziecku, co jest w pełni zrozumiałe. Mam nieomal bałwochwalczy stosunek do matek wielodzietnych, które uważam za najmężniejsze z mężnych, najsilniejsze z silnych, najtwardsze z twardych. Jeśli ktoś ma co do tej sprawy wątpliwości, niechże spędzi parę dni z czwórką (dajmy na to) drobiazgu. A potem niech wróci i złoży stosowną samokrytykę. Oraz pomyśli, że ta matka oprócz dzieci ogarnia również całą rzeczywistość - od prania do remontu i zakupu samochodu, nierzadko pracując zawodowo. To jest coś, czego mój mały, skromny rozumek po prostu nie pojmuje, iskrzy mi na stykach i muszę się natychmiast napić. Te same emocje odczuwam na myśl o matkach dzieci z niepełnosprawnościami. W związku z powyższym notkę tę dedykuję Karolinie, mimo że w ogóle jej nie dotyczy. Ale potrzebuje oderwać się od codzienności, a skoro ona chce, to ja piszę. ---------- Pragnę zaapelować do wszystkich ludzi sprzedających odzież przez internet na skalę masową. Otóż

2406

Tak śmy się z Zacofanym w lekturze * poprztykali o Nogasia redaktora oraz, przy okazji, Boczka Ewrzena, że zaczęłam myśleć, o co właściwie chodzi z tymi książkami. Dlaczego mianowicie mnie różne rzeczy nie śmieszą albo wręcz nudzą? Dwa dni myślałam. I co? I wymyśliłam! Co więcej - to prawdopodobnie jakaś prawda uniwersalna i dotyczy także Chmielewskiej. Czyli w końcu mamy odpowiedź na pytanie: "Dlaczego nie mogę w Chmielewską?". Nie będę Was trzymać w niepewności, bo sprawa jest prosta, jak drut. Otóż ja Chmielewskiej nie wierzę. I nie wierzę też Boczkowi Ewrzenowi. Oraz kilku innym autorom. Przez to, że im nie wierzę, historie, które tworzą, nudzą mnie nieznośnie. A nawet męczą i żenują. Oraz całkowicie, od A do Z nie śmieszą. Bo widzicie... historia opisana w powieści musi być autentyczna. - Ale jak to?! - zakrzykniecie zapewne. - Czytasz fantasy i bredzisz o autentyczności?! Ano tak. Uwielbiam nieodżałowanej pamięci Terry'ego, choć jego książki z założenia są baj

2405

Obraz
W moim pięknym mieście, roboczo zwanym "tą wsią, gdzie mieszkamy", dystrybuowany jest bezpłatnie miesięcznik, którym jestem zafascynowana do granic wytrzymałości. Za każdym razem, gdy odkrywamy kolejny numer w skrzynce pocztowej, porzucamy wszelkie czynności - choćby nie wiem, jak pilne były - i biegniemy czytać. Zawsze zaczynamy od tego samego miejsca... Jeszcze nigdy się nie zawiedliśmy, bo lokalni reporterzy czuwają, by nie umknęło im najmniejsze zdarzenie niepożądane. Dziś do łez wzruszenia doprowadził mnie następujący przypadek: Cóż za zmotywowany człowiek, naprawdę. Mamy też kronikę strażacką (6 czerwca na ul. Wandy nasi dzielni strażacy uwalniali kota ze rury kanalizacyjnej - trochę martwi mnie słowo "uwalniać", bo sugeruje niepowodzenie), porady prawne mecenasa Orzeła (w tym miesiącu dokonujące wtórnej wiktymizacji ofiary wyłudzenia, ale ufam, że w zbożnym celu), informacje o pakiecie 500+, dofinansowaniu wymiany pieców, dyżurach radnych,