Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2017

2403

Kiedyś Tato powiedział mi, że w pewnym momencie dojrzały czytelnik zaczyna odczuwać brak pociągu do beletrystyki. Puściłam to mimo uszu, ale zaczyna mi się wydawać, że miał rację i najlepszym przykładem wtórnego odprysku czytelnictwa w moim przypadku jest nie to, co czytam, ale to, co piszę. Coraz częściej czuję potrzebę, żeby wypowiedzieć się na tematy społeczne - coraz rzadziej, by pisać o kolejnym podkopie pod płotem. Wychodzi na to, że - jak zaśpiewał niegdyś zaprzyjaźniony zespół rockowy: ojciec ma zawsze rację*. O czym więc dzisiaj zamierza opowiedzieć Ciocia Asia? Ano o odpowiedzialności i przewidywaniu konsekwencji. Dzięki temu wstępowi ci z Was, których moja czcza gadanina irytuje, mogą już wyłączyć telewizor. Cierpliwszych zapraszam do rozważań. Piszę na gorąco, ponieważ uważam, że sprawa tego wymaga. Być może powstrzyma to kilka osób od emocjonalnego kliknięcia i nie ukrywam, że na to właśnie liczę. Dziś popołudniu internety (z naciskiem na fejsbuk) obiegła informacja, k

2402

Dziś zapragnęłam Wam wytłumaczyć niezwykle łopatopogicznie, dlaczego Hanusia jest Bardzo Niegrzecznym Pieskiem. Ujmując rzecz w najkrótszym możliwym skrócie - Hanusi nie da się wychować, ponieważ przestępstwa popełnia radośnie i człowiek nie potrafi jej skarcić. Egzemplum. Hanusia wykopuje kolejną dziurę pod płotem, a następnie zwiewa do tych łąk i pól zielonych. Człowiek (czyli ja) wyparza z chałupy i ryczy: HANKAAAAAAAA!!! A Hanusia... Człowiek podejmuje kolejne wyzwanie i ryczy: HANKAAAAA, CHODŹ TUTAJ!!! A Hanusia... Do tego odwraca główkę w stronę człowieka, wywiesza józiowy ozór, łopocze nim na wietrze i... Jeśli akurat trawa lub zboże podrośnie, to widzimy tylko fragmenty całej zabawy (bo część Hanusi znika), ale zawsze... I ja nie potrafię się na nią gniewać. Gdyż w Hanusi jest cała radość życia, te muchy pomiędzy zębami, łopot ozora na wietrze, furgająca kita i cwał. Jeśli mi się kiedyś uda - sfilmuję i sami zobaczycie. To znaczy... nie zobaczycie, bo

2401

Internet jest dla mnie źródłem uczuć skrajnych. Z jednej strony uważam go za absolutny cud: ta unikalna w historii świata dostępność informacji, które są na wyciągnięcie nawet krótkiej ręki*, interakcje, którym zawdzięczam swoje dobre, ba! cudowne życie oraz multum znajomości, których nie nawiązałabym w żadnej innej sytuacji, dobro i pomoc, jakiej doświadczają potrzebujący**, pospolite ruszenia w obronie praw, wzrost społecznej świadomości i wiele, wiele innych. A z drugiej... to poczucie anonimowości i bezkarności, które pozwala niektórym osobom*** myśleć, że mogą napisać każdą bzdurę i świństwo, ponieważ nikt ich nigdy nie znajdzie. Jakże się mylą. Ta dualna rozterka, która zaprowadziła mnie do dzisiejszej notki, odkłada się gdzieś w duszy od lat, ale szczególnie ukłuła w sprawie sędziego Jarosława Gwizdaka - osoby medialnej i nietuzinkowej, dającej się dostrzec w morzu głów. Na głowy te sypie się wiele oskarżeń o złą, krzywdzącą szarego obywatela pracę. Wypowiadający się nie dostr